Orędzie Junckera: Europa mocarstwowa, ale zmęczona
W orędziu o stanie Unii Europejskiej Jean-Claude Juncker starał się odpowiedzieć na problemy i kryzysy zagrażające Europie i odnowić wiarę w UE. Ale nie zrobił tego zbyt przekonująco. Junckerowi, tak jak samej Unii, brakuje przede wszystkim jednego - charyzmy. To nie wystarczy, by tchnąć we Wspólnotę nowe życie.
Słuchając szefa Komisji Europejskiej w Strasburgu, trudno było nie ulec wrażeniu dysonansu. Juncker mówił o dokonaniach Unii i poprawiającej się sytuacji na kontynencie. Cytował przekonujące dane: najniższe bezrobocie od 2000 roku, 12 milionów nowych miejsc pracy, największy poziom zatrudnienia. Liczba migrantów przybywających do Europy jest dziś o 80-90 procent mniejsza niż w szczycie kryzysu.
Wszystko to dobrze wygląda na papierze. Ale jednocześnie chciałoby się zadać pytanie: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? W proklamowany przez siebie optymizm i osiągnięcia, zdawał się nie wierzyć nawet Juncker, który najważniejsze przemówienie roku wygłosił monotonnym, zmęczonym, biurokratycznym głosem.
To tym większa szkoda, że jeśli chodzi o treść, orędzie Junckera miało całkiem sporo ciekawych elementów. Mówiąc Macronem, malował obraz "europejskiej suwerenności" i Unii jako ważnego gracza na scenie światowej, konkurującego z Rosją na Bałkanach ("musimy uregulować sprawę rozszerzenia UE, zanim zrobią to za nas inni"), z Chinami w Afryce (propozycja nowego sojuszu z Afryką) i Stanami Zjednoczonymi w kwestii handlu i rywalizacji euro z dolarem. Postulował uczynienie z Unii bardziej samodzielnego mocarstwa, zdolnego do osiągnięć w kosmosie (program Galileo, mający konkurować z systemem GPS) i łatwiejszego podejmowania decyzji, tak by jeden kraj nie mógł blokować porozumienia ws. rosyjskich sankcji czy powstrzymywać Unii od zajmowania asertywnej pozycji wobec Chin.
Juncker zwracał też uwagę na konkretne rzeczy, którymi UE zajmie się w kwestii ograniczenia migracji - problemu, który być może najbardziej przyczynił się do wzrostu populizmu i podważenia wiary w Unię Europejską. Mówił o zwiększeniu sił straży granicznej, dodatkowej pomocy w szybszym rozpatrywaniu wniosków azylowych i usprawnieniu deportacji. Jednocześnie wciąż daleko jest od całościowego rozwiązania tego problemu.
W przemówieniu znalazły się też inne mniejsze rzeczy, wpływające na życie Europejczyków, takie jak propozycja zlikwidowania zmiany czasu z letniego na zimowy.
- W małych sprawach bardziej ambitni, w wielkich bardziej skromni - stwierdził Juncker.
Co najbardziej interesujące dla polskich rządzących, elementem bardziej mocarstwowej i suwerennej Europy miałoby też być rygorystyczne podejście do traktatów i praworządności. Juncker nie wymienił tutaj Polski z nazwy, ale aluzja była oczywista. Poparł w tym swojego zastępcę Fransa Timmermansa i stwierdził, że artykuł 7 powinien być stosowany wszędzie tam, gdzie podstawowe zasady Unii są łamane. Dodał, że wyroki unijnego Trybunału są ostateczne, a ich wypełnienie jest obowiązkiem, a nie wyborem.
Zapewne wizja Junckera nie wszystkim musi się podobać. Ale biorąc pod uwagę coraz bardziej niestabilną pozycję na świecie i rywalizację Chin z USA, kierunek ten jest wręcz konieczny, by Europa nie stała się tylko biernym obserwatorem lub wręcz ofiarą tych rozgrywek. Tym większa szkoda, że Junckerowi nie udało się wyjść poza unijno-biurokratyczny schemat, który raczej nie porwie wyborców i tych, którzy dotąd nie zwracali uwagę na Unię.
Rozdźwięk między zmęczoną twarzą szefa Komisji a ambitnymi i optymistycznymi słowami był tu symboliczny. Trzeba mieć nadzieję, że nowy, mniej zużyty w unijnej grze szef będzie potrafił wnieść w ambitny europejski projekt nowe życie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl