Pasażerowie lecącego do Egiptu Airbusa A320 przeżyli chwile grozy, gdy załoga samolotu, na skutek żartu 64-letniego Polaka, zdecydowała o awaryjnym lądowaniu na lotnisku w Burgas w Bułgarii. Mężczyzna, który awanturował się z personelem pokładowym, w pewnej chwili poinformował, że na pokładzie jest bomba.
Nie pomogły późniejsze tłumaczenia 64-latka, że to był "tylko żart". Na lotnisku wszyscy pasażerowie musieli opuścić samolot, wyładowano i ponownie drobiazgowo sprawdzono ich bagaże. Do akcji wkroczyły także służby specjalne, które drobiazgowo przeszukały maszynę.
Żartowniś trafił do aresztu, a pozostali turyści do hotelu, gdzie czekali na drugi samolot podstawiony przez linie lotnicze.
Small Planet Airlines zamierzają wyegzekwować od 64-latka koszty, jakie poniosły na skutek jego nieodpowiedzialnego żartu. Rachunek żartownisiowi wystawią prawdopodobnie także bułgarskie służby, które przeszukiwały samolot.