ŚwiatZanim odcięli ręce, pytali: "krótki czy długi rękaw"?

Zanim odcięli ręce, pytali: "krótki czy długi rękaw"?

Kraj, który miał być "krainą wolności" przez 13 lat spływał krwią. Jednym z reżyserów w tym teatrze wojny był jego prezydent Charles Taylor. Właśnie toczy się przeciwko niemu proces w Hadze. Jednym z najcięższych zarzutów jest odurzanie narkotykami dzieci i zmuszanie ich do popełniania bestialskich mordów. Jego ludzie - opowiadano - zanim obcięli ręce ofiarom, śmiejąc się zadawali pytanie: "krótki czy długi rękaw"?

Zanim odcięli ręce, pytali: "krótki czy długi rękaw"?
Źródło zdjęć: © AFP | Pascal Guyot

12.08.2010 | aktual.: 14.07.2011 15:53

W zamyśle ojców założycieli utworzona w 1822 roku Liberia miała być krainą wiecznego pokoju, oazą wolności i sprawiedliwości. Dlatego jej granice wyznaczono tak, by nie dochodziło do konfliktów na tle etnicznym. Byli amerykańscy niewolnicy, którzy osiedlili się w nowo powstałym państwie, mieli żyć w zgodzie z kilkunastoma plemionami ludności lokalnej. Jednak "ideał sięgnął bruku”. Bankructwo szczytnej idei było pochodną afrykańskich bogactw naturalnych i walk o władzę chciwych przywódców. Jednym z nich był Charles Taylor.

Sfrustrowany ekonomista

Charles Ghankay Taylor urodził się w 1948 roku. Jego ojciec był amerykańskim Liberyjczykiem, matka zaś pochodziła z jednego z autochtonicznych plemion. Odebrał gruntowne wykształcenie ekonomiczne na Bentley College w Waltham, niedaleko Bostonu. Do kraju powrócił na początku lat 80., gdy po zamordowaniu prezydenta Williama Tolberta, władzę w państwie przejął Samuel Doe. Taylor objął stanowisko asystenta ministra finansów, co nie korespondowało z jego ambicjami.

W połowie lat 80. z niewyjaśnionych przyczyn zbiegł do Stanów Zjednoczonych. Wśród różnych doniesień najczęściej pojawia się teoria sprzeniewierzenia przezeń państwowych pieniędzy. Jednak nie zdołał umknąć wymiarowi sprawiedliwości. Schwytany i osadzony w amerykańskim areszcie, oczekiwał na deportację do Liberii. Sam przedstawia tę historię zupełnie inaczej - twierdzi, że uciekł z bostońskiego więzienia i nielegalnie opuścił Amerykę.

Po powrocie do Afryki Zachodniej zamieszkał w Ghanie, gdzie nawiązywał pierwsze kontakty z emigracją liberyjską. Zdaniem jego przyjaciela, Toma Kamara, już w 1987 roku chwalił się, że powołuje do życia organizację zbrojną Narodowo-Patriotyczny Front Liberii (NPFL). Jej celem jest obalenie władz w Monrowii. Wspólny wróg w osobie Samuela Doe połączył go z libijskim przywódcą Muammarem Kadafim. Na spotkaniu w Trypolisie w 1987 roku uzgodnili, że Libia będzie głównym sponsorem działań NPFL.

Cel uświęca środki

Choć Taylor deklarował, że chce "wyzwolić Liberię spod brutalnych rządów dyktatora", według Toma Kamary nie zależało mu na dobru narodu, ale na zdobyciu władzy i pieniędzy. Jego zdaniem już wówczas Taylor dał się poznać jako zręczny demagog, hołdujący zasadzie "cel uświęca środki”. Celem była władza, środkiem - życie kilkuset tysięcy Liberyjczyków.

Swoją działalność na rzecz utworzenia frontu patriotycznego powiązał z tworzeniem atmosfery nienawiści pomiędzy autochtonicznymi ludami. Gros przystępujących do jego ugrupowania rebelianckiego stanowili ocalali członkowie plemion Gio i Mano, których pogrom w 1985 roku urządziły oddziały Samuela Doe. Taylor podburzał Gio i Mano przeciwko ludom Krahn i Mandingo, które były faworyzowane przez ówczesnego prezydenta. - Jeżeli pochodzisz z Mandingo, nie ma znaczenia, co sobą reprezentujesz czy co zrobiłeś. Nadszedł czas wyrównania krzywd. Oko za oko, ząb za ząb - ostrzegał Taylor.

