Podkarpacie. Ukraińskie służby miały próbować zwerbować gangsterów

Media donoszą, że bracia Aleksiej i Jewgienij R. prowadzący agencje towarzyskie na Podkarpaciu, przez wiele lat byli "pod lupą" ukraińskich służb. W latach 2003-2011 agenci mieli najróżniejszymi sposobami próbować przekonać ich do współpracy.

Podkarpacie. Ukraińskie służby miały próbować zwerbować gangsterów
Źródło zdjęć: © East News
Patryk Osowski

24.09.2019 | aktual.: 24.09.2019 17:15

Sprawa dotyczy afery z Podkarpacia. Były agent CBA twierdzi, że na przestrzeni lat z agencji towarzyskich braci R. - obywateli Polski ukraińskiego pochodzenia - korzystało wielu biznesmenów i polityków, w tym ważny działacz PiS. Szczegóły wyjaśnia prokuratura.

Tymczasem Onet dotarł do akt sprawy i zeznań, które gangsterzy składali w Sądzie Okręgowym w Tarnowie. Wynika z nich, że od wielu lat ukraińskie służby - ściśle powiązane z rosyjskimi - "stawały na głowie", ale nakłonić Aleksieja i Jewgienija R. do współpracy. Cel? Dziennikarze wskazują, że gangsterzy z pewnością posiadali nagrania - sekstaśmy - ważnych osób, które korzystały z ich agencji towarzyskich. Nośniki z takimi materiałami mogły mieć dla strony ukraińskiej - czy rosyjskiej - ogromną wartość.

Z zeznań ma wynikać, że bracia R. byli namawiani do współpracy prośbą, a potem groźbą. Przypomnijmy, że mężczyźni mieszkają w Polsce od lat dziewięćdziesiątych. W 2000 r. otrzymali polskie obywatelstwo. Oficjalnie zajmują się działalnością gospodarczą polegającą na prowadzeniu hoteli, restauracji, wynajmie i handlu nieruchomościami. "Faktycznie jednak prowadzą sieć domów publicznych na Podkarpaciu, do której sprowadzali na przestrzeni lat setki kobiet, głównie z Ukrainy" - pisze Onet.

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy miała zacząć się nimi interesować w 2003 roku. Mężczyźni odrzucili jednak początkowe oferty współpracy, więc w 2005 roku druga strona zmieniła taktykę. Jak czytamy, to wtedy na celowniku SBU pojawił się Witalij H., przyjaciel Aleksieja i Jewgienija. – Pytali mnie, jak często i co bracia przewożą przez granicę, czy nie przewożą CD–romów, pendrive’ów oraz dlaczego nie przyjeżdżają na Ukrainę – zeznał Witalij H.

Rusłan B. - wdzięczny przyjaciel, który zaczął grozić

Ponieważ dotarcie do niego również nie przyniosło efektów, na horyzoncie miał pojawić się Rusłan B., pseudonim "Bazar". Dawny znajomy potrzebował pomocy, a bracia R. mieli mu pomóc pożyczając dużą sumę pieniędzy. W zamian mężczyzna miał zaproponować, że zacznie pracować dla Aleksieja i Jewgienija, a tym samym odpracuje swój dług.

Po pewnym czasie Rusłan B. zdradził, że ma kontakty z ukraińskimi służbami i zaczął namawiać braci do współpracy. Chętnie mówił ponoć o technikach operacyjnych SBU. Groził, że jeśli sutenerzy nie podzielą się swoją wiedzą z oficerami z Ukrainy, wpadną w kłopoty.

Co ciekawe, miał przekazać braciom kopię pisma ukraińskiej prokuratury, w którym ta zwraca się do polskich śledczych o pomoc w sprawie, gdzie podejrzanymi są właśnie bracia R. Rusłan B. miał przekonywać, że nawet jeśli służby nie dysponują prawdziwymi dowodami na działalność przestępczą sutenerów, bez trudu je spreparują i przekażą stronie polskiej. To oznaczałoby poważne kłopoty.

W międzyczasie służby miały też nachodzić ojca sutenerów - mieszkającego na Ukrainie emerytowanego chirurga wojskowego służącego w wojskach rakietowych.

172 tys. dolarów i 85 tys. euro dla ukraińskich służb?

W zeznaniach gangsterzy podkreślają, że byli nieugięci, więc w końcu pojawiła się nowa propozycja - spokój za pieniądze. "Jak twierdzą, w latach 2007–2011 przekazali SBU za pośrednictwem 'Bazara' 172 tys. dolarów i 85 tys. euro. Część spotkań, w trakcie których przekazywali gotówkę była nagrywana. Szantaż ze strony Rusłana B. jednak się nie kończył" - czytamy.

Wtedy - jesienią 2011 roku - bracia zdecydowali się na skierowanie zawiadomienia do polskiej prokuratury. Adwokat Jewgienija i Aleksieja R złożył zawiadomienie o "szpiegostwie przeciwko Polsce". Według braci już od 2007 r. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy próbowała uzyskać konkretne informacje o osobach, które korzystały z podkarpackich agencji towarzyskich.

Śledczy początkowo mieli nie wierzyć sutenerom i twierdzić, że nie mogli być werbowani lub że jest to mało prawdopodobne. Bracia twierdzą, że bali się coraz bardziej.

Zdaniem dziennikarzy, sytuacja zmieniła się w 2015 r., gdy braćmi R. zaczęła interesować się krakowska Prokuratura Okręgowa. Powód? Śledczy dostrzegli wiele niuansów m.in., że bracia mieli pewne dokumenty, zanim trafiły one jeszcze do Polski. Był to niezbity dowód, że musieli mieć kontakt i dostać je od strony ukraińskiej.

Sprawa jest analizowana do dzisiaj. Mężczyźni są w kontakcie z prokuraturą. W rozpoczętych sprawach przyznali się do winy i poszli na współpracę. Poddali się karze i są obecnie na wolności.

Źródło: Onet, Rzeczpospolita

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (192)