Trwa ładowanie...
16-09-2013 13:00

"Anders" - jak projekt, który miał być ratunkiem dla polskiej armii, "zniknął w pomroce dziejów"

Wraz z burzą, jaka w pierwszych tygodniach 2012 roku przetoczyła się przez "wiodące spółki polskiej zbrojeniówki", wraz z tajfunem, który powymiatał zarządy i rady nadzorcze, przeminął jak nietrafiona reklama projekt "Anders". Wielozadaniowa Platforma Gąsienicowa "Anders", która miała być ratunkiem dla polskiej przestarzałej technologicznie armii i panaceum na wszelkie bolączki polskiej państwowej zbrojeniówki - "zniknęła w pomroce dziejów". Dzisiaj niepolitycznie jest choćby wymieniać tę nazwę podczas spotkań i rozmów w "zbrojeniowym towarzystwie" Polskiego Holdingu Obronnego - komentuje magazyn "ARMIA".

"Anders" - jak projekt, który miał być ratunkiem dla polskiej armii, "zniknął w pomroce dziejów"Źródło: Magazyn Armia, fot: Sławomir Tatas
d3w0ddn
d3w0ddn

Odcięcie od "korzeni" to nie tylko zmiana nazwy zbrojeniowego kolosa. To nowe koncepcje, nowe projekty i programy. Energiczna ofensywa PHO z ostatnich tygodni wskazuje, że dostrzeżono wreszcie konieczność wprowadzenia nowych standardów w te dziedziny biznesu.

Trudne pytania

Funkcjonuje w medialnym świecie i co kilkanaście dni trafia na czołówki gazet i ekrany TV, odmieniany przez wiele przypadków "Program Modernizacji Sił Zbrojnych" na najbliższe 10 lat. Współistnieje z nim program konsolidacji przemysłu zbrojeniowego. I zestawienie tych dwóch programów już każe wyciągać wnioski - bądź przynajmniej zadawać trudne pytania:

1. Czy to "zmasowany atak azjatyckich hakerów" powoduje, że wymiana informacji pomiędzy Ministerstwami Gospodarki, Obrony Narodowej, Skarbu Państwa nie istnieje i nie wiedzą one nawzajem o podejmowanych działaniach i decyzjach, ani też nie analizują bliższych i dalszych skutków informacyjnego i decyzyjnego zamieszania?
2. Czy medialne doniesienia o szwankującej komunikacji międzyministerialnej, o której huczą i codzienne, i specjalistyczne serwisy jest li tylko przypadkowym efektem przeciągającego się na wczesnojesienne tygodnie "syndromu wakacyjno-urlopowego", czy szukać należy w tym wszystkim drugiego, trzeciego i kolejnego dna?

Ścierają się dwie koncepcje, walczą dwa obozy i pytanie - kto ma zostać "królem konsolidacji" - Huta Stalowa Wola czy Polski Holding Obronny - jest ciągle jeszcze aktualne. I mimo formalnych zapowiedzi podjęcia wiążących w tej kwestii decyzji, walka za kulisami trwa nadal. Jasno się mówi o poparciu, jakie w poszczególnych ministerstwach ma każda z wymienionych formacji. Zarówno HSW jak i PHO, czyli dawny Bumar, pracowały w ostatnich kilku latach nad projektami platform gąsienicowych. Realizowano wielowątkowe rozbudowane programy, powstały ciekawe i obiecujące konstrukcje.

d3w0ddn

Z perspektywy czasu widać jasno, że nie wszystko było trafione w "10", a największy z potencjalnych klientów, czyli polska armia, do dzisiaj nie był w stanie zdefiniować swoich oczekiwań. I to przede wszystkim, wraz z brakiem wsparcia decydentów z najróżniejszych agend i instytucji rządowych spowodowało, że projekty te trafiły do szafy. Podobnie jak wcześniej dziesiątki innych, ale to jest temat na inny artykuł i już wkrótce będzie ten temat przedmiotem głębszych rozważań.

Paraliż polskiej zbrojeniówki

Mijają nie tylko miesiące, ale i lata - brak decyzji w MON paraliżuje i powala na kolana polską zbrojeniówkę. Program "Anders" rozpoczynał się jeszcze w 2008 roku. W 2009 nabrał już konkretnych kształtów. Anders prezentowany na Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego 2010 miał na pokładzie ";demonstratory" wielu nowoczesnych systemów, w tym samoosłony rodem z Izraela i Ukrainy. Była to od samego początku polska koncepcja i myśl techniczna, która im bardziej realnych kształtów nabierała, tym więcej wrogów jej przybywało, i to nie tylko wśród "białych kołnierzyków", ale również wśród wysokich szarż mundurowych noszących, o dziwo, białego orła na czapkach i beretach. Wojskowi mówią, że Anders był nietrafiony, bo nikt nie słuchał, czego wojsko oczekuje - jakiego nowoczesnego pojazdu, jakiej "uniwersalnej platformy".

Tyle, że wojsko przez cztery lata nie było w stanie wyartykułować swoich potrzeb w formie choćby jednego oficjalnego dokumentu zawierającego konkretne treści. Treści, które pozwoliłyby podjąć trud i ryzyko prac nad przygotowaniem pojazdu, ba, całej rodziny pojazdów pozwalających na wykonanie skoku technologicznego i oderwanie się od poradzieckiej technologii. Lata pracy nad projektem pokazały, że nie musimy w tej dziedzinie oddawać się we władanie strategicznego partnera zagranicznego i potulnie kiwać głową przyjmując odkurzone podarunki z zagranicy.

Krzyk i szum medialny wokół kosztów badań i prac projektowych nijak się ma do standardów europejskich i światowych w tym zakresie. Na powstanie i uruchomienie produkcji nowego pojazdu wydatkowane są setki milionów dolarów i euro. Nie dlatego, że tamte kraje stać na więcej - ale tyle jest konieczne, aby powstał dojrzały produkt gotowy do seryjnej produkcji i przynoszący przez dziesięciolecia korzyści z jego wytwarzania, modernizacji i serwisowania.

d3w0ddn

Dzisiaj, w publikowanej w najróżniejszych wersjach tabelki zawierającej programy i przedsięwzięcia modernizacyjne planowane w Silach Zbrojnych do 2022 roku, czytamy o platformie Rydwan: "Trwa faza identyfikacji potrzeb. Od 2014 r. powinna ruszyć faza analityczna (podkreślenie autora), a od 2018 roku realizacja projektu".

Ile więc czasu potrzeba panu Ministrowi, panom Generałom i Pułkownikom? W roku 2010 zainteresowane instytucje, czyli MON (generałowie i pułkownicy w dużej ilości), Inspektorat Uzbrojenia, przemysł, dysponowali gotowym do uzgodnień i zatwierdzenia projektem na platformę gąsienicową. Minęły od tamtego czasu trzy lata. A za rok rusza faza analityczna. Nie dziwota więc, że taki paraliż decyzyjny podcina skrzydła wszystkim polskim projektom. A to nie jest nic innego, niż strach przed podjęciem decyzji w generalskich gabinetach i za ministerialnymi biurkami.

Bitwa o nie podjęcie decyzji

W ciągu ostatnich pięciu lat kilkunastu generałów oraz niejeden zespól analityczny z inspektoratów i innych decyzyjnych komórek MON zdołał w spokoju odejść na zasłużone emerytury skutecznie przeciągając "fazę analityczną" i zwycięsko wychodząc z bitwy o nie podjęcie decyzji.

d3w0ddn

Terminarze z "Programu modernizacji technicznej...." wskazują jasno, że ta zmiana "decydentów" ma podobne założenia, co do rozgrywek z polskimi producentami uzbrojenia.

Gdyż trzeba byłoby wziąć odpowiedzialność za zgodę na nowatorskie rozwiązania zastosowane w konstrukcji, bo trzeba byłoby rzeczywiście mieć świadomość, co się obiecuje i czego tak naprawdę się chce.

Prościej wydaje się przeciągać wszystko na tyle długo, że jedynym rozwiązaniem będzie w przypadku wieloletnich opóźnień tylko "szybka ścieżka". Sprawdzone Leopardy 2 od Niemców - pamiętające lata stanu wojennego - czy bojowe wozy piechoty CV90, które też już zębem czasu są mocno nadgryzione. Bezpieczniej jest kupić zagraniczne - bo już sprawdzone - łatwiej się wytłumaczyć, a przy okazji można zostać konsultantem, czy nawet ambasadorem po przejściu na emeryturę. I na nic tutaj zachwyty nad wyższością tamtych technologii nad poradzieckimi BWP-1, czy T-72 rodem, co prawda, z Bumaru, ale o podobnych korzeniach. Taki przebieg modernizacji spowoduje, że "król będzie nagi".

d3w0ddn

Pumy prężą się do skoku na polski rynek

Odnosząc sytuację w zbrojeniówce do rynku motoryzacyjnego pozwolę sobie na proste porównanie: Volkswagen Golf, który w późnych latach 80. pojawił się na polskich drogach (sprowadzany jako tzw. "lekko bity" w ramach prywatnego importu), był skokiem technologicznym w odniesieniu do Syrenek i FSO 1500. Dzisiaj jednak, gdyby ktoś chciał w Polsce uruchamiać licencyjną produkcję Golfa 2 lub linię technologiczną do jego modernizacji, to wszyscy ostentacyjnie pukaliby się w to miejsce w którym, po założeniu beretu na głowę znajduje się orzełek. Potem zaproponowaliby poszukanie adresu odpowiedniego zakładu lecznictwa zamkniętego.

A dodatkowo o drapieżnych kotach pisząc - 350 Pum (niemieckie bojowe wozy piechoty - przyp. red.) pręży się do skoku na polski rynek i tylko czekać, jak zaczną się ochy i achy, jakie to cudowne i optymalne dla polskiej amii rozwiązanie. Pamiętajmy, że te 350 "drapieżnych kotów" to nadwyżka z produkcji po zmianie planów zakupowych uzbrojenia za Odrą. Euro zostało na produkcję wydane i teraz komuś trzeba te Pumy upchnąć.

Naszej armii potrzeba trochę więcej niż 350 sztuk, więc nie zapominajmy lekcji z Leopardami za 1 euro. Do dziś nikt z MON nie odważy się ujawnić pełnych kosztów tej transakcji, jak również kosztów ponoszonych przez te wszystkie lata do dziś i jeszcze przez najbliższe kilkanaście, aby Leopardy jako tako jeździły i było co pokazać na kolejnej Anakondzie.

Sławomir Tatas, "Ilustrowany Magazyn Wojskowy ARMIA"

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji serwisu Konflikty.

d3w0ddn
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3w0ddn
Więcej tematów