Jarosław Makowski: Kościół wytresował nas, że nic nie może wyjść na zewnątrz
Kryzys powołań, kontrowersyjne wypowiedzi hierarchów albo ich posępne milczenie. Nadzieją na zmiany dla wielu katolików była wizyta ad limina apostolorum (do progów apostolskich) pierwszej grupy polskich hierarchów w Rzymie. Spekulowano, że papież postawi biskupów do raportu. - Miał być dywanik, były rzymskie wczasy – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jarosław Makowski.
Dariusz Bruncz: Biskupi pojechali do Rzymu na duchowe SPA?
Jarosław Makowski, teolog, filozof i publicysta, polityk Platformy Obywatelskiej: Takich okazji się nie marnuje. A poważnie: gdyby potraktowali poważnie wizytę w Rzymie, to rozpoczęliby ją od rekolekcji – kilkudniowych dni skupienia, w których trakcie powiedzieliby sobie, jakie zaniedbania i błędy popełnili w czasie ostatnich lat, doprowadzając Kościół w Polsce do jednego z największych kryzysów.
Kościół rzymskokatolicki w Polsce nie jest wyjątkowy pod tym względem. Gdyby jednak zestawić go z innymi Kościołami lokalnymi w Europie, to polscy biskupi mogliby stawać przed papieżem z wypiętą piersią, czyż nie?
Powiedziałbym raczej, że jeszcze mogliby wypiąć piersi, ale nie na długo. Wszystkie dane, jakie otrzymujemy, wskazują na coś innego: seminaria duchowne w Elblągu, Bydgoszczy, Łowiczu czy nawet w Drohiczynie, nie przyjęły żadnego kandydata. To świadczy o radykalnym kryzysie.
A to przecież Polska miała być kopalnią powołań. To my mieliśmy rechrystianizować Europę, a nasze – jak mawiał mój wykładowca logiki w seminarium – "technika duchowlane" miały wysyłać owych ewangelizatorów w świat i nawracać Europę.
Tymczasem pięknie wyremontowane korytarze seminariów, również za unijne fundusze, świecą pustkami. Zamiast Ducha Świętego po korytarzach i w głowach unosi się duch czcigodnej przeszłości.
Ale to przecież nic nowego. Może rację ma abp Marek Jędraszewski, że to wszystko dowód na ofensywę neomarksizmu, zepsucia i wszystkich bezbożnych ideologii razem wziętych?
Kościół zawsze znajdzie winnego swoich porażek. I potrafi zrobić cnotę z własnej nieudolności. Najpierw to było oświecenie, wcześniej pewnie reformacja, a później rewolucja seksualna. Dzisiaj przyczyną niepowodzeń jest podobno rewolucja równościowa/godnościowa. Nigdy nie chodzi o winę Kościoła, bo zawsze winni są inni, podczas gdy rzeczywistość jest brutalna, a skandale seksualne bezlitośnie to obnażyły.
Jak Kościół długi i szeroki widać wyraźnie, że błąd jest wewnątrz, a struktury zła zostały zbudowane przez duchownych i są przez nich utwierdzone oraz chronione.
To nie jest przypadek, że trzej ostatni papieże, w tym kanonizowany Jan Paweł II, doprowadzili do jednego z największych kryzysów Kościoła na całym świecie.
I co więcej, od 20 lat, kiedy w "Boston Globe" pojawił się pierwszy artykuł demaskujący owe mechanizmy, czołowi przedstawiciele kleru nie są w stanie się z tym uporać. Musieliby te struktury zburzyć, a nie wiedzą jak się do tego zabrać albo wręcz nie chcą.
Nie jest to nazbyt radykalne stwierdzenie?
Kiedy pisałem ponad dekadę temu, że polski Kościół nie jest wyspą cnoty, i tu też musiało dochodzić do nadużyć seksualnych kleru, słyszałem: "krytykujemy Kościół z umiarem, znajmy proporcje!".