Szykujący rebelię ekonomista umiejętnie żonglował populistycznymi hasłami i obietnicami, którymi mamił chłopów. Zadanie nie było trudne - niewykształconymi masami łatwiej jest manipulować, a stopień analfabetyzmu ludności Liberii wynosił ok. 70%. W swojej kampanii Taylor obiecał chłopom, że anuluje ich zobowiązania finansowe wobec trudniącego się lichwą ludu Mandingo. Rolnicy, którzy otrzymywali od nich pożyczki pod zastaw ziemi, łatwo ulegali wizji roztaczanej przez Taylora i zasilali szeregi NPFL. W konsekwencji rebelianckiej propagandy konflikt w Liberii nabrał znamion antagonizmów na tle etnicznym.

Skąpana we krwi droga ku władzy

Ludność Gio i Mano, która popierała Taylora i wstępowała do NPFL, stała się obiektem krwawego odwetu prezydenta. Wysłał on siły wojskowe, by dokończyły dzieła rozpoczętego cztery lata wcześniej - wymordowania obu plemion. Dla Taylora oznaczało to wzrost nastrojów rewolucyjnych, a w konsekwencji zwiększenie liczebności ugrupowania. W 1990 roku, w sile 10 tysięcy, rebeliantom udało się opanować główny port Liberii, Buchanan. Wyróżniający się bezwzględnym podporządkowaniem, determinacją i umiejętnościami wojownicy NPFL przeprowadzili akcję "oczyszczania z wrogów". Brutalnością nie ustępowali miejsca swym niedawnym prześladowcom. Wszystkimi poczynaniami ugrupowania kierował jego twórca, Charles Taylor.

W lipcu tego samego roku zapoczątkował tworzenie organów władzy tymczasowej na zdobytych terenach. Liberia de facto rozpadła się na dwie części: Monrowię, w której władzę dalej sprawował Samuel Doe i resztę kraju, na której stolicę Taylor wyznaczył Gbarngę w hrabstwie Bong. Powołał on Narodowo-Patriotyczne Zgromadzenie Odbudowy (NPRA) jako rząd tymczasowy. Rebelianci, którzy kontrolowali port Buchanan, eksportowali rudy żelaza, diamenty i kauczuk, zachowując zyski dla siebie.

Taylor przygotowywał się do sięgnięcia po najwyższą władzę. Na kontrolowanych przezeń terytoriach stworzył praktycznie oddzielne państwo - wprowadził własną walutę, rozwinął system bankowy i podatkowy, uruchomił kanał telewizyjny i kilka ogólnokrajowych stacji radiowych, za pośrednictwem których rebelianci szerzyli rewolucyjne hasła. Dzięki zyskom ze sprzedaży surowców i bogactw naturalnych, Taylor opływał w luksusy. Jednak to nie był koniec jego drogi. Nos w cudzych sprawach

W 1991 roku zaangażował się w sprawy wewnętrzne sąsiedniego Sierra Leone. Rekrutował dysydentów, z których utworzył Zjednoczony Front Rewolucyjny (RUF). Głównym celem ugrupowania było obalenie prezydenta Josepha Saidu Momoha. W odpowiedzi rząd w Liberii utworzył organizację Zjednoczony Ruch Wyzwolenia Liberii na rzecz Demokracji (ULIMO). Jej przywódca Raleigh Seek wypowiedział wojnę NPFL i szybko przejął tereny jeszcze do niedawna kontrolowane przez Taylora.

Nie był to jedyny kłopot przywódcy NPFL - dawni kompani przeprowadzili nieudany zamach na jego życie. Ponosząc porażki na froncie wojny domowej, wezwał na pomoc "błękitne hełmy”. Jako argument przemawiający za interwencją ONZ przedstawił rzekome wspieranie ULIMO przez ECOMOG. Walki między wrogimi ugrupowaniami trwały. Rebelianci Taylora dokonali masakry ludności cywilnej w okolicach Monrowii. Po latach masowe groby odkryto m.in. na plantacji kauczuku Firestone. Na ustach społeczności międzynarodowej Liberia znalazła się, gdy rebelianci zamordowali pięć zakonnic z USA. Media po raz pierwszy zwróciły też uwagę na rekrutowanie dzieci-żołnierzy.

Komisja ekspertów ONZ, wyznaczona do zbadania zaangażowania Liberii w konflikt w Sierra Leone, wykazała, że Charles Taylor dawał schronienie rebeliantom z RUF, dostarczał uzbrojenie i wsparcie logistyczne, a także zapewniał im szkolenie i bazy wypadowe.

Siejący postrach showman

Przygotowujący się do przejęcia władzy Taylor postanowił zmienić wizerunek. Ożenił się, zmienił styl ubierania na bardziej elegancki, a mówienia - na bardziej elokwentny. