HistoriaMetody werbowania duchownych do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa

Metody werbowania duchownych do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa

Służba Bezpieczeństwa inwigilowała każdego kandydata na duchownego od chwili, gdy przekroczył próg seminarium. Dzięki temu funkcjonariusze mogli dobrać dla każdego przypadku odpowiednią metodę werbunku na tajnego współpracownika. Mimo ogromnego zaangażowania służb PRL w werbowanie duchownych, większość księży i zakonników nigdy nie ugięła się przed bezpieką. Wśród duchownych zdarzali się jednak ludzie, którzy okazali słabość. Był wśród nich m.in. przyszły arcybiskup, a także biskup pełniący ważne funkcje w Episkopacie Polski.

Metody werbowania duchownych do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

28.01.2014 13:25

Władza komunistyczna w Polsce, uznając Kościół katolicki za głównego wroga, represjonowała katolickich duchownych przez czterdzieści pięć lat, od chwili wkroczenia Armii Czerwonej w 1944 r., aż do przemian społecznych w 1989 r. Stosowała przy tym różne metody, które w konsekwencji sprowadzały się do zasady "kija i marchewki". W czasach stalinowskich był to głównie "kij", czyli groźby, aresztowania, procesy sądowe, a nawet pobicia i skrytobójcze mordy. Z kolei "marchewką" były propozycje pomocy przy awansach kościelnych, czy wręcz przekupstwa. Partia komunistyczna utworzyła nawet ruch tzw. księży-patriotów, którzy jawnie ją popierali. Nigdy jednak nie stanowili oni więcej niż 10 proc. wszystkich duchownych.

Po "odwilży październikowej" w 1956 r. zmieniono część metod. Pozostał "kij", którym były nadal, tak groźby i szantaże, jak i zniesławiania, inwigilacja oraz wywieranie presji na różnych płaszczyznach, także ekonomicznej (np. poprzez horrendalne kary finansowe). Bardziej jednak rozbudowano metody "marchewki", polegające na kuszeniu konkretnymi korzyściami w postaci np. zgody na wyjazdy zagraniczne, talonów na towary deficytowe, w tym na samochody i materiały budowlane. Wspierano także duchownych skłóconych ze swymi przełożonymi, licząc na rozognienie wewnętrznych konfliktów.

Pod ścisłą obserwacją

Szybko przekonano się jednak, że środowisko duchownych jest bardzo solidarne, a przy tym hermetyczne, trudne do rozbicia od wewnątrz. Wówczas Służba Bezpieczeństwa, która powstała z przekształcenia skompromitowanego Urzędu Bezpieczeństwa, położyła nacisk na werbowanie tajnych współpracowników wśród kleryków, księży i zakonników, a także sióstr zakonnych i świeckich pracujących w strukturach kościelnych. Mieli oni spełniać rolę "koni trojańskich" w swoich seminariach duchownych, diecezjach czy zakonach.

W tym celu w 1964 r. powstała w SB osobna gałąź. Był nią Wydział IV, przeznaczony wyłącznie do walki z Kościołem. Praca tego wydziału spowodowała, że duchowni jako jedyna grupa społeczna czy zawodowa, zostali podani kompleksowemu rozpracowywaniu. Dlatego też każdemu młodemu człowiekowi, z chwilą przekroczenia progu seminarium czy nowicjatu, zakładano tzw. TEOK, czyli teczkę ewidencji operacyjnej na księdza. Skrupulatnie zbierano w nim wszystkie informacje personalne, w tym też plotki i donosy oraz informacje pozyskane od tajnych współpracowników. Szczególną uwagę zwracano na tzw. "kompr-materiały", czyli materiały kompromitujące. Tworzono także charakterystyki, z uwzględnieniem tak cech pozytywnych, jak i negatywnych. Pracowała przy tym spora grupa funkcjonariuszy i ekspertów, oczywiście utrzymywana z kasy państwa.

Po święceniach kapłańskich lub ślubach wieczystych danego figuranta (tak w języku esbeckim określano osobę rozpracowywaną), jego teczka była przesyłana do komendy MO tego powiatu, na terenie którego podejmował on pracę duszpasterską. Przy przenosinach do innej parafii czy klasztoru, teczka ta wędrowała do stosownej komendy. W ten sposób powstał bardzo rozbudowany system zdobywania informacji.

Metody werbowania

Na podstawie zebranego materiału typowano kandydatów na tajnych współpracowników. Znaczna część kandydatów odmawiała podjęcia współpracy, a złożeniu takiej propozycji informowała swoich przełożonych. Nawet wtedy, gdy byli szantażowani. Jednak część z nich propozycję przyjmowała i podejmowała działalność jako TW. O to kilka kategorii werbunku na konkretnych przykładach:

1. Współodpowiedzialność obywatelska - TW "Brodecki" - doktor teologii i pracownik kurii metropolitalnej oraz proboszcz parafii w Krakowie. Zwerbowany na "zasadzie współodpowiedzialności obywatelskiej", co oznaczało, że współpracę podjął dobrowolnie. Za udzielane informacje nie otrzymywał wynagrodzenia, a swoje relacje z esbekami traktował jako element drogi do kariery. Po serii skandali obyczajowych wyjechał do Austrii. Tam SB starała się nakłonić go do kontynuowania współpracy, aby inwigilować środowiska kardynała Franza Köninga w Wiedniu, ale on obawiając się kontrwywiadu austriackiego, spotykał się z esbekami tylko w czasie przyjazdów do Polski.

2. Sprawy ambicjonalne - TW "Anteusz" - profesor z zakonu ojców jezuitów. W aktach opisywany jako osoba "żądna władzy", mającą ambicję bycia "szarą eminencją". Zgodził się na współpracę z SB, starając się odgrywać rolę nie agenta, ale "konsultanta". Ujawniał wiele poufnych spraw, próbując poprzez konszachty z bezpieką wpływać na działania swego zakonu. W rzeczywistości był marionetką w rękach oficerów go prowadzących.

3. Korzyści materialne - TW "Jolanta" - proboszcz na Podhalu i budowniczy kościołów. Pozyskany przy staraniach się o paszport, dzięki któremu, w przeciwieństwie do innych księży, wyjeżdżał swobodnie do USA. Pozostał do końca lojalny wobec SB, a z niektórymi esbekami utrzymywał kontakty wręcz przyjacielskie. Zbierał informację m.in. o ks. prof. Józefie Tischnerze, ks. Franciszku Blachnickim, charyzmatycznym twórcy Oaz, a także o ks. Józefie Wesołowski, pracowniku Watykanu (znanym obecnie z całkiem innych powodów) oraz o animatorach mniejszości słowackiej na Spiszu.

4. Szantaż - TW "Dąbrowski" (później jako TW "Wiktor") - kapelan jednego z biskupów na Górnym Śląsku. Został przyłapany na nielegalnym przewozie towarów luksusowych, pochodzących z ówczesnej "Baltony" (sieci sklepów dewizowych dla marynarzy). W wyniku szantażu podjął współpracę, donosząc m.in. na księży z archidiecezji katowickiej i tamtejszych działaczy opozycyjnych, w tym na Kazimierza Świtonia. Za swoje usługi był wynagradzany paczkami żywnościowymi. W wolnej Polsce został biskupem, a później arcybiskupem.

5. Szantaż na tle obyczajowym - TW "Ignacy" - kapłan z Wielkopolski. Zwerbowany został z powodu swoich kontaktów z pewną kobietą. Składał doniesienia z obrad Soboru Watykańskiego, w którym uczestniczył jako pracownik administracji kościelnej. Otrzymywał za to gratyfikacje pieniężne, które potwierdzał imiennie. Po otrzymaniu godności biskupa pomocniczego, pełnił ważne funkcje w Episkopacie Polski. W stanie wojennym interweniował u gen. Kiszczaka ws. zwolnienia z aresztu Adama Michnika, a w 1988 r. uczestniczył jako przedstawiciel episkopatu w spotkaniu szefa MSW z Lechem Wałęsą. Zginął w wypadku samochodowym w 1991 r. Do dziś jego działalność, jak i okoliczności śmierci, kryją wiele zagadek.

Na koniec warto zaznaczyć, że część TW zrywało po pewnym czasie współpracę z bezpieką, za co SB mściła się na nich np. poprzez ujawnienie materiałów kompromitujących. Z części rezygnowali z powodu słabej przydatności sami esbecy. Natomiast niektórych agentów po 1989 r. przejął Urząd Ochrony Państwa lub Wojskowe Służby Informacyjne i dlatego też ich teczki są nadal przechowywane w tzw. zbiorze zastrzeżonym IPN.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)