Parę miesięcy temu media hiperwentylowały się newsem, że oto polscy biskupi zostali wezwani na dywanik do papieża w ramach wizyty ad limina. Mało tego, sami hierarchowie zdawali się wierzyć, że tak właśnie będzie. Tymczasem z Watykanu płyną zupełnie inne, wręcz idylliczne sygnały.
To, oczywiście, flauta. Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że przed wizytą wschodniej grupy biskupów w Watykanie, co najmniej dwóch z nich odstresowało się na Korsyce i prosto stamtąd jechali do Rzymu. To nawiązanie do tego, że gdyby poważnie traktowali spotkanie z papieżem, to zaczęliby od rekolekcji, posypania głowy popiołem i rachunku sumienia, a nie od wylegiwania się na plaży.
Ale papież wcale nie grzmiał na biskupów, a abp Stanisław Budzik z Lublina mówił, że jest braterski dialog, nie ma tematów tabu, a są za to pytania i odpowiedzi, więc może problem jest wyolbrzymiany? A jeśli jest jakiś problem, to wcale nie po stronie biskupów, a może Franciszka?
Nigdy punkt widzenia szeregowego wiernego nie pokrywa się z perspektywą hierarchów. Co mają powiedzieć biskupi papieżowi? Że jest równia pochyła, że rzeczywistość wymyka się ich percepcji? Że ludzie występują z Kościoła, że się tym chwalą i że dzieci i młodzież masowo rezygnują z religii, a Kościół jest zblatowany z władzą?
To chyba znów przesada. Masowych czy głośnych apostazji nie ma, jeśli już, to apostazja "cichych nóżek". Polsce daleko do Niemiec, Irlandii, Francji czy Holandii.
Gdybym pięć lat temu powiedział, że w Polsce dokonywane będą publiczne apostazje zaangażowanych katolików i będą oni z tego dumni, to usłyszałbym zapewne, że jestem szalony.
O kogo chodzi?
Chociażby o Annę Dziewit-Meller czy Jolę Szymańską, która przez lata tłumaczyła młodym katolikom Kościół. Więcej, pomagała młodym katoliczkom i katolikom w radzeniu sobie z Kościołem, który jest homofobiczny, gardzi ofiarami czy prawami kobiet. I nagle ta dziewczyna mówi: sorry, nie mogę, uczestniczyłam w kłamstwie. I odchodzi.
Przepraszam Was
Tylko że to jest jakiś wycinek. Bardzo łatwo można odbić piłeczkę i powiedzieć, że to libkowa bańka religijna teraz z wajchą na lewo.
Nie żartujmy sobie. Proszę wskazać mi parafię, która ma ponad 60 tys. zaangażowanych uczestników.
Ale znów: to nie ma przełożenia na skalę makro, a mowy "pogrzebowe" są znacznie przesadzone, co pokazała wizyta ad limina.
Media oczekują od papieża, że wobec Kościoła w Polsce wykona takie ruchy, jak wobec Kościoła w Chile, gdzie znaczna część episkopatu została "przekonana" do dymisji.
Jeżeli patrzymy, co się dzieje w polskim Kościele, to widzimy, że liczba hierarchów przeciwko którym toczą się procesy w Rzymie, jest największa! I tutaj pojawia się moje wielkie rozczarowanie Franciszkiem: zupełnie sobie odpuścił Kościół w Polsce.
Prawdopodobnie jest kilka powodów. Może uznaje, że to wciąż jest Kościół Jana Pawła II i podejmując jakieś działania, szargałby pamięć i dziedzictwo o swoim poprzedniku, którego zresztą wyniósł na ołtarze? Poza tym w Rzymie wciąż jest obecna budowana przez 30 lat tzw. polska grupa, która ciągle trzyma liczne sznurki.
Nie zapominajmy, że wciąż ogromna ilość polskich decydentów kościelnych zawdzięcza swoje stołki Janowi Pawłowi II, a przede wszystkim eminencji watykańskich zaułków i korytarzy – kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi. Ten z powodu posiadanej wiedzy jest nietykalny.
W całej tej panoramie kryzysów Kościół w Polsce jest tylko jednym z wielu. To my mamy takie przekonanie, że Rzym powinien się nami w sposób szczególny zainteresować, bo Jan Paweł II wytrenował nas w przeświadczeniu, że jesteśmy jacyś wyjątkowi. Otóż nie jesteśmy!
