Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda. Kryzys zbożowy wystawia na próbę również osobiste relacje obydwu prezydentów © East News

Fesenko: Sytuacji, w której Kijów przyjdzie i poprosi o wybaczenie, nie będzie

Tatiana Kolesnychenko

- Rozumiem, że każdy rząd musi chronić interesy swoich rolników. Można to jednak zrobić w cywilizowany sposób: negocjując, szukając rozwiązań. Ale polscy politycy zachowują się z pychą – mówi Wołodymyr Fesenko. Ukraiński politolog wskazuje punkt widzenia Kijowa na kryzys w relacjach z Warszawą. W wielu aspektach jest on skrajnie różny od polskiego.

Zaostrza się spór na linii Warszawa-Kijów.

Do 15 września obowiązywał tymczasowy zakaz importu z Ukrainy: pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika. Zakaz dotyczył ich wwozu do: Polski, Węgier, Bułgarii, Rumunii i Słowacji. Możliwy był natomiast tranzytu do innych państw UE i państw trzecich. Komisja Europejska nie zdecydowała się na przedłużenie tego embarga.

Jeszcze w tym samym dniu premier Mateusz Morawiecki ogłosił - wbrew stanowisku KE - że Polska, chroniąc nasz rynek rolny, nadal będzie krajem tranzytowym, ale embarga nie zniesie (podobnie postąpiły Węgry, Słowacja i Chorwacja).

Decyzja polskiego rządu, który od początku wojny bezapelacyjnie wspomaga Kijów, szybko spotkała się z odpowiedzią Ukrainy.

Taras Kaczka, wiceminister gospodarki i handlu Ukrainy przed ogłoszeniem polskiego stanowiska mówił Wirtualnej Polsce, że Kijów nie podejmie kroków odwetowych. Gdy okazało się, że polskie embargo zostało utrzymane, zapowiedział, że ukraiński rynek może zostać zamknięty na naszą: cebulę, pomidory, kapustę i jabłka. Za chwilę jednak Kaczka znów zmienił zdanie i ukraińskiego embarga może jednak nie być.

Na razie pewne jest to, że Ukraina złożyła przeciwko Polsce, Węgrom i Słowacji pozew do Światowej Organizacji Handlu.

Z kolei prezydent Wołodymyr Zełenski, przemawiając na forum ONZ, powiedział: "Niektórzy nasi przyjaciele w Europie odgrywają w teatrze politycznym solidarność, robiąc thriller ze zbożem. Może się wydawać, że odgrywają własną rolę, ale w rzeczywistości pomagają przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora".

W związku ze słowami Zełenskiego ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz został w trybie pilnym wezwany do MSZ. Przekazano mu "zdecydowany protest" wobec wystąpienia prezydenta Ukrainy.

Na temat kryzysu w polsko-ukraińskich stosunkach wypowiedział się również prezydent Andrzej Duda: "Mamy trochę do czynienia tak, jak z tonącym. Każdy, kto kiedykolwiek brał udział w ratowaniu tonącego, wie o tym, że człowiek tonący jest niesłychanie niebezpieczny; że może pociągnąć w głębiny. Trochę jest to taka sytuacja, jak między Polską i Ukrainą. Ukraina jest pod napaścią rosyjską, bez wątpienia w bardzo trudnej sytuacji, chwyta się wszystkiego, czego się da. Czy można mieć o to do niej pretensje? Oczywiście, że można mieć pretensje".

O tym, jak obecnie wygląda sytuacja z perspektywy Kijowa, co sądzą o kryzysie zbożowym kijowskie elity polityczne, Wirtualna Polska rozmawia z Wołodymyrem Fesenko. To jeden z czołowych ukraiński politologów, szef Centrum Stosowanych Badań Politycznych Penta. Członek Rady Społecznej przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych Ukrainy.

Tatiana Kolesnychenko: "Teatr politycznej solidarności" versus "tonący chwyta się brzytwy" – ta wczorajsza wymiana zdań między prezydentami Zełenskim i Dudą, do której doszło na oczach całego świata, może być zwiastunem końca polsko-ukraińskiej przyjaźni?

Wołodymyr Fesenko: Wokół tego tematu narosło zbyt wiele emocji, ale zdecydowanie nie jest to zerwanie naszych więzi.

Jak w Kijowie jest postrzegany "zbożowy thriller"? Bo tak właśnie określił go Wołodymyr Zełenski.

Tak, że Polska wplątała się w konflikt z Ukrainą i jest to związane z wyborami. Odbierane jest to tak, że przedstawiciele PiS podjęli szereg kroków nieprzyjaznych wobec Ukrainy.

A może nie "wobec Ukrainy" tylko na rzecz własnych interesów.

Rozumiem, że polski rząd musi podejmować kroki chroniące swoich rolników. Ale można było zrobić to w cywilizowany sposób. Przeprowadzić konsultacje, postarać się znaleźć wyjście z sytuacji i ostrożniej dobierać słowa. Na pewno nie oskarżać Ukrainy o "niewdzięczność".

Wszyscy powinniśmy rozumieć, że Ukraińcy nie walczą dziś tylko dla siebie, ale także dla Polaków. I my płacimy najwyższą cenę – tracimy naszych ludzi.

Rozumiem, że w Polsce jest szczyt kampanii wyborczej i politycy chcą odwrócić uwagę od wewnętrznych problemów. Ale wybór Ukrainy do tego celu był błędem.

Teraz musimy powstrzymać emocje. Przestać się bawić w eskalację konfliktu.

