Napięcia na linii polsko-ukraińskiej. "Fatalne dla wizerunku Polski"
Rośnie napięcie między Kijowem a Warszawą. Ukraina zapowiedziała, że wprowadzi embargo na kilka polskich produktów. Wcześniej Polska zrobiła to samo z ukraińskim zbożem. Do tego doszła zapowiedź rzecznika rządu o zakończeniu wsparcia w postaci świadczeń dla Ukraińców w Polsce. - To element walki o elektorat antyukraiński - ocenia prof. Maciej Duszczyk, ekspert ds. migracji.
Kością niezgody w relacjach polsko-ukraińskich jest kryzys zbożowy. Polska wprowadziła embargo na wwóz do naszego kraju zboża i produktów rolnych z Ukrainy. Nie dotyczy to towarów przewożonych w tranzycie np. do zachodnioeuropejskich portów morskich.
Choć Komisja Europejska zniosła unijne embargo, Polska wraz ze Słowacją i Węgrami postanowiły je przedłużyć. Władze w Kijowie zdecydowały się na zaskarżenie tych jednostronnych decyzji do Światowej Organizacji Handlu. Na tym się nie skończyło, Kijów zapowiedział też embargo na kilka polskich produktów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Fatalne dla wizerunku Polski"
- To fatalne dla wizerunku Polski w kontekście jej relacji bilateralnych, ale i - szczerze mówiąc - w kontekście wizerunku naszego kraju w ujęciu międzynarodowym - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Marcin Zaborowski z GLOBSEC, analityk i były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
I dodaje, że wiadomość o embargo znajduje się na pierwszych stronach zagranicznych serwisów informacyjnych, jak CNN, BBC itd. - W kontekście PR-u międzynarodowego, ten konflikt nam absolutnie nie służy - podkreśla rozmówca Wirtualnej Polski.
- Jestem przekonany, że ma to podłoże polityczno-wyborcze. Mamy wybory za trzy tygodnie i taki, a nie inny komunikat, musi wyjść do polskich rolników. Można się spodziewać, że ta retoryka będzie zupełnie inna po wyborach, bez względu na to, kto je wygra - dodaje dr Zaborowski.
"Jedyna linia życia dla eksportu ukraińskiego"
Ekspert odniósł się także do uderzeń w Polskę ze strony ukraińskiej. - Każdy ma swoje elektoraty. Rząd PiS-u musi się jakoś odnieść do takich a nie innych oczekiwań polskiej wsi. A strona ukraińska ma swój elektorat wewnętrzny, tam też niedługo mogą odbyć się wybory. Aspekt wewnętrzny jest więc istotny - podkreśla.
- Musimy sobie jasno powiedzieć, że ze strony ukraińskiej ta możliwość transferu przez Polskę i inne państwa sąsiednie, to jedyna linia życia dla eksportu ukraińskiego. W sytuacji, w której są zablokowane porty, cywilne statki transportowe są przedmiotem ataków rosyjskich, żadna firma czegoś takiego nie ubezpieczy. Ten transport może iść wyłącznie przez Polskę, Rumunię, Słowację, Węgry - wylicza dr Zaborowski.
I dodaje: - Dla Ukrainy stawka ekonomiczna czy gospodarcza jest dużo większa niż dla Polski. Dla nas to wycinek naszej gospodarki, istotny, ale to góra kilka procent. A dla nich jedyna możliwość eksportu.
"Komunikaty Zełenskiego są wstrzemięźliwe, nie są antagonizujące"
Czy może dojść do poprawy stosunków polsko-ukraińskich? Dr Zaborowski podkreśla, że wszystko zależy od tego, jak wygląda komunikacja bilateralna pomiędzy tymi krajami. - Jeśli wygląda tak, że jest tutaj bezpośrednia linia połączenia, gdzie mówi się, że mamy tutaj problem przez miesiąc, ale po wyborach będzie okej, to jest to do naprawienia - ocenia.
- Tylko to w tym momencie kosztuje Ukrainę potężne pieniądze. Świadomość tego, że strona polska nie jest stroną, na której może w stu procentach polegać, będzie te relacje utrudniać. Jednak widzę, że komunikaty po stronie Wołodymyra Zełenskiego, jeśli chodzi o Polskę, są wstrzemięźliwe, nie są antagonizujące. Inni politycy ukraińscy robią inaczej, bo chcą wewnętrznie więcej ugrać - podkreśla rozmówca WP.
"Należy mieć nadzieję, że dojdzie do próby pacyfikacji nastrojów, które są niebezpieczne"
Były ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że wszystko zależy od tego, jak przebiegnie spotkanie Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego w Nowym Jorku. - Prezydenci zawsze znajdowali wspólny język, łączą ich więzy znacznie bardziej personalne, bo przyjacielskie - podkreśla.
- Należy więc przypuszczać i mieć nadzieję, że dojdzie tam do jakiegoś porozumienia i próby pacyfikacji nastrojów, które są niebezpieczne dla stosunków polsko-ukraińskich - ocenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To była groźba pod adresem Polski"
Były ambasador odnosi się także do wypowiedzi wiceministra rolnictwa Ukrainy Tarasa Kaczki, który powiedział: - W naszych oczach te działania Węgier i Polski są wyrazem całkowitego braku zaufania do Komisji Europejskiej.
I dalej: - Myślę, że podejście Budapesztu i Warszawy, polegające na ignorowaniu stanowiska instytucji unijnych w polityce handlowej, będzie problemem dla całej UE w ogóle, bo nie ma jedności - przekonywał.
Piekło ocenił, że wypowiedź ta była arogancka. - To była groźba pod adresem Polski, co niestety będzie przekładało się na głosy wyborców, na to, że Ukraińcy nie będą już, być może, postrzegani tak pozytywnie. To niepotrzebne uruchomienie lawiny, której skutki mogą być niedobre - podkreśla. - Liczę, że ta bomba zostanie rozbrojona - dodaje.
Müller: "Nic nie jest na stałe dane"
Kolejnym elementem kryzysu na linii polsko-ukraińskiej jest wypowiedź rzecznika rządu. - Nic nie jest na stałe dane, tylko na okres trwającego konfliktu zbrojnego i przepisy po prostu wygasną na początku przyszłego roku - powiedział Piotr Müller. Odniósł się w ten sposób do kwestii świadczeń dla uchodźców z Ukrainy w Polsce.
Mówił dalej: - Myślę, że te przepisy w dużej mierze nie zostaną przedłużone. Tak mi się wydaje w tej chwili. (...) Teraz konflikt jest bardziej znany, wiemy jakie są linie sporu i jakie są możliwości pomocy międzynarodowej, cała społeczność międzynarodowa powinna się w szerszym zakresie zaangażować i tyle - dodał.
"Element walki o elektorat antyukraiński"
Prof. Maciej Duszczyk, ekspert ds. migracji, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że postrzega wypowiedź Müller jako "element walki o elektorat antyukraiński, między Konfederacją a Prawem i Sprawiedliwością".
- Nikt chyba nie zdaje sobie sprawy, jaki chaos może zostać wywołany, jeżeli ustawa o specjalnych warunkach zostanie zniesiona - dodaje.
Jak podkreśla, póki co usłyszeliśmy jedynie, że ma ona zostać zniesiona, a nie wiadomo, co w zamian. - Oprócz tego, że mamy chaos na granicy białoruskiej, chaos wizowy czy dotyczący edukacji dzieci ukraińskich w szkołach, rząd zafunduje nam kolejny chaos, który będzie nie do opanowania i który będzie kosztował bardzo dużo środków - prognozuje prof. Duszczyk.
"Polska korzysta z obecności Ukraińców w Polsce"
- Rozumiem, że uzasadnieniem do tego jest to, że Ukraińcy pobierają 500+, mają 300 złotych wsparcia na początek, kiedy przyjeżdżają. Należy jednak pamiętać, że Polska korzysta z obecności Ukraińców w Polsce - mamy wysoką aktywność ekonomiczną tych osób - dodaje.
I przypomina: - Rząd do niedawna chwalił się, jak dobrze ta grupa działa na rynku pracy, że odnosi z tego powodu korzyści. A teraz jest kompletne odwrócenie narracji, której ja nie rozumiem.
- Polski budżet korzysta z obecności uchodźców wojennych z Ukrainy. Jeżeli wojna się nie skończy bardzo szybko, te osoby nie wrócą do Ukrainy, lecz wyjadą do Niemiec czy Kanady. Będzie to ze stratą zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski - podkreśla rozmówca Wirtualnej Polski.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski