Pożar chemikaliów w Zielonej Górze. "Nikt z mieszkańców nie ucierpiał"
Wojewoda lubuski Władysław Dajczak podsumował działania służb po pożarze chemikaliów w Przylepie w pobliżu Zielonej Góry. - Nikt ze strażaków nie odniósł obrażeń, nie ucierpiał też żaden z mieszkańców - poinformował polityk. Z kolei głos ws. odpowiedzialności za pożar zabrał prezydent Zielonej Góry, zapowiadając publikację dokumentów.
Od soboty do niedzielnego wieczora z pożarem hali w Przylepie, w której od 2012 r. składowane były niebezpieczne substancje, walczyło ok. 200 strażaków. W poniedziałek po posiedzeniu sztabu kryzysowego wojewoda lubuski Władysław Dajczak przekazał, że wskaźniki pokazują, iż zdrowie i życie mieszkańców nie jest zagrożone.
- W czasie prowadzenia akcji gaśniczej nikt ze strażaków nie odniósł obrażeń. Jest tylko jeden przypadek osoby, która przebywała na działkach w pobliżu miejsca tego zdarzenia, poczuła się źle, była hospitalizowana, ale po dwóch godzinach została zwolniona ze szpitala, więc nikt z mieszkańców nie ucierpiał - oświadczył Dajczak.
Podkreślił, że "badania prowadzone są w sposób ciągły". - Akcja służb przebiegła bardzo sprawnie, była profesjonalnie zorganizowana, wielkie zaangażowanie strażaków sprawiło, że już w niedzielę rano mogliśmy powiedzieć, że pożar jest opanowany - mówił wojewoda lubuski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: "Najbardziej proniemiecki rząd w historii". Posłanka atakuje PiS
- Badania wody przeprowadzone w ujęciach znajdujących się w pobliżu miejsca zdarzenia wskazują, że nie ma żadnego zagrożenia, czy skażenia wody, w wyniku którego ona nie nadawałaby się do użytku - zapewnił Dajczak.
Wojewoda: wystąpiłem do szefa MON o wsparcie
Podczas konferencji prasowej wojewoda Dajczak przekazał również, że badania od pierwszego momentu prowadziła też PSP wspomagana jednostkami z sąsiednich województw. Prowadził je też Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. - Te wyniki były dla nas najistotniejsze, ponieważ one wskazywały na to, czy istnieje zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców - tłumaczył.
- Wystąpiłem też do ministra obrony narodowej o wsparcie tych działań poprzez żołnierzy wojsk obrony terytorialnej, poprzez centralne siły do badań chemicznych wojska polskiego, bardzo profesjonalne z doskonałym sprzętem. Te badania chemiczne były dla nas najbardziej istotne i ważne - powiedział Dajczak.
Zapewnił również, że prezydent Zielonej Góry podjął akcję przygotowania sił i środków oraz miejsc do ewentualnej ewakuacji mieszkańców, gdyby te badania pokazały, że taka konieczność istnieje. Dodał, że były to miejsca dla 2,5 tys. ludzi.
Wojewoda lubuski podziękował też wszystkim, którzy brali udział w tym, aby przypadek niebezpiecznego pożaru zakończył się jak najszybciej i bezpiecznie dla mieszkańców.
Prezydent Zielonej Góry szuka winnych pożaru
Tymczasem trwa polityczna walka o wskazanie winnych zaniedbań. W poniedziałek ponownie w tej sprawie głos zabrał prezydent Zielonej Góry, któremu po pożarze zarzucano lekceważenie zagrożenia.
- Firma, która wynajmowała halę nie składała żadnych sprawozdań do urzędu marszałkowskiego, który jest odpowiedzialny za monitoring tego typu instytucji - powiedział w poniedziałek prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki.
Podkreślił, że nie wiadomo ile odpadów było składowane w Przylepie. - Nigdy nie mieliśmy dokładnych danych, to były tylko szacunki. Ponieważ nie było żadnej dokumentacji - wyjaśnił.
- Firma, która wynajmowała halę nie składała żadnych sprawozdań do urzędu marszałkowskiego, który jest odpowiedzialny za monitoring tego typu instytucji. Urząd marszałkowski przez pięć lat nie zrobił nic w tym zakresie, żeby wyegzekwować coś od tej firmy. My też mamy problem, bo ci co byli za to odpowiedzialni, tego nie realizowali - ocenił Kubicki.
Zaznaczył, ze wszystkie dokumenty, które posiada w tej sprawie zostaną upublicznione.