Zaostrzają się stosunki polsko-ukraińskie. "Działanie samobójcze"
- Jeżeli w kręgach bliskich prezydentowi Zełenskiemu są doradcy, którzy sugerują, żeby zaostrzać stosunki z Polską, to jest to działanie samobójcze - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską były ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło, odnosząc się do zaostrzenia narracji Ukrainy wobec Polski.
- Niektórzy nasi przyjaciele w Europie, odgrywają w teatrze politycznym solidarność, robiąc thriller ze zbożem. Może się wydawać, że odgrywają własną rolę, ale w rzeczywistości pomagają przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora - powiedział prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski na sesji ONZ.
To kolejny, po kwestii zbożowej i zapowiedzi ukrócenia wsparcia dla uchodźców ukraińskich w Polsce, element wzmożonego napięcia pomiędzy Polską a Ukrainą.
Będący kością niezgody kryzys zbożowy ma związek z tym, że Polska wprowadziła embargo na wwóz do naszego kraju niektórych produktów rolnych z Ukrainy. W odpowiedzi Ukraina zapowiada zaskarżenie tych jednostronnych decyzji do Światowej Organizacji Handlu oraz embargo na polskie jabłka i warzywa. Choć z tej ostatniej zapowiedzi dyplomaci lekko się wycofują, sugerując, że byłaby to ostateczność.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ambasador Ukrainy w Polsce został dziś wezwany do MSZ. Dyplomacie przekazano "protest" strony polskiej. Wiceminister Paweł Jabłoński wskazał, że w stosunku do Polski słowa Zełenskiego to "teza nieprawdziwa, a ponadto szczególnie nieuprawniona wobec naszego kraju, wspomagającego Ukrainę od pierwszych dni wojny".
"Słowa, które są dla Polaków obraźliwe i aroganckie"
- Sytuacja jest nieciekawa. Słowa Zełenskiego są dla Polaków obraźliwe i aroganckie. Jest sugestia, wyrażona nie wprost, że jest akcja wymierzona w interesy Ukrainy, inspirowana przez Rosję - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską były ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło.
Ocenia, że takie sugestie to bardzo duże nadużycie. - Może to spowodować skuteczniejsze uaktywnienie się agentury rosyjskiej, przede wszystkim w naszym kraju - ocenia.
- Odnoszę nieodparte wrażenie, że to, że stało się to wszystko teraz, przed wyborami, to nie do końca jest przypadek - mówi.
Unia Europejska - trzecia strona konfliktu
Zwraca uwagę też na trzecią stronę konfliktu. - To UE, która jest współodpowiedzialna za ten kryzys i daleko idącą powściągliwość, by pomóc go rozwiązać w sposób skuteczny oraz korzystny dla Ukrainy i Polski. A to nie tylko o Polskę chodzi. W tej chwili i Chorwacja uruchomiła podobną narrację - podkreśla Piekło.
I dodaje, że są jakieś elementy układanki, których nie znamy. - Jednym z nich jest gotowość Ukrainy, by pokazać swoją determinację do rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z UE. Nie wiem, czy to fortunny moment. Niedługo będziemy mieć wybory do PE, nową Komisję, która zapewne będzie miała trochę inne spojrzenie na sprawy Ukrainy i rozszerzenia o nią Unii Europejskiej. Jest to wyjątkowo niefortunne dla Ukrainy jak i Polski - zwraca uwagę Piekło.
"Narracja ma charakter prowokacyjny"
Były ambasador podkreśla, że cała ukraińska narracja ma charakter arogancki. - Wręcz prowokacyjny. Na szczęście słyszę od moich ukraińskich przyjaciół, z kręgów także opozycyjnych wobec Zełenskiego, że ten ruch nie wszystkim się podoba. Jest też deklaracja związku zawodowego ukraińskich rolników, którzy uważają, że pogorszenie stosunków z Polską to straszny błąd - mówi.
- Pomysł (na taką narrację - red.) jest realizowany konsekwentnie od wypowiedzi ministra Tarasa Kaczki, po wczorajszą wypowiedź Zełenskiego. Jest tu konsekwencja, która zaowocuje tym, że Ukraina spadnie w polskich rankingach sympatii. Może dojść do wydarzeń niekoniecznie przyjemnych - zaczną się nagonki na społeczność ukraińską, inspirowane przez agenturę rosyjską i wspierane przez zwolenników polityki prorosyjskiej i antyukraińskiej. Mówię tu konkretnie o Konfederacji - dodaje.
"Sugerują, żeby zaostrzać stosunki z Polską, to jest działanie samobójcze"
Były ambasador podkreśla też, że nie bez znaczenia jest fakt, że Ukraina będzie przygotowywać się do wyborów. - Jeżeli w kręgach bliskich prezydentowi Zełenskiemu są doradcy, którzy sugerują, żeby zaostrzać stosunki z Polską, to jest to działanie samobójcze - ocenia.
I dodaje, że trzeba spojrzeć na reakcję rosyjskich mediów. - Oni się po prostu cieszą. Główni bohaterowie mediów propagandowych i kremlowskich to posłowie Konfederacji. Wszystko dzieje się na korzyść Kremla. Nie sposób tego widzieć inaczej - mówi Piekło.
"PiS liczyło na mityczny efekt flagi"
Eksperci uważają, że napięcie pomiędzy Polską a Ukrainą może przełożyć się także na zmianę nastrojów społecznych, ale i wywrzeć wpływ na wynik nadchodzących wyborów parlamentarnych.
- Jak istotny jest to temat, pokazała sytuacja w 2022 roku oraz nade wszystko w pierwszej połowie 2023 - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak wyjaśnia, w 2022 roku PiS liczyło na mityczny efekt flagi (wzrost poparcia w sondażach w związku z poczuciem niepewności wywołanym rosyjską agresją - red.). - Ten efekt bardzo szybko wygasł, po zaledwie kilku miesiącach. PiS-owi nie udało się powtórzyć sytuacji np. z granicy polsko-białoruskiej czy z okresu ekspansji COVID-19 - wylicza.
- Na początku tego roku, w jego pierwszym półroczu, doszło do szybkiej restytucji Konfederacji. Powody były różne, ale jednym z nich był, z całą pewnością, kontekst ukraiński. W efekcie partia nie tylko powróciła do notowań sprzed rosyjskiego ataku na Ukrainę, ale wręcz umocniła je - dodaje profesor.
"PiS ma problemy mobilizacyjne"
I podkreśla, że w sierpniu i na początku września, z różnych powodów, te kwestie przestały być tak mocno obecne, jak w czasie kryzysu zbożowego czy w czasie rocznicy rzezi wołyńskiej. - Konfederacja straciła na rzecz Prawa i Sprawiedliwości - wyjaśnia.
- PiS ma problemy mobilizacyjne w olbrzymiej części swoich wyborców. Jest także partią, która pozostaje nadreprezentowana na wsi, także wśród ludności, która wciąż związana jest z produkcją rolną - mówi.
Profesor Chwedoruk dodaje: - PiS przespało w tym roku ten problem. Gwałtowna reakcja teraz jest próbą uniknięcia tego błędu. O ile w ogóle problemy społeczno-gospodarcze uderzały we wszystkich wyborców PiS, o tyle kwestia konkurencji ukraińskich produktów rolnych uderzała w trzon elektoratu tej partii.
Podkreśla też, że można zastanawiać się, na ile Konfederacja ponownie byłaby zdolna przejąć inicjatywę w tej sprawie. - Poprzednio ta formacja, samą odmiennością retoryki, stawała się symboliczną partią protestu w tej materii - dodaje.
- Opozycja jest w tej wygodnej sytuacji, że jej elektorat jest mniej czuły na zawiłości relacji polsko-ukraińskich. Może, odpalając cygaro, obserwować męki PiS w tej materii. Męki spowodowane niespójnością pomiędzy interesami elektoratu a kierunkiem polityki zagranicznej uprawianej przez Prawo i Sprawiedliwość - ocenia rozmówca WP.
"Jest podatny grunt, by grać tym pod wybory"
Krzysztof Izdebski, prawnik Open Spending EU Coalition i Fundacji Batorego, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że to, co prezentuje strona ukraińska, jest wyrazem działań, które niekoniecznie mają szerokie poparcie w ukraińskim społeczeństwie. - A raczej rodzą też pewne obawy co do wsparcia militarnego, ale i dla uchodźców, którzy przebywają w Polsce - dodaje.
- Stowarzyszenie "Demagog" w zeszłym tygodniu ogłosiło, że około połowa Polaków uważa, że pomoc Ukraińcom w naszym kraju udzielana jest kosztem obywateli Polski. Jest podatny grunt, by grać tym pod wybory - podkreśla Izdebski.
"Nie mam wątpliwości, że akty niechęci w naszym kraju będą mieć miejsce"
Jak mówi, każdy temat, który polaryzuje społeczeństwo czy budzi emocje - a ten bez wątpienia taki jest - jest tematem, który politycy będą wykorzystywać.
- Nie mam wątpliwości, że akty niechęci czy agresji (wobec Ukraińców) w naszym kraju będą mieć miejsce. Jest to jednak proces rozłożony na miesiące, być może lata, a nie najbliższe tygodnie - dodaje rozmówca WP.
Izdebski podkreśla, że można postawić uprawdopodobnioną tezę, że politycy nie będą tych nastrojów tonować. Ważny będzie tutaj czas po wyborach. - Politycy będą musieli próbować to jakoś zagospodarować. Będzie to zależeć od ogólnych odczuć społeczeństwa - wyjaśnia.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski