Palikot może trafić za kratki za "prezydenta-chama"
Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła
śledztwo dotyczące wypowiedzi posła PO Janusza Palikota, który
oświadczył w lipcu w TVN24, że uważa prezydenta Lecha Kaczyńskiego
"za chama".
20.08.2008 | aktual.: 20.08.2008 15:24
Jak poinformowała rzeczniczka prokuratury Katarzyna Szeska, postępowanie wszczęto z artykułu 135 Kodeksu karnego, zgodnie z którym osobie, która publicznie znieważa głowę państwa grozi do trzech lat więzienia. Toczy się ono w sprawie. Nikomu dotychczas nie postawiono zarzutów - dodała.
Śledztwo to efekt postępowania sprawdzającego, wszczętego przez prokuraturę z urzędu i prowadzonego od lipca.
Palikot w swojej wypowiedzi odnosił się do wcześniejszej publikacji "Dziennika", dotyczącej rozmowy prezydenta Kaczyńskiego i szefa MSZ Radosława Sikorskiego ws. tarczy antyrakietowej.
Gazeta przytoczyła zrekonstruowane fragmenty tajnej rozmowy z 4 lipca w BBN. Prezydent - według gazety - miał pytać Sikorskiego m.in. czy to on tłumaczył telefoniczną rozmowę Tuska z wiceprezydentem USA Dickiem Cheney'em. Dopytywał się też czy Sikorski zna Rona Asmusa, prominentnego polityka amerykańskich demokratów. "Dz" napisał także o wymianie zdań między Sikorskim a szefową Kancelarii Prezydenta Anną Fotygą, podczas której minister spraw zagranicznych miał powiedzieć: można być prezydentem, ale można być też chamem.
Uważam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za chama. Rzeczywiście jego wypowiedzi, które przytacza "Dziennik", dotyczące sposobu protokołowania spotkania z ministrem spraw zagranicznych są chamskie i one go kompletnie dyskredytują jako prezydenta tego kraju - mówił Palikot, pytany o to w TVN24.
Jego wypowiedź wzbudziła m.in. krytykę posłów PiS. Skierowali oni wniosek o ukaranie Palikota do sejmowej Komisji Etyki Poselskiej oraz zawiadomienie do prokuratury.
Tymczasem niedawno lubelska prokuratura umorzyła inne śledztwo w sprawie znieważenia prezydenta przez Palikota, który pytał o ewentualne nadużywanie alkoholu przez Lecha Kaczyńskiego. Uznano, że czyn Palikota może być uznany tylko za przestępstwo pomówienia, które jest ścigane z oskarżenia prywatnego. Pełnomocnik prezydenta RP złożył zażalenie na decyzję prokuratury; rozpatrzy je lubelski sąd.
Także sąd - tym razem w Gdańsku - ma zbadać zażalenie prezydenta na umorzenie śledztwa w sprawie znieważenia go przez Lecha Wałęsę słowami: "durnia mamy za prezydenta".
W lutym 2007 r., po ujawnieniu przez prezydenta RP raportu z weryfikacji WSI, Wałęsa powiedział w TVN24, że raport jest "głupi" i "w ogóle nie uwzględnia tamtych czasów". Dokument wskazywał m.in., że Wałęsa ponosi "szczególną odpowiedzialność" za nieprawidłowości w WSI. Na stwierdzenie dziennikarki, że wykrzyczał swój żal do L. Kaczyńskiego, Wałęsa odparł: bo tego durnia mamy za prezydenta.Wałęsa przepraszał za te słowa, "jeśli ktokolwiek z rodaków poczuł się nimi urażony".
W lutym tego roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo uznając, że wypowiedź Wałęsy była emocjonalna, ale nie znieważająca i nie nosiła cech przestępstwa. Kancelaria Prezydenta RP złożyła zażalenie, którego prokuratura nie uwzględniła.
Najgłośniejsza tego rodzaju sprawa dotyczyła Huberta H., bezdomnego z Dworca Centralnego w Warszawie, który pijany, w obecności zatrzymujących go policjantów, wulgarnie wyraził się o prezydencie i ówczesnym premierze. W grudniu 2006 r. Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył proces w tej sprawie uznając, że czyn zarzucony Hubertowi H. miał znikomą szkodliwość społeczną.
W 2007 r. warszawska prokuratura umorzyła zaś śledztwo w sprawie artykułu w niemieckim "Die Tageszeitung" pt. "Młody polski kartofel. Dranie, które chcą rządzić światem", opublikowanym na tydzień przed planowanym spotkaniem prezydenta Kaczyńskiego z kanclerz Niemiec Angelą Merkel i prezydentem Francji Jacquesem Chirakiem. Autor tekstu porównał w nim polskiego prezydenta do kartofla; szydził też z jego matki. Jak twierdziły niektóre polskie i niemieckie media, artykuł był przyczyną odwołania przez prezydenta udziału w spotkaniu w Weimarze.