M.Sobiesiak: stanęłam przed komisją z jednego powodu - nazywam się Sobiesiak
Magdalena Sobiesiak, córka dolnośląskiego biznesmena zamieszanego w aferę hazardową, stawiła się przed sejmową komisją śledczą. Swoje zeznania rozpoczęła od swobodnej wypowiedzi. - Stanęłam przed państwem z jednego powodu - bo nazywam się Sobiesiak. Jestem dumna z tego nazwiska - powiedziała. Podkreśliła, że nie była źródłem przecieku o akcji CBA i przeprosiła za słowa ojca skierowane do dziennikarzy. Wyszło na jaw, że wiedziała o konkursie na członka zarządu Totalizatora Sportowego, zanim konkurs został ogłoszony i zanim złożyła dokumenty.
- Zdawałam sobie sprawę, że bez względu na moje kwalifikacje będzie rozpętany szum medialny, gdy dostanę pracę w Totalizatorze - powiedziała Sobiesiak. - Gdybym wygrała konkurs, Marek Przybyłowicz (były doradca Totalizatora i b. szef spółki Służewiec Tory Wyścigów Konnych) złożyłby donosy. Taką wiadomość otrzymałam od Marcina Rosoła (szefa gabinetu politycznego ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) i przekazałam tacie - powiedziała Sobiesiak. Podkreśliła, że nie uczestniczyła w spotkaniach ojca z Drzewieckim i Chlebowskim.
"Nie byłam źródłem przecieku"
W swojej swobodnej wypowiedzi Sobiesiak zapewniła, że nie pośredniczyła w przekazywaniu informacji o akcji CBA przeciwko jej ojcu. - Nic o tym nie wiedziałam do chwili publikacji w mediach (co nastąpiło w październiku 2009 roku) - mówiła. Wcześniej - powiedziała - Marcin Rosół nie przekazywał jej żadnych informacji na ten temat.
Z kolei według zeznań byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego to właśnie podczas spotkania Magdaleny Sobiesiak z Marcinem Rosołem 24 sierpnia 2009 roku w kawiarni "Pędzący królik" doszło do przecieku, który ostrzegł ojca Magdaleny - Ryszarda Sobiesiaka - o zainteresowaniu Biura jego osobą.
Magdalena Sobiesiak zeznała przed komisją śledczą, że spotkanie z byłym asystentem ministra sportu Marcinem Rosołem 24 sierpnia zeszłego roku umówił jej ojciec. Jest to sprzeczne ze stenogramami podsłuchów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, według których spotkanie zorganizował Rosół.
Świadek zeznała, że po rozmowie z Rosołem spotkała się z ojcem w jednej z warszawskich restauracji. Powiedziała, że sama podjęła decyzję o rezygnacji z ubiegania się o miejsce w zarządzie Totalizatora Sportowego. Świadek zeznała, że Rosół nie mówił jej, iż powiadomił ministerstwo skarbu, że jego resort uważa ją za odpowiedniego kandydata do zarządu Totalizatora.
Magdalena Sobiesiak powiedziała, że starając się o miejsce w zarządzie Totalizatora Sportowego, przygotowała strategię działania spółki. Rozmawiała o niej z byłym prezesem Totalizatora, Sławomirem Sykuckim. Nie wykluczyła, że poruszyła podczas tych rozmów sprawę współpracy Totalizatora z firmą G-Tech. Sykucki nie mówił natomiast, że będzie popierał jej kandydaturę.
Sobiesiak nie wykluczyła, że Sykucki pokazał jej lokal w Warszawie, który firma z jej udziałem chciała wynająć na kasyno gry. Według podsłuchanych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne rozmów Sykuckiego z Ryszardem Sobiesiakiem, były prezes Totalizatora sugerował, że można wykorzystać obecność Magdaleny Sobiesiak w zarządzie Totalizatora do podziału rynku hazardowego między tę spółkę a przedsiębiorców prywatnych.
Świadek zeznała, że zapoznała się z raportem na temat nowelizacji ustawy hazardowej. Powiedziała, że wprowadzenie dopłat od hazardu spowodowałoby spadek dochodów firm hazardowych, a w konsekwencji spadek dochodów państwa.
Ryszard Sobiesiak zeznał na ubiegłotygodniowym zamkniętym posiedzeniu hazardowej komisji śledczej, że on i jego rodzina mają niewielkie udziały w firmach hazardowych, bo większą część sprzedał w 2007 roku - wynika z opublikowanego we wtorek stenogramu.
"Niewykluczone, że tata był inspiratorem spotkania z Rosołem"
Sobiesiak pytana kto był inicjatorem jej spotkania z Marcinem Rosołem 24 sierpnia, odpowiedziała: "Niewykluczone, że tata. Nie przypominam sobie, żebym ja była inicjatorem". Zapytana o to, kto wyznaczył miejsce i czas spotkania powiedziała, że "niewykluczone", że zadzwonił do niej w tej sprawie Rosół. Zeznała, że z tego co pamięta wstępnie miejscem spotkania miała być nie restauracja "Pędzący królik", ale Ministerstwo Sportu.
Magdalena Sobiesiak zapewniła też, że nie doszło do nielegalnego "załatwiania" dla niej pracy w zarządzie Totalizatora Sportowego. - Nie doszło do nielegalnego załatwiania mi pracy w Totalizatorze Sportowym. A na pewno o niczym takim nie wiem - oświadczyła. Zwróciła uwagę, że w żadnym fragmencie zeznań, w których były szef CBA Mariusz Kamiński opisywał "rzekome załatwianie pracy w Totalizatorze Sportowym" nie używa on określeń wyrażających pewność i nie przedstawiał dowodów.
- Posiadane przeze mnie wykształcenie i doświadczenie pozwoliły mi stanąć do konkursu i ubiegać się o stanowisko. Poza ukończeniem studiów prawniczych, skończyłam MBA w USA - podkreśliła Sobiesiak.
Jak zauważyła, w ogłoszeniu dotyczącym konkursu na stanowisko członka zarządu TS znajomość sektora gier losowych i zakładów wzajemnych była określona jako dodatkowy atut. W konkursie miał to być atut, a dzisiaj jest powodem do stanięcia przed komisją i tłumaczenia się - dodała.
"Przepraszam w imieniu taty"
- Domagam się respektowania moich praw i apeluję o powstrzymanie się od niszczenia mojego dobrego imienia - dodała Sobiesiak.
Podobnie jak ojciec, Magdalena Sobiesiak pojawiła się na przesłuchaniu razem z pełnomocnikiem. Wyraził on sprzeciw wobec powołania jej na świadka przed komisją hazardową. - Wezwanie Magdaleny Sobiesiak jako świadka stanowi naruszenie jej praw jako obywatela. Badanie działalności podmiotów prywatnych nie jest przedmiotem prac komisji. Mimo to zgodziła się zeznawać - powiedział wcześniej jej pełnomocnik. Uprzedził przy tym, że jeśli pojawią się pytania niezgodne z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, będzie wnioskował o ich uchylenie. Na początku swojej wypowiedzi Magdalena Sobiesiak przeprosiła za zachowanie swojego ojca, który wchodząc na przesłuchanie przed sejmową komisją śledczą w zeszłym tygodniu powiedział do dziennikarzy "swołocz". - Na prośbę mojego taty chciałabym przeprosić za jego reakcje wobec dziennikarzy. Proszę wziąć pod uwagę, że mój tato był bardzo zdenerwowany. Niemniej jego reakcja była niestosowna i za nią przepraszam - powiedziała.
"Celem tej komisji nie jest znalezienie prawdy"
- Jedyną dobrą stroną mojego przesłuchania jest możliwość przedstawienia mojej wersji. Żadnym swoim działaniem nie dałam podstaw do oskarżeń - stwierdziła Magdalena Sobiesiak. - Jako zwykły człowiek, obserwator mam wrażenie, że celem tej komisji nie jest znalezienie prawdy czy wyjaśnienie przyczyn afery. To są wasze porachunki, wasze spory - zaznaczyła.
- Z panem Marcinem Rosołem spotykałam się trzy razy. Proszę nie pytać mnie kiedy i o której godzinie, bo nie pamiętam - zeznała. Jak powiedział, zwróciła się do Rosoła, kiedy aplikowała do dużej firmy i każda pomoc była dla niej ważna. - Nie jestem winna w tej sprawie, nie uczestniczyłam w procesie legislacyjnym ustawy na temat hazardu - dodała.
Magdalena Sobiesiak twierdzi, że aplikowała o pracę w Totalizatorze Sportowym, jak każdy inny kandydat. Jedynym wyjątkiem było spotkanie z Marcinem Rosołem, ale on tylko sprawdził jej aplikację, czy nie zawiera błędów.
Relacjonując spotkanie z asystentem ministra sportu w "Pędzącym Króliku" powiedziała, że została ostrzeżona przez niego przed atakami personalnymi, ale Marcin Rosół nie powiedział jej nic o tym, że CBA interesuje się jej ojcem. Rozmówca ostrzegał ją również przed byłym doradcą Totalizatora, Markiem Przybyłowiczem. Rosół powiedział jej, że bez względu na to, że ma kwalifikacje, Przybyłowicz "zrobi wszystko", żeby podważyć jej kandydaturę do objęcia posady w zarządzie TS. Magdalena Sobiesiak twierdzi, że dopiero po tym spotkaniu i rozmowie z ojcem podjęła decyzję o wycofaniu się z konkursu w trosce o siebie i rodzinę.
Córka dolnośląskiego biznesmena zaprzeczyła, by chciała dostać się do zarządu Totalizatora, by działać na korzyść jego konkurencji - firmy jej ojca. Tłumaczyła, że w Totalizatorze funkcjonuje szereg procedur, uniemożliwiających załatwianie czyichkolwiek interesów.
Firma mojego ojca konkurowała z Totalizatorem? To żart!
Magdalena Sobiesiak oświadczyła też, że jej starania o pracę w Totalizatorze Sportowym nie miały na celu budowy "tajemniczej sfery wpływów". Z kolei według b. szefa CBA mogło chodzić o próbę podzielenia rynku hazardowego.
- Odnoszę wrażenie, śledząc obrady komisji, że część jej członków przychyla się do tezy, że moje ewentualne pojawienie się w zarządzie Totalizatora oznaczałoby zbudowanie jakiejś tajemniczej sfery wpływów dla niejasnych interesów, że - jak powiedział pan Mariusz Kamiński - miało nastąpić wrogie przejęcie Totalizatora przez ludzi z firm konkurencyjnych. (...) Takie insynuacje obrażają mnie" - mówiła przed komisją Sobiesiak w swojej swobodnej wypowiedzi.
- Czy firmy mojego ojca mogły być uznane za rzeczywistą konkurencję dla Totalizatora? Każdy, kto ma elementarną wiedzę na temat rynku gier i hazardu, wie, że to po prostu żart będący niestety podstawą poważnego oskarżenia - zaznaczyła. "Nie mogłam wpływać na strategiczne działania spółki"
Sobiesiak argumentowała, że w przypadku Totalizatora każda decyzja członka zarządu, której realizacja przekracza większe kwoty pieniężne, wymaga zgody ministra finansów czy rady nadzorczej. - Po co więc formułować podejrzenia, że Sobiesiakówna miała pójść do Totalizatora załatwiać interesy swojego ojca? Takie wypowiedzi są wynikiem albo niewiedzy i nieznajomości przepisów, albo złej woli" - stwierdziła. - Samodzielnie pojedyncza osoba nie ma możliwości wpłynąć na strategiczne kierunki działań podejmowane przez spółkę - dodała.
Były szef CBA Mariusz Kamiński ocenił, zeznając przed komisją hazardową w styczniu, że intencją "wprowadzenia" Magdaleny Sobiesiak do zarządu TS było "jakieś nieformalne podzielenie rynku i sterowanie jedną z najważniejszych, przynoszących ogromne dochody do Skarbu Państwa spółek". Mówił też, że ze względu na te dochody "trzeba dbać" o TS, "żeby nie było takich sytuacji, że następuje wrogie przejęcie przez ludzi z firm konkurencyjnych, jak to mogło mieć miejsce w wypadku pani Sobiesiak".
Sobiesiak oskarżyła Mariusza Kamińskiego, że mówiąc o aferze hazardowej i jej w niej udziale, używa "wypowiedzi niepopartych dowodami". - Jego przekonania, logiczne myślenie czy domniemania nie mogą być podstawą do publicznego formułowania poważnych oskarżeń - oceniła.
Świadek pytała także, czy dla komisji wypowiedzi byłego szefa CBA są bardziej wiarygodne niż jej. - Bardzo łatwo jest kogoś oceniać, oczerniać bez posiadania dowodów na poparcie wypowiadanych tez. Moje imię zostało wplątane i powiązane ze słowami „afery hazardowej”, „nielegalne”, „załatwianie pracy”, „bezprawne” - mówiła.
Sobiesiakówna źródłem przecieku?
Prawdopodobnie to właśnie Magdalena Sobiesiak była źródłem przecieku, dzięki któremu biznesmeni branży hazardowej dowiedzieli się o akcji CBA. To Magdalena Sobiesiak miała dowiedzieć się od Marcina Rosoła - doradcy ministra sportu, o tym, że na jej ojca w ministerstwie składane są donosy. Do spotkania Sobiesiak i Rosoła doszło 24 sierpnia 2009 roku w warszawskiej restauracji "Pędzący Królik".
Donosy na biznesmena w Ministerstwie Sportu miał składać konkurent Ryszarda Sobiesiaka z branży hazardowej - Marek Przybyłowicz. - Nie znam osobiście Przybyłowicza - powiedziała Magdalena Sobiesiak.
Były minister sportu Mirosław Drzewiecki zeznał przed komisją hazardową, że o "załatwienie" pracy Magdalenie Sobiesiak zwrócił się do niego bezpośrednio jej ojciec. Drzewiecki zeznał, że sprawą zajmował się Marcin Rosół. Według Drzewieckiego prośba dotyczyła jedynie pomocy w znalezieniu pracy, nie było jednak mowy konkretnie o Totalizatorze Sportowym.
W oświadczeniu dla mediów kilka miesięcy temu Marcin Rosół przyznał, że pośredniczył w załatwieniu pracy dla Magdaleny Sobiesiak. Córka biznesmena otrzymała propozycję objęcia funkcji wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu, później członka zarządu Totalizatora Sportowego. Tuż przed rozmową kwalifikacyjna w sierpniu ubiegłego roku, wycofała się z konkursu. Było to tuż po tym, jak Mariusz Kamiński poinformował premiera Donalda Tuska o prowadzonej przez CBA akcji.