"Chorzy na COVID-19 umierają w ogromnej samotności". Lekarz o walce z pandemią
Zdarzało się, że stwierdzałem dwa zgony jednego dnia. To jest ogromny ciężar i natłok emocji - mówi Dominik Lewandowski, specjalista medycyny rodzinnej i geriatrii. Prezes Młodych Lekarzy Rodzinnych ponad rok temu przyjął swojego pierwszego pacjenta zakażonego koronawirusem. Dziś, kiedy już niedługo izolację kończą jego ostatni pacjenci, którzy chorowali na COVID-19, patrzy w przyszłość z nadzieją. W rozmowie z Wirtualną Polską lekarz opowiedział o swojej walce z epidemią i jej najtrudniejszych momentach.
Pandemia koronawirusa na całym świecie trwa już ponad rok. W ostatnim czasie obserwujemy spadki zakażeń SARS-CoV-2 w Polsce, stopniowo także poprawia się sytuacja związana z obłożeniem służby zdrowia. Jednak jeszcze nie tak dawno temu realia były zupełnie inne. W wielu placówkach brakowało miejsc, a karetki przywożące chorych były odsyłane spod szpitali ze względu na brak wolnych łóżek. Wielokrotnie kończyło się to tragedią.
Przypomnijmy, że w czwartek resort zdrowia opublikował najnowszy raport dotyczący sytuacji epidemicznej w Polsce. Według czwartkowych danych, odnotowaliśmy ponad 6 tysięcy nowych zakażeń SARS-CoV-2. Zmarło ponad 500 osób chorych na COVID-19.
Koronawirus w Polsce. Lekarz wspomina pierwsze dni walki z pandemią
"Ponad rok temu zmarł na COVID-19 mój pierwszy pacjent. Zmarł jako dziewiąta osoba w Polsce. Jutro ostatnich dwóch pacjentów mojej poradni kończy izolację. Pierwszy raz od początku epidemii nie będę miał pod opieką ani jednej osoby chorej na COVID-19. Wzruszenie..." - napisał w czwartek mediach społecznościowych prezes Młodych Lekarzy Rodzinnych dr Dominik Lewandowski.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W rozmowie z Wirtualną Polską specjalista medycyny rodzinnej oraz geriatrii opowiedział, jak wyglądała jego roczna walka z koronawirusem. Pod opieką dra Lewandowskiego znajdowali się głównie pacjenci przebywający w zakładach opiekuńczo-leczniczych. Najczęściej seniorzy, jedna z grup najbardziej narażonych na ciężki przebieg COVID-19.
Koronawirus w Polsce. "Pandemia odcisnęła piętno na wszystkich"
Lekarz wspominał pierwszego pacjenta z COVID-19, który trafił pod jego opiekę. - To była wyjątkowa sytuacja i bardzo utkwiła mi w pamięci. Pamiętam ją podobnie jak większość moich pacjentów, którzy chorowali albo ciężko przechodzili COVID-19. Generalnie ta pandemia odcisnęła piętno na nas wszystkich, nie tylko na lekarzach. Wszyscy jesteśmy tą sytuacją już bardzo zmęczeni i jak tak sobie śledzę tę grupę pacjentów, którzy jeszcze pozostają na izolacji, to czuję ogromną ulgę: że być może to jest początek końca tej epidemii. Daje mi to nadzieję, że będziemy mogli powoli wracać do normalności, za którą po prostu wszyscy bardzo tęsknimy - powiedział specjalista.
Podkreślił jednak, że obecna poprawa nie może przysłonić nam czujności. - Na pewno nie należy przechodzić od razu w "huraoptymizm", ponieważ mamy jeszcze bardzo dużo niewiadomych - zaznaczył ekspert. Dodał, że wśród nich są m.in. nowe warianty koronawirusa i brak pewności, czy obecnie dostępne szczepionki będą dawały na nie odporność. Oczywiście - jak zapewnił doktor - jest szansa, że wraz z postępem programu szczepień sytuacja trwale się ustabilizuje. Wszyscy bardzo na to liczymy pomimo wielu znaków zapytania. Natomiast ta sytuacja była dla mnie takim powiewem optymizmu. Być może jesteśmy już w takim momencie tej epidemii, że najgorsze mamy za sobą - stwierdził.
Lekarz o pierwszych dniach walki z COVID-19. "Pracowałem w okularach do koszenia trawy"
Dr Lewandowski wrócił też myślami do początków walki z pandemią. - Na początku była ogromna niepewność. Z jednej strony nie znaliśmy tego wirusa, z drugiej strony nie mieliśmy przygotowania na walkę z nim, nie mieliśmy podstawowych środków ochrony osobistej. Pamiętam, że w pierwszych dniach pracowałem w okularach do koszenia trawy i w maseczce przeciwsmogowej, bo innego sprzętu nie mieliśmy - oświadczył.
Zaznaczył, że rzecz jasna z czasem sytuacja się poprawiła i środki ochronne były powszechnie dostępne dla pracowników sektora medycznego.
"Kilka godzin przesądziło o tym, że pacjent zmarł"
Specjalista podkreślał, iż w zetknięciu z wirusem należało zachowywać całodobową czujność.