Reakcja Ukrainy też była emocjonalna. Czy konieczne było złożenie pozwu do Światowej Organizacji Handlu (WTO)? Efekt już teraz jest taki, że nawet w mocno proukraińskich kręgach pobrzmiewa rozczarowanie.

Naszym błędem było to, że w ogóle wkroczyliśmy na ścieżkę konfliktu. Podchwyciliśmy to, choć powinniśmy działać w sposób bardziej wyważony i elastyczny. Nie możemy pozwolić sobie na zwiększenie liczby krajów, z którymi mamy problemy w relacjach. A zwłaszcza z Polską, krajem, który naprawdę bardzo nam pomógł podczas rosyjskiej inwazji. Dlatego wszystkie te lustrzane kroki i zapowiedzi embargo zostały podjęte pochopnie i posunęliśmy się za daleko.

Jeśli chodzi o pozew do WTO, to nie widzę w tym nic nieprzyjacielskiego. Jak się rozwiązuje konflikty w biznesie? Idzie się do arbitrażu. Tym właśnie jest WTO – arbitrem, który w sposób cywilizowany ma rozstrzygnąć spór.

Liczę bardzo, że po wyborach emocje w Polsce nieco ostygną. W przeciwnym razie Polska może taktycznie wygrać, pokaże, że jest potężna. Równocześnie politycznie i strategicznie będzie to jej przegrana.

Ale na razie wizerunkowo to Ukraina przegrywa.

Obie strony popełniły błędy. Kijów zareagował dokładnie tak samo, jak Warszawa. Była to gra na konflikt, zła, nieprzyjazna. Działając w ten sam sposób, zaostrzyliśmy spór.

To był błąd, który muszą naprawić obie strony. Ale sytuacji, w której Kijów przyjdzie i poprosi o wybaczenie, nie będzie. Jasne jest, że jeśli taki krok nastąpi, PiS potraktuje to jako słabość i zacznie działać na wzór Orbana na Węgrzech. Nie możemy na to pozwolić.

Trzeba natychmiast zaprzestać tych idiotycznych wypowiedzi. Bo to, co robią teraz polscy politycy, jest manifestacją niedojrzałości i daleko im do europejskich standardów. Nie trzeba szukać winnych w Ukrainie. Problem pojawił się w Polsce i tam trzeba go rozwiązać.

Dlaczego Zełenski tak długo nie zabierał głosu w tej sprawie? Wszystkie zapowiedzi lustrzanych kroków były wypowiadane przez członków rządu, ale administracja prezydenta tego nie komentowała. Pojawiły się nawet podejrzenia, że może to być efektem wewnętrznych rozgrywek w Ukrainie.

To bzdura. Między premierem i prezydentem nie ma konfliktu. Gdyby taki konflikt był, to Denys Szmyhal szybko przestałby pełnić stanowisko. Sądzę, że Taras Kaczka, wiceminister gospodarki i przedstawiciel handlowy Ukrainy przedstawił propozycję odpowiedzi na polskie embargo. Gabinet ministrów uznał ją za odpowiednią i przekazał do administracji prezydenta. Tam została zaakceptowana przez Zełenskiego. Bez jego aprobaty to by się nie odbyło.

Dalsze kroki z zapowiedzią embargo na polskie produkty, jak już wspominałem, były błędem.

Myślę, że niestety zarówno niektórzy polscy politycy, jak i część polskiego społeczeństwa poszła podczas wyborów w złą stronę. Szukają wroga tam, gdzie go nie ma.

Ale wczoraj to Zełenski podtrzymał tę eskalację, mówiąc o tym, że niektóre kraje przygotowały scenę dla aktorów z Moskwy. To było bardzo mocne oskarżenie i myślę, że zabolało wielu Polaków, którzy zbierali pieniądze, przyjmowali, pomagali.

Nie słyszałem, żeby Zełenski wymienił w tym zdaniu słowo "Polska".

Nie wymienił, a kontekst wypowiedzi był bardzo czytelny.

Czy Zełenski powinien był mówić o tym z mównicy ONZ? Być może nie. Zaczęliśmy się spierać i to jest złe.

Ale znów, pani mówi, że my musimy zrozumieć Polaków, ale czy Polacy mogą zrozumieć nas? Czy też musimy tylko powtarzać: "Przepraszamy panów, we wszystkim się mylimy. Róbcie, co uważacie za potrzebne. Zgadzamy się na wszystko".

Niestety, cała sytuacja mówi nam, że przeceniono poziom przyjaźni, który istniał między naszymi krajami. Jeśli w warunkach obecnej wojny, sytuacji, kiedy dla nas jest to bezpośrednie zagrożenie, a dla was – potencjalne, w imię egoistycznych interesów i kampanii wyborczej, rozpoczniemy wojnę wewnętrzną, to konsekwencje będą złe dla obu krajów.

W Polsce konsekwencje mogą być takie, że antyukraińska partia Konfederacja może się stać decydującą siłą polityczną. Całe zamieszanie ze zbożem sprzyja ich narracji.

To, co powiem, może się podobać lub nie, ale jeśli PiS stworzy po wyborach koalicję z ugrupowaniem głoszącym antyukraińskie hasła, będzie to diagnoza samego PiS-u. Znaczy, że zamiast przyjaciela, na którym polegaliśmy, mamy za plecami, zdrajcę. Wiem, że mówię bardzo nieprzyjemne rzeczy, ale do tego to się sprowadza.

Pani ciągłe mówi o Ukrainie. Tak, my będziemy starali się naprawić ten błąd. Ale sedno problemu leży po polskiej stronie i dopóki tam nie zostanie naprawione, nic się nie zmieni.

Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie