Niemiecki prawnik Armin von Bogdandy: istnieją powody do mieszania się w spór o polski TK
• Prawnik analizuje możliwości sankcji i apeluje o zrozumienie dla Polski
• Opowiada się za współpracą Rady Europy i UE wobec naszego kraju
• Tekst ukazał się w czwartkowym wydaniu "Frankfurter Allgemeine Zeitung"
31.03.2016 | aktual.: 31.03.2016 13:15
Niemiecki prawnik Armin von Bogdandy z Instytutu Maxa Plancka w Heidelbergu uważa, że chociaż Polska jest krajem suwerennym, instytucje europejskie mają powody, by mieszać się do sporu o TK; analizuje możliwości sankcji i apeluje o zrozumienie dla Polski.
"W Polsce toczy się obecnie bezprecedensowa walka pomiędzy Trybunałem Konstytucyjnym a większością rządową. Wiele przesłanek wskazuje na to, że ta ostatnia chce sparaliżować sąd, którego większość sędziów mianował poprzedni rząd, aby przeprowadzić szybko fundamentalne zmiany" - pisze von Bogdandy w czwartkowym wydaniu gazety "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Specjalista od prawa publicznego i międzynarodowego jest dyrektorem Instytutu Maxa Plancka w Heidelbergu.
Niemiecki prawnik przypomina "dramatyczną" jego zdaniem ocenę Komisji Weneckiej, według której "osłabienie efektywności TK podważy demokrację, prawa człowieka i rządy prawa". Wspomina też o wystąpieniu premier Beaty Szydło w Parlamencie Europejskim w styczniu br., gdzie podkreśliła, że Polska jest suwerennym krajem, a demokratyczny mandat nowego rządu powinien być respektowany.
"To prawda" - przyznaje autor. Dodaje jednak, że "istnieją powody, dla których należy się wmieszać". Unia Europejska jest wspólnotą państw, które uznają kanon podstawowych wartości, takich jak demokracja, praworządność czy prawa człowieka. Każdy kraj członkowski musi przestrzegać podziału władz i decyzji TK - podkreśla prawnik.
Von Bogdandy zaznacza, że "wielu aktorów" jest zainteresowanych demokratyczną praworządnością konstytucyjną w Polsce. Wymienia w tym kontekście Watykan, OBWE, NATO, Radę Europy, UE, a także USA. Jak zauważa, nie przez przypadek do grupy, która sporządziła opinię dla Rady Europy, należy amerykański członek Komisji Weneckiej - Sarah Cleveland. Dodaje, że przy okazji polskiej sprawy, KE uruchomiła po raz pierwszy unijną procedurę badania praworządności.
"Ani opinia Komisji Weneckiej, ani ewentualne zalecenia KE, ani też debata w Parlamencie (Europejskim) nie mogą oczywiście zmusić polskiego rządu do zmiany decyzji" - pisze prawnik, zastrzegając, że "nie powinno się bynajmniej nie doceniać dynamiki takich instrumentów".
Von Bogdandy pisze, że obawy przed zastosowania tych instrumentów wynikają z "niedostatecznego zrozumienia" artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej przewidującego sankcje za naruszenie zasad, w tym zawieszenie prawa głosu kraju członkowskiego w Radzie UE.
"Opcja atomowa"
Prawnik przypomina ocenę byłego szefa KE Jose Manuela Barroso, który nazwał te sankcje "opcją atomową". "Taka retoryka jest błędna. Kraje Wspólnoty zgodziły się na art. 7; jego stosowanie jest legalne i uprawnione" - pisze autor.
Niechęć do sięgania po te instrumenty jest uzasadniana koniecznością uzyskania najpierw jednomyślnej zgody wszystkich państw, że zachodzi "poważne i stałe naruszenie" unijnych wartości (art.7 ust. 2), dopiero potem, większością kwalifikowaną, można państwu odebrać jakieś prawa wynikające z członkostwa UE (art.7 ust.3). To wydaje się nierealistyczne - wyjaśnia prawnik.
Von Bogdandy zwraca uwagę, że art. 7 ust. 1 przewiduje skuteczne sankcje - Rada UE może większością czterech piątych (22 kraje) stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia zasad przez dany kraj.
Jego zdaniem realizacja art. 7 ust. 2 wobec Polski też nie jest wykluczona. Jak wyjaśnia autor, "chociaż szef polskiej partii rządzącej (Jarosław Kaczyński - przyp.red.) jest w bliskim kontakcie z premierem Węgier", to pomiędzy reformami w Polsce, a reformami na Węgrzech jest "duża różnica".
"W przeciwieństwie do nowego polskiego rządu, Orban przestrzega jak dotąd formalnej praworządności" - twierdzi von Bogdandy. Jak dodaje, rządząca na Węgrzech partia była dotychczas popierana przez innych członków Europejskiej Partii Ludowej, dlatego "nie powinna być więc zupełnie niewrażliwa na ich żądania". Do podjęcia decyzji "wystarczyłoby zwykłe wstrzymanie się od głosu" - czytamy w "FAZ".
Von Bogdandy opowiada się za ścisłą współpracą Rady Europy i UE wobec Polski na podstawie opinii Komisji Weneckiej.
Niemiecki prawnik podkreśla, że instytucje europejskie powinny działać, "kierując się wolą dialogu i zrozumieniem dla Polski". Przypomina, że polska konstytucja z 1791 roku była "pierwsza pisaną nowoczesną konstytucją w Europie - symbolem europejskiego konstytucjonalizmu".
"Polskie prawo administracyjne, którego jądrem było prawne dyscyplinowanie władzy wykonawczej, zajmowało tak ważne miejsce w polskiej świadomości, że uczono go nawet w niemieckich obozach dla jeńców podczas II wojny światowej" - podkreśla.
"Niewiele narodów walczyło o dzisiejsze europejskie wartości z taką determinacją jak Polacy" - kończy swój wywód dyrektor Instytutu Maxa Plancka w Heidelbergu Armin von Bogdandy.