Ale są przecież komentarze z różnych stron, wręcz wielogłos opinii, a w pańskim Kościele rozpoczął się właśnie dialog w postaci światowego synodu w Rzymie.
Nawet jeśli w polskim episkopacie pojawiają się pomrukiwania pod adresem Franciszka, to jest on wdzięczny za pomysł decentralizacji Kościoła, czyli mówiąc językiem teologicznym, synodalności.
Dzięki temu hierarchowie czują się utwierdzeni w tym, że mają sami rozwiązywać swoje problemy i to z przekonaniem, że robią to wspaniale. Im jest to na rękę, bo przecież żaden lewak z Trzeciego Świata nie będzie im mówił, jak zarządzać Kościołem w Polsce. Dobro katolików wciąż trwających przy Kościele jest tutaj drugorzędne, a liczą się władza i uznanie.
To co się powinno stać?
Powinniśmy przestać chodzić do kościoła!
Jak to? Jarosław Makowski, katolicki teolog i uczeń ks. Józefa Tischnera namawia swoich współwyznawców, żeby omijali kościół szerokim łukiem?
Przestać chodzić i łożyć kasę. Albo szukać parafii, gdzie głoszona jest Dobra Nowina, a nie "dobra zmiana".
Cytując Sławomira Nitrasa, kolegę z Platformy Obywatelskiej, to nawoływanie do "opiłowania katolików"?
Nie! Nawołuję, co jest także krzykiem bezradności, aby katolicy mieli jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje w ich Kościele.
I dlatego mają przestać chodzić do kościoła i przyjąć pozycję obserwatorów-recenzentów z loży prześmiewców?
Chodzi o sprzeciw wobec tego, co się dzieje i sprzeciw wobec legitymizacji działań hierarchii. Trzeba podnieść bunt i głośno o tym mówić. Bo bunt jest - jak uczył pastor Martin L. King - "krzykiem niewysłuchanych". A my potrzebujemy, by biskupi nas usłyszeli.
Dlatego trzeba wychodzić z kościoła, jeśli ksiądz, zamiast wyjaśniać Pismo Święte, zaczyna agitację polityczną. Wychodzić, jeżeli kapłan zamiast kazania, udostępnia ambonę politykom partii rządzącej.
Zresztą, w wielu sytuacjach dochodzi do buntów, gdzie wierni zaczynają protestować przeciwko narzucanym im proboszczom.
To są jednostkowe sytuacje o dość złożonym tle.
Nie godzę się na dezawuowanie tych jednostkowych przypadków, gdyż jeszcze nie tak dawno to było nie do pomyślenia. Dziś nie tylko jest to do pomyślenia, ale jest realizowane. Polski Kościół rękoma swojego personelu naziemnego pozbył się kluczowych intelektualistów. Ci wszyscy, którzy dziś krytykują Kościół z zewnątrz – Tomasz Polak, Tadeusz Bartoś czy Stanisław Obirek – zostali z niego wypchnięci.
No, nie do końca. Niektórzy z nich w pewnym momencie stwierdzili też, że w Boga nie wierzą.
Te struktury zła są nieskuteczne wobec przestępców seksualnych, ale są skuteczne wobec wewnętrznych reformatorów. To jest zadziwiające, jak szybko potrafią pacyfikować każdy rodzaj buntu czy wewnętrznej przemiany, który się pojawia.
Weźmy, chociażby metropolitę łódzkiego arcybiskupa Grzegorza Rysia, którego znam jeszcze z Krakowa, ze środowiska Tygodnika Powszechnego. Wielu wiązało z arcybiskupem wielkie nadzieje, że kiedy zostanie już samodzielnym biskupem, ordynariuszem diecezji, to nic nie przeszkodzi mu wcielać w życie to, o czym tak pięknie pisze na łamach Tygodnika.
