Polska"Do Rzeczy": Z Twittera do rządu

"Do Rzeczy": Z Twittera do rządu

PiS na stanowiska powołał nie tylko dziennikarzy, lecz także działaczy organizacji pozarządowych i osoby znane z aktywności w sieci. Dlaczego skusiła ich polityka? - pyta Kamila Baranowska w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Z Twittera do rządu
Źródło zdjęć: © Shutterstock

22.12.2015 | aktual.: 22.12.2015 16:18

Nowe twarze, które pojawiły się ostatnio w rządzie i na jego zapleczu, przeczą stereotypowi, że PiS nie ma zdolności przyciągania ciekawych osób. Zadają kłam także twierdzeniu, że PiS i Jarosław Kaczyński zamykają się wyłącznie w gronie zaufanych partyjnych wyjadaczy, nie dopuszczając nikogo z zewnątrz. Wicepremier Mateusz Morawiecki jest, wedle tej narracji, wyjątkiem potwierdzającym regułę. Tymczasem w ostatnich tygodniach, kiedy premier i ministrowie nieco już okrzepli na swoich stanowiskach, doszło do ciekawych i niedocenianych transferów.

Z redakcji do polityki

Najbardziej przebiły się do opinii publicznej i wzbudziły sporo emocji przejścia dziennikarskie. Bartosz Marczuk to dziennikarz i publicysta, który specjalizował się głównie w tematach społecznych: demografii, polityce rodzinnej, edukacji, a także szeroko rozumianej ekonomii pracy. Ostatnio pisał do tygodnika „Wprost”, gdzie był także wicenaczelnym. Dzisiaj jest wiceministrem w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej. Dlaczego wybrał politykę? – Nie chcę, żeby zabrzmiało to patetycznie, ale po to, żeby coś zrobić dla ojczyzny. Demografia to dziś jedno z pięciu najważniejszych wyzwań dla Polski – odpowiada. – Nie ma innego powodu. Pieniądze gorsze, a i ryzyko większe, bo powrót do zawodu dziennikarza byłby trudny – dodaje.

O powody porzucenia dziennikarstwa pytamy też Pawła Majewskiego, reportera „Rzeczpospolitej”, który niedawno objął funkcję podsekretarza stanu w KPRM i ma odpowiadać m.in. za organizację Światowych Dni Młodzieży. Majewski pisał głównie o polityce, relacjonował m.in. dwie ostatnie kampanie wyborcze.

– W środowisku dziennikarskim jest wielu wartościowych ludzi, ale ton debacie wewnętrznej narzuca krzykliwy margines. Uznałem, że w obu tych światach jest podobny poziom emocji i sporów. Dlatego nie sądzę, bym z perspektywy czasu musiał żałować przejścia na drugą stronę – mówi „Do Rzeczy” Majewski. – Dla mnie w mediach cezurą był Smoleńsk. Po tym, jak wypchnięto poza nawias dziennikarzy zadających rządzącym trudne pytania, przewartościowałem swoje myślenie o dziennikarstwie. To paradoks, bo wypłynąłem na tym temacie, mając w nim pełną swobodę. Jednocześnie męczyło mnie środowiskowe wzmożenie, gdy ktoś próbował kwestionować rządową wersję – dodaje.

Transfery do polityki nie ominęły także tygodnika „Do Rzeczy”. Nasz redakcyjny kolega Marek Magierowski dziś jest rzecznikiem i szefem biura prasowego prezydenta Andrzeja Dudy.

Rządowi trzeba oddać to, że ma całkiem niezłe rozeznanie, jeśli chodzi o ludzi sprzyjających prawicy, broniących bliskich jej wartości, którzy w ostatnich latach działali trochę na uboczu, zajmując się głównie pracą ekspercką. Zalicza się do nich choćby prawnik prof. Aleksander Stępkowski, założyciel Instytutu Kultury Prawnej „Ordo Iuris”. Instytut od strony prawnej bronił tradycyjnych wartości i walczył z pomysłami lewicy. Głośny był chociażby jego raport dotyczący konsekwencji podpisania przez Polskę tzw. konwencji antyprzemocowej. Ostatni raport tej instytucji dotyczy polityki rodzinnej. Sam prof. Stępkowski angażował się w ochronę praw człowieka na forum Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i ONZ. W resorcie ma odpowiadać za sprawy prawne traktatowe oraz prawa człowieka.

Tomasz Szatkowski, dziś wiceminister obrony narodowej, także jest prawicy znany nie od wczoraj. W przeszłości był współpracownikiem Przemysława Gosiewskiego, a także doradcą koordynatora ds. służb specjalnych w rządzie PiS Zbigniewa Wassermanna. Zasiadał w komisji weryfikacyjnej WSI, był wiceprezesem Bumaru. Przez ostatnie dwa lata kierował fundacją Narodowe Centrum Studiów Strategicznych, zajmującą się badaniami w dziedzinie bezpieczeństwa Polski. Dlaczego teraz zdecydował się na wejście do rządu?

– Oczywiście zastanawiałem się – choćby z tego powodu, że będzie to cięższa praca za mniejsze pieniądze. Z drugiej strony – trudno o tym mówić, bez popadania w pompatyczność – wyzwania, jakie stoją przed Polską w kwestii obronności, tworzą poczucie misji i są fascynujące dla kogoś, komu leży to na sercu od lat. To ostatecznie przeważyło – mówi Szatkowski. Dodaje, że Macierewicza zna od lat i ceni go za „wiedzę w tematyce bezpieczeństwa i wielką wolę zmian – jaka jest niezwykle potrzebna w MON”.

Nowym wiceministrem sprawiedliwości w resorcie Zbigniewa Ziobry został prawnik dr Marcin Warchoł. Znany jest m.in. z walki o zwolnienie z aresztu tymczasowego kibica Macieja Dobrowolskiego. Z Ziobrą zna się od dawna. W latach 2006–2007 był jego asystentem, później trafił do biura rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, a ostatnio współpracował z nowym RPO Adamem Bodnarem – był głównym specjalistą w Zespole Prawa Karnego.

Polityką przynajmniej od paru lat interesował się także Piotr Müller (też rocznik 1989), który doradza dziś wicepremierowi, ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego Jarosławowi Gowinowi. Wcześniej aktywnie działał m.in. jako przewodniczący Parlamentu Studentów RP. Przed Sejmem, Senatem i Trybunałem Konstytucyjnym reprezentował studentów m.in. w walce o zniesienie odpłatności za drugi kierunek studiów. – Pierwszy raz zetknęliśmy się, gdy jako minister sprawiedliwości zajmował się deregulacją. Zna moje doświadczenia w obszarze szkolnictwa wyższego i uznał, że będę wsparciem dla jego zespołu – mówi „Do Rzeczy” Müller.

Znalezieni w internecie

Ostatnie dwie kampanie wyborcze uświadomiły politykom, jak ważne są internet i media społecznościowe. Nowi ministrowie wiedzą już, że do sprawnego urzędowania potrzebują nie tylko rzeczników prasowych, lecz także specjalistów od Facebooka i Twittera. Gdzie ich szukać? Właśnie tam. Marcin Strzymiński to aktywny bloger i użytkownik Twittera (podobnie zresztą jak Kaleta i Müller). W ostatnich kampaniach na własny użytek prowadził monitoring serwisów informacyjnych, wyliczając, ile czasu poświęcają one politykom konkretnych partii.

Wyliczenia, które publikował, cieszyły się popularnością. Nic dziwnego, że zostały dostrzeżone także przez polityków. Teraz Strzymiński mediami społecznościowymi będzie się zajmować w resorcie sportu i turystyki. – To była zaskakująca propozycja, z dnia na dzień musiałem się przeprowadzić do Warszawy. Uznałem, że to tak ciekawe doświadczenie, iż szkoda byłoby nie skorzystać.

- Poza tym ministrowi się nie odmawia - mówi tygodnikowi "Do Rzeczy" Strzymiński. W tym roku skończył prawo na Uniwersytecie Gdańskim, nie wyklucza, że polityka wciągnie go na tyle, iż zwiąże się z nią na dłużej. Żałuje jedynie, że nie może już na blogu i Twitterze pisać tego, co wcześniej, bo nowa funkcja zobowiązuje.

To w dalszej perspektywie może okazać się dla PiS problematyczne. Z jednej strony rząd zyskuje młodych, zdolnych pracowników, w których warto inwestować, z drugiej w mediach społecznościowych traci najaktywniejszych komentatorów, zostawiając coraz większe pole politycznym przeciwnikom. Prawicowi sympatycy w mediach społecznościowych odpowiadają na te wątpliwości śmiechem. I hasłem: „Wszystkich nas nie powołacie”.

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (126)