Czeczen znaczy winny

Trzech Czeczenów - student, znany sportowiec oraz ojciec czwórki dzieci - trafiło do polskiego więzienia, bo organa ścigania uwierzyły oskarżającej ich prostytutce. Mecenas Henke: to jest horror.

20.05.2004 07:45

W Czeczenii Zachir Mutaschanow był znanym sportowcem. Ze zrównanej z ziemią stolicy swojego kraju przyjechał do Polski - słyszał bowiem, że Polacy współczują Czeczenom. Trafił do więzienia.

- Horror - mówi o tym, co polskie organa ścigania i wymiar sprawiedliwości zrobiły z jego klientem mecenas Marek Henke - Mutaschanow nie jest przestępcą. Jest pobożnym człowiekiem, teraz strasznie rozgoryczonym. Ma dość naszego kraju, i trudno się temu dziwić.

1 października ub. r. obładowany torbami z zakupami Mutaschanow wracał do ośrodka dla uchodźców w podwarszawskim Dębaku. Zobaczył, jak dwóch Ukraińców kłóci się i szarpie z prostytutką. Powiedział, by zostawili kobietę w spokoju i poszedł dalej. Do ośrodka nie doszedł - zatrzymał go policyjny radiowóz. Na komisariacie (mecenas Henke mówi, że Mutaschanow poinformował go, że był tam bity) dowiedział się, że policja zarzuca mu próbę gwałtu na prostytutce. Nie przyznał się do winy. Został zatrzymany, prokuratura w Pruszkowie wystąpiła o zgodę na tymczasowe aresztowanie - na to zgodził się miejscowy sąd. W dzień po zniknięciu Mutaschanow sprawę postanowili wyjaśnić dwaj jego znajomi, również uchodźcy - Muslim Gapuraev, student Politechniki Warszawskiej, i Eli Makhiew, ojciec czwórki dzieci. Odnaleźli prostytutkę i zaczęli ją namawiać, by nie składała nieprawdziwych, obciążających ich kolegę zeznań. Kobieta wezwała policję. Funkcjonariusze z Brwinowa przyjechali błyskawicznie i - pod zarzutem wymuszania zeznań -
zatrzymali Czeczenów. Dalej scenariusz ten sam: prokuratura występuje o zgodę na tymczasowe aresztowanie, sąd zgodę daje, Czeczeni lądują w kryminale.

Śmierdząca sprawa

Zniknięcie Muslima, studenta Politechniki Warszawskiej, zaniepokoiło wykładowców i kolegów, u których cieszył się bardzo dobrą opinią. Bogumił Hałaciński, emerytowany pracownik Politechniki Warszawskiej, za Stalina trafił na Syberię. Tam więziony był wspólnie z Czeczenami. - Czeczeni traktowani byli gorzej niż Polacy. Wtedy nie mogłem im pomóc. Dziś, kiedy w moim kraju spotkała ich niesprawiedliwość, mogłem - tłumaczy Hałaciński, który o studentach z Czeczenii ma bardzo dobre zdanie; według niego są honorowi i nie ściągają na egzaminach, bo to poniżej ich godności.

Hałaciński i uczelniana "Solidarność" zaczęli upominać się o Czeczenów. Ustalili, że wszyscy przebywali w Polsce legalnie. Znaleźli im adwokatów. O sprawie poinformowali też biuro posła PiS Mariusza Kamińskiego, które z kolei zainteresowało sprawą Helsińską Fundację Praw Człowieka - ta podjęła się monitoringu procesu. Zabiegali też o to adwokaci Czeczenów.

- To śmierdząca sprawa. Dopóki obrońcy praw człowieka nie zainteresowali się nią, sąd odrzucał moje wnioski dowodowe - mówi mecenas Henke.

Wersja wydarzeń ustalona przez adwokatów i obrońców praw człowieka jest odmienna od tego, co ustaliła prokuratura. - Wygląda na to, że na działania organów ścigania wpłynęła zła opinia o muzułmanach - mówi Bogumił Hałaciński.

Rzekoma poszkodowana, prostytutka Dorota G., zeznawała dwukrotnie - w niektórych miejscach jej zeznania są sprzeczne. Zniknęła z Pruszkowa i nie odbiera wezwań do sądu.

Poważny niepokój prawników wzbudziły niesłychanie dobre kontakty Doroty G. z policją - funkcjonariusze pojawiali się w kilka minut po jej telefonach, za pewnik przyjmowali też jej zeznania.

Prokuratura za okoliczność świadczącą na niekorzyść Czeczenów uznała to, że mieli przy sobie scyzoryki i że zaczepiali „poszkodowaną”, chcąc ją zachęcić do zmiany zeznań.

- To, co w społeczności Czeczenów świadczyłoby o nich najlepiej, nasza prokuratura uznała za okoliczność obciążającą - mówi Paweł Przychodzeń z biura Mariusza Kamińskiego.

Jego słowa potwierdza Gruzin dr Dawid Kolbaia, naukowiec z Uniwersytetu Warszawskiego.

- U Czeczenów jest tak, że jeśli doszło do konfliktu, to rodzina czy przyjaciele odbywają rozmowy mające sprawę załagodzić, wyjaśnić i sprawdzić, czy ich bliski zachował się godnie. To właśnie zrobili dwaj Czeczeni.

Scyzoryki też w żaden sposób nie mogą ich obciążać: - W żadnym wypadku nie można uznać, że jeżeli mieszkaniec Kaukazu ma scyzoryk, to jest przestępcą. W tym rejonie świata każdy nosi nóż przy sobie. Nawet profesorowie uniwersytetu. Oznacza to, że jest się wolnym człowiekiem.

Jako biegły, Kolbaia przekonywał o tym sąd podczas ostatniej rozprawy. Sędzia, monitorowany przez obrońców praw człowieka, uchylił areszt wobec dwóch Czeczenów oskarżonych o wymuszanie zeznań - będą odpowiadać z wolnej stopy. Po 8 miesiącach wyszli na wolność. Ich kolega wciąż siedzi.

Prostytutka dobra, jak każda inna

Wojciech Włodarski, policjant, który występuje jako świadek w obu sprawach Czeczenów, nie chciał z nami rozmawiać bez zgody przełożonych. - To śmieszne twierdzenia - skomentował jednak podejrzenia dotyczące dobrych kontaktów policji z prostytutkami i ich opiekunami. Gdy powiedzieliśmy, że od adwokata Mutaschanowa wiemy, że Czeczen został pobity, energicznie zaprzeczył: - Niech pan nie wierzy temu adwokatowi.

Prokurator Iwona Kołodziejczyk, której podpis widnieje pod aktami oskarżenia, nie odpowiedziała na pytanie, czy jest przekonana, że oskarżeni są winni:

- Moje prywatne, wewnętrzne przekonanie nie ma tu nic do rzeczy. Czy opieranie aktów oskarżenia na zeznaniach prostytutki, którym zaprzeczyli stanowczo cieszący się dobrą opinią Czeczeni, jest właściwe? Prokurator odpowiada:

- Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego zeznania tej pani mają taka samą wartość, jak każdej innej osoby.

Wątpliwości prokuratury nie wzbudziły świetne kontakty prostytutki z policją:

- O bliskich kontaktach policji z prostytutkami nic mi niewiadomo. Radiowóz mógł być w okolicy przypadkowo - mówi Kołodziejczyk. Przyznaje, że podejrzane wydały się jej scyzoryki Czeczenów: - Była to okoliczność w jakimś stopniu mająca wpływ na decyzje prokuratury. Ale nie stała się powodem żadnego zarzutu. W pruszkowskim sądzie niczego nie udało nam się dowiedzieć. - W związku z odwołaniami złożonymi przez oskarżonych akta sprawy są w tej chwili w Sądzie Okręgowym - powiedziała sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak, przewodnicząca Wydziału II Karnego.

Piotr Lisiewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)