I nagle, nie poznaję człowieka! Nie ma efektu Rysia, ale jest za to efekt episkopatu, w którym on utonął. Nie wybił się na niepodległość, jak ongiś udało się to arcybiskupowi Józefowi Życińskiemu, który nie obawiał się krytykować braci w biskupstwie.
Zaraz, zaraz, akurat abp Ryś jest jednym z najczęściej krytykowanych biskupów, wręcz można powiedzieć, że nie wiadomo, który bardziej: on czy Jędraszewski. Zmieńmy nieco temat. Łatwo oburzać się na uwikłanie polityczne Kościoła, gdy tymczasem w wielu miejscach w Polsce to Platforma Obywatelska, pańska partia, właściwie niewiele różni się od PiS.
Nie przypominam sobie, aby ludzie Platformy wchodzili na ambonę i głosili z niej polityczne kazania. Poza tym 10 lat temu nie dopuszczaliśmy myśli, że polski Kościół może być aż tak bardzo uwikłany w krycie i tuszowanie przestępstw seksualnych tudzież zmuszanie ofiar do milczenia. Przykładem niech będzie historia ojca Macieja Zięby, pupila liberalnych mediów.
Czy to próba wmówienia, że elity wrocławskie związane z Platformą Obywatelską, niczym dzieci we mgle, nie były świadome tego, co się dzieje wokół najbardziej prominentnego dominikanina?
Wiedzieli, zresztą tak samo, jak wiedzieli dominikanie. Dlatego dzisiaj nie mogę wyjść ze zdumienia, jak ludzie, których szanowałem, których byłem wychowankiem, mogli akceptować tego typu zachowania.
Kościół wytresował nas – i mówię to też o sobie – w przekonaniu, że jest jak matka i nie można go krytykować, że nic nie może wyjść na zewnątrz. Przekonywano, że to, co się dzieje na plebanii albo w kurii to sprawa wewnętrzna i nie wolno tego wywlekać, bo ucierpi instytucja. Taka była i gdzieniegdzie wciąż jest mentalność.
Dziś wiemy, że ta narracja doprowadziła do kryzysu, więc powtarzam: jeśli zależy ci na Kościele, to absolutnie demaskujesz te struktury zła.
Skąd to nawrócenie i reformatorski zapał?
Kiedy kilkadziesiąt lat temu pojechałem do USA i relacjonowałem lokalny skandal pedofilski, to żyłem przekonaniem, że w Polsce jest to niemożliwe, gdyż wpajano nam, że to wina zgniłego zachodu i rozluźnienia obyczajów.
Długo zastanawiałem się, dlaczego wszędzie jest to możliwe, a u nas nie. Przełamanie tego sposobu myślenia pozwoliło otworzyć kościelne drzwi i ukazać wrota do piekieł.
Wróćmy na koniec do Platformy. Gdy trzeba, klęczy podczas liturgii, a innym razem idzie na konfrontację z biskupami. Do tego należałoby doliczyć memiczne ołtarzyki z izdebki przewodniczącego Tuska, następnie krytykę i znów woltę: wszyscy jesteśmy katolikami. Trudny ten wasz romans z Kościołem.
Czym innym jest stosunek do instytucji, która jest opresyjna wobec państwa, a czym innym do ludzi wierzących. Nie interesuje mnie czyjaś wiara. Z punktu widzenia polskiego państwa, Kościół rzymskokatolicki nie może być inaczej traktowany niż inne związki wyznaniowe czy inne instytucje niereligijne. W Platformie jest wspólne przekonanie co do autonomii państwa od Kościoła i na odwrót. Misją Kościoła jest ewangelia, a nie dotacja z takiego czy innego ministerstwa.
Jarosław Makowski – filozof, publicysta, szef Instytutu Obywatelskiego, think tanku Platformy Obywatelskiej, samorządowiec, radny miasta Katowice, były radny Sejmu Śląskiego, miejski aktywista, pomysłodawca katowickiego stowarzyszenia BoMiasto, założyciel i redaktor kwartalnika "Instytut Idei". Autor między innymi: "Wariacje Tischnerowskie" (2012), "Pobudka Kościele" (2017), "Kościół w czasach dobrej zmiany" (wydawnictwo Liberte! 2021).