- Miałem taką sytuację, że pacjent miał objawy łagodnej infekcji dróg oddechowych i wydawało się, że wszystko jest w porządku. Pewnego dnia rano zadzwoniła do mnie żona tego pacjenta, mówiąc, że zasłabł i ma trudności z oddychaniem. Pytała, co ma zrobić. Poprosiłem ją wówczas, żeby od razu wezwała pogotowie, ponieważ stan pacjenta był ciężki. W szpitalu okazało się, że to był jednak COVID-19 i mężczyzna po kilku dniach zmarł. To mną tak strasznie wstrząsnęło, że stan pacjenta w ciągu dosłownie paru godzin potrafił się tak diametralnie zmienić. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, a kilka godzin przesądziło o tym, że znalazł się w tak ciężkiej sytuacji i w konsekwencji zmarł - powiedział dr Lewandowski.
"Za dramatem jednej osoby, która umiera w szpitalu, jest dramat całej rodziny"
Jak relacjonował, wiele doświadczeń związanych z sytuacją pacjentów i ich rodzin było źródłem ogromnej traumy. - Sytuacja ta była dramatyczna, ponieważ jednocześnie żona tego pana też była chora i również leżała w szpitalu. I to jest ten dramat rodziny, która nie jest w stanie się ze sobą pożegnać, skontaktować w tak trudnej sytuacji. Kilkukrotnie rozmawiałem z tą panią już po śmierci jej męża i to było dla niej traumatyczne przeżycie - kontynuował lekarz.
- Trzeba podkreślić, że za dramatem tej jednej osoby, która umiera w szpitalu stoi dramat całej rodziny, która oczekuje w domu na jakiekolwiek informacje - zaznaczył nasz rozmówca. - Bliscy nie mogą się z tą osobą spotkać, bo z przyczyn epidemiologicznych jest zamknięta w szpitalu. I to jest dla mnie przytłaczające, że chorzy na COVID-19 chorują i umierają w ogromnej samotności - stwierdził lekarz.
Lekarz o walce z pandemią: zdarzało się, że stwierdzałem dwa zgony jednego dnia
Specjalista medycyny rodzinnej podkreślił jednocześnie, że w dobie bardzo negatywnych, pandemicznych doniesień warto też mówić o dobrych zakończeniach. Takim przykładem była jedna z jego starszych pacjentek w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Zakażona koronawirusem seniorka cierpiała na bardzo ciężkie zapalenie płuc. - Bałem się o jej zdrowie i życie. Natomiast ona - wbrew wszystkiemu - sobie z tą chorobą poradziła. Pomimo tego, że nie wróciła do pewnych sprawności, to jednak zwalczyła tę chorobę, mimo wielu różnych obciążeń. I to mi dało wtedy wiele pozytywnej energii - wspominał dr Lewandowski.
Podkreślił, że najciężej odbiła się na nim sytuacja pacjentów w ośrodkach opieki, których leczył i regularnie odwiedzał. - Dla mnie najbardziej dotkliwe były te ogniska w zakładach opiekuńczo-leczniczych. Bywały takie momenty, że większość podopiecznych była chora i było dość dużo zgonów. To było wiele trudnych tygodni przepracowanych w kombinezonie. Wspominam to jako bardzo trudny czas, stresujący, wymagający psychicznie i również fizycznie - opisywał lekarz.
- Najtrudniejsza była ta jesień. Przyszedł taki moment, że liczba zgonów bardzo mnie osobiście przytłoczyła. Było tak, że praktycznie kilka razy w tygodniu jeździłem do moich pacjentów, żeby stwierdzać zgon. Jeszcze jak są to pojedyncze przypadki, wówczas człowiek może sobie to wszystko jakoś przepracować. Natomiast jeżeli dzieje się to z dnia na dzień… Zdarzało mi się np., że stwierdzałem dwa zgony jednego dnia. To jest ogromny ciężar, poczucie bezradności i natłok emocji - powiedział.
Apel do negujących pandemię. "Życzę im, żeby ta ciężka choroba nigdy ich nie dotknęła"
Specjalista medycyny rodzinnej i geriatrii ma również apel do osób, którzy negują istnienie pandemii i nie stosują się do obowiązujących zaleceń sanitarnych. Przypomnijmy, że środowiska te zorganizowały już kilka protestów przeciwko tzw. "fałszywej pandemii". Większość z nich to grupy o poglądach antyszczepionkowych.
- Nie spotkałem osoby, która przechorowała COVID-19 i nadal była osobą niewierzącą w tego wirusa. Każda osoba, która doświadczyła tej choroby, diametralnie zmieniła zdanie o koronawirusie - zauważył lekarz.
- Życzę tym osobom, które nie wierzą w pandemię, w wirusa i być może w związku z tym nie stosują się do pewnych zaleceń sanitarnych związanych z noszeniem maseczki lub nie chcą się szczepić, żeby ta ciężka choroba nigdy ich nie dotknęła - zaznaczył.
- Chciałbym ich też tylko poprosić ich o to, żeby - jeżeli sami np. nie wierzą w wirusa i nie chcą przyjąć szczepionki - pomyśleli o swoich bliskich, być może starszych osobach, dla których koronawirus może być trudnym przeciwnikiem. To nie jest kwestia wyłącznie naszych osobistych przekonań. To jest kwesta postawy obywatelskiej. Wszyscy wzajemnie za siebie odpowiadamy - podsumował dr Dominik Lewandowski.
Chińska szczepionka na koronawirusa w Europie. "Mało danych"
Przeczytaj także: