Eskalacja na linii USA-Iran. Trump powstrzymuje wojenne zapędy doradców?
Podczas gdy napięcia między Ameryką i Iranem dochodzą do bezprecedensowych poziomów, stronnictwo "gołębi" może mieć nieoczekiwanego sojusznika: Donalda Trumpa. Według doniesień, prezydent USA jest zirytowany agresywnym nastawieniem swoich kluczowych doradców. Swoją rolę w sporze może mieć Polska.
Do narastających napięć i otwarcie wojowniczej retoryki ze strony administracji Donalda Trumpa można było się już przyzwyczaić. Jednak w przeciwieństwie do kryzysów z Koreą Północną i Wenezuelą, to nie prezydent jest głównym czynnikiem nakręcającym napięcia z Iranem. Jak doniosły w czwartek amerykańskie media, Trump miał wyraźnie powiedzieć szefowi Pentagonu i swoim doradcom, że nie chce wojny z Islamską Republiką.
Nie ma dorosłych, są jastrzębie
Wcale nie jest jasne, czy to samo można powiedzieć o jego kluczowych doradcach. Po tym, jak z administracji Trumpa odszedł szef Pentagonu generał James Mattis - ostatni z umiarkowanych i doświadczonych "dorosłych w pokoju", którzy blokowali najbardziej radykalne zapędy Trumpa, odpowiedzialność za politykę zagraniczną spadła głównie na dwóch ludzi: doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona i sekretarza stanu Mike'a Pompeo. I to oni formułowali dotąd najbardziej złowieszcze groźby w stronę Iranu.
Jak doniósł "New York Times", europejscy dyplomaci obawiają się, że Bolton i Pompeo pchają nieświadomego niczego Trumpa na wojenną ścieżkę. Wątpliwe jest jednak, by prezydent był tego nieświadomy. W końcu Bolton jest od lat znany jako najbardziej wojowniczy z jastrzębi, od dawna domagający się zbombardowania Iranu i zmiany reżimu w Teheranie. To też częsty gość irańskich Ludowych Mudżahedinów, irańskiej sekty - do niedawna uznawanej za terrorystyczną - zmierzającego do przewrotu w Iranie.
Zobacz także: Potwierdziły się informacje ws. Tuska. Rzecznik rządu nie szczędziła mocnych słów
Przeczytaj również: Ludowi Mudżahedini w Warszawie. Tajemnicza grupa ma wpływowych orędowników
Z kolei ewangelikanin Pompeo znany jest ze swojej gorącej wiary w apokaliptyczną wizję tzw. "porwania Kościoła" ("The rapture"). Podobnie jak wielu innych współwiernych, Pompeo wierzy, że ponowne przyjście Chrystusa dokona się dopiero , kiedy na wzgórzu świątynnym odbudowana zostanie Świątynia Jerozolimska (obecnie mieści się tam kopuła na Skale i meczet al-Aksa). Pompeo zasłynął też stwierdzeniem, że to "z pewnością możliwe", że Donald Trump został zesłany przez Boga, by tak jak biblijna królowa Estera ochronił lud żydowski przed perskim (irańskim) zagrożeniem.
Rosnące napięcie
Napięcia z Iranem osiągnęły najwyższy dotąd poziom po tym, jak USA zdecydowały się wysłać w region Zatoki Perskiej swój lotniskowiec, bombowce B-52 oraz baterię Patriotów. Pojawiły się też pogłoski, że Pentagon planuje wysłać w region dodatkowe 120 tys. żołnierzy. Trump zdementował te doniesienia, ale jednocześnie zapewnił, że "mógłby tak zrobić".
Powodem tych ruchów miały być dane amerykańskiego wywiadu mówiące o irańskich planach ataku na amerykańskie wojska. Ale nie brakuje głosów, że informacje służb zostały celowo "podkręcone". Jednym z kluczowych dowodów miało być zdjęcie przedstawiające rakiety balistyczne znajdujące się na pokładzie drewnianych irańskich łódek. Ale zdaniem ekspertów rakiety były prawdopodobnie w ten sposób szmuglowane do Jemenu i nie mogły być wystrzeliwane z łódek.
Sojusznicy nie wierzą. Ale USA mogą liczyć na Polskę
Co znamienne, w zapewnienia Waszyngtonu nie chcą w nie wierzyć nawet najbliżsi sojusznicy Ameryki. Brytyjski generał i wicedowodzący koalicją anty-ISIS Christopher Ghika stwierdził, że nie dostrzega zwiększonego zagrożenia ze strony Iranu. Jego opinia została błyskawicznie "skorygowana" przez Pentagon. Jeszcze bardziej sceptyczni są inni europejscy partnerzy USA - nawet jeśli irańskie zapowiedzi wznowienia programu nuklearnego także i u nich budzą coraz większe obawy.
W tym kontekście Waszyngton ważną rolę upatruje w Polsce, która w lutym gościła szczyt bliskowschodni, poświęcony w głównej mierze koordynacji stanowisk sojuszników wobec Iranu.
- Polska naprawdę widziana jest przez tę administrację jako jeden z niewielu już sojuszników, na których USA mogą polegać. Nie ma wątpliwości, że jeśli USA będą pilnie potrzebowały na kontynencie pomocy - dyplomatycznej, czy innego rodzaju - udadzą się do Warszawy. Należy mieć tylko nadzieję, że skończy się jednak na tej dyplomatycznej - mówi WP Michał Baranowski, dyrektor warszawskiego biura German Marshall Fund, amerykańskiego think-tanku.
Jak jednak twierdzi ekspert, wbrew alarmistycznym doniesieniom, celem administracji Trumpa USA nie jest wojna. Tłumaczy, celem działań Białego Domu - wysłania wojsk jest wywarcie na Iranie maksymalnej presji i zapewnienie, by Teheran nie mógł pozwolić sobie na odpowiedź militarną i by zgodził się na wynegocjowanie porozumienia atomowego, lepszego niż to wynegocjowane w 2015 roku.
- Oczywiście inna kwestia to to, czy z tej postawy nie wynikną nieprzewidziane konsekwencje - podsumowuje Baranowski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl