PiS mówi o "końcu afery" Pegasusa. Rządzący odpowiadają, że to dopiero początek
Członkowie komisji śledczej ds. Pegasusa nie są zaskoczeni skalą inwigilacji ujawnioną przez Adama Bodnara. Według posłów PiS dane przeczą tezie o "masowych i nielegalnych podsłuchach". - W przypadku Krzysztofa Brejzy mamy potwierdzenie, że dane z jego telefonu były zaciągane wstecz - odpowiada na to przewodnicząca komisji Magdalena Sroka w rozmowie z WP.
578 osób inwigilowanych Pegasusem w latach 2017-2022 - ta dodatkowa informacja, zawarta w corocznym sprawozdaniu prokuratora generalnego w sprawie stosowania kontroli operacyjnej w 2023 roku, kończy trwające miesiącami spekulacje na temat skali stosowania izraelskiego systemu w Polsce. Raport, który we wtorek najpierw został opublikowany na stronach Senatu, później Sejmu, nie wywołał politycznego trzęsienia ziemi.
Jak mówią w kuluarach przedstawiciele wszystkich stron, kluczowa będzie proporcja inwigilacji uzasadnionej wobec przypadków podyktowanych względami politycznymi.
Ustalenie tej proporcji to jedno z zadań sejmowej komisji śledczej ds. Pegasusa. Jej przewodnicząca Magdalena Sroka w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że nie jest zdziwiona skalą. Przyznaje też, że ona i inni sejmowi śledczy poznali ją razem z opinią publiczną, dopiero po publikacji informacji Adama Bodnara. Nie trafiła wcześniej do komisji śledczej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Jako komisja otrzymaliśmy informację z Sądu Okręgowego w Warszawie, że w badanym przez nas okresie, czyli od 16 listopada 2015 do 20 listopada 2023 roku, do sądu wpłynęło ponad 50 tys. wniosków o kontrolę operacyjną. Dlatego użycie Pegasusa w ramach kontroli operacyjnej wobec ponad 500 osób mnie nie zaskakuje. Pamiętajmy, że każdy jeden przypadek to ogromne pieniądze, bo to system, którego użycie jest bardzo kosztowne - komentuje przewodnicząca komisji.
PiS mówi o "końcu afery"
Raport Adama Bodnara chętnie komentują politycy PiS. Według nich ujawniona skala 578 osób w latach 2017-2022 nie potwierdza zarzutów o masową inwigilację. Rekordowe 162 przypadki przypadły na cały 2021 rok. Partia Jarosława Kaczyńskiego chętnie powołuje się też na wypowiedź ministra koordynatora służb specjalnych. Tomasz Siemoniak w TVN24 przyznał, że sądy wydawały zgodę na inwigilację, co ich zdaniem zadaje kłam mówieniu o rzekomej nielegalności podsłuchów.
- Koalicja rządząca przed wyborami wskazywała na rzekomo masową skalę kontroli operacyjnych. Jak się okazuje, sam prokurator generalny Adam Bodnar dzisiaj wskazuje taką liczbę, która w rozłożeniu na konkretne lata zaprzecza tezie o masowości podsłuchów. Polska jest dużym krajem, w którym niestety są też popełniane przestępstwa i służby muszą dysponować takimi instrumentami, aby skutecznie zwalczać przestępczość zorganizowaną. Bez względu na to, czy ma ona podłoże terrorystyczne, czy korupcyjne - mówi w rozmowie WP Marcin Przydacz, członek komisji śledczej ds. Pegasusa z PiS.
Sroka zdecydowanie nie zgadza się z takimi opiniami polityków PiS. - Aferę Pegasusa trzeba rozpatrywać nie tylko z perspektywy zgody sądu, ale też: przekazywania środków niezgodnie z normami prawnymi, kwestię dopuszczenia systemu bez akredytacji, co mogło spowodować, że obce służby wchodziły w posiadanie informacji co do obiektów, wobec których stosowana była kontrola operacyjna - podkreśla przewodnicząca komisji.
"Mamy potwierdzenie". Sroka o nowych ustaleniach
Sroka informuje również, że komisja śledcza ma potwierdzone zastrzeżenia wobec stosowania systemu, mimo zgody sądu. - W przypadku Krzysztofa Brejzy mamy potwierdzenie, że dane z jego telefonu były zaciągane wstecz, a nie wyłącznie w okresie, na jaki udzielona była zgoda na kontrolę operacyjną. Ten czasookres nie został więc zachowany - mówi.
- Sędziowie nie są zwolnieni z odpowiedzialności za udzielanie zgód, bo mogli zwrócić się o pełną dokumentacją przed udzieleniem zgody. Natomiast sędziowie zakładali, że jeśli wydawali zgodę na kontrolę operacyjną w danym okresie, to tak będzie ona wykorzystana. Kolejna skandaliczna rzecz to wyciek danych do TVP i używanie danych do walki politycznej, tak jak właśnie w przypadku Krzysztofa Brejzy. Zdecydowanie więc nie zgadzam się z politykami PiS, którzy mówią, że wszystko było legalne. Nie ma co się zasłaniać zgodami sądu. Jeżeli uda się choć w części odtajnić dokumenty, które do nas docierają, rzuci to nowe światło na cały system - dodaje.
Posłanka podkreśla, że służby w Polsce powinny być silne i muszą dysponować najlepszymi systemami do ścigania przestępstw, ale nigdy nie mogą być wykorzystywane do celów politycznych. - To, co zrobił PiS, to narażenie naszego państwa na niebezpieczeństwo w bardzo walu obszarach. To jest ogromna wina PiS - puentuje szefowa komisji śledczej.
Z kolei wiceszef komisji Marcin Bosacki z Koalicji Obywatelskiej ma nadzieję, że osoby, które otrzymują pisma z prokuratury oraz status świadka, opowiedzą o tym publicznie. - Spodziewałem się od wielu miesięcy, że to będzie liczba, która będzie sięgała setek a nie dziesiątek przypadków. Kluczowe pytanie, ile osób było inwigilowanych z przyczyn politycznych, u których szukano na siłę powodów pseudo-prawnych, żeby je inwigilować - mówi.
Poseł uważa, że tak było w przypadku m.in. Krzysztofa Brejzy, Jacka Karnowskiego czy Romana Giertycha. - Oni są wśród tych pierwszych 31 powiadomionych osób, ale wiemy, że będą kolejne odsłony. Mam nadzieję, że wspólnie będziemy to ustalać i mam nadzieję, że wszystkie osoby z 31, które dostały pisma z prokuratury, ogłoszą to opinii publicznej. Nawet jeżeli są wśród nich ludzie związani z PiS, którego służby tej inwigilacji dokonywały - dodaje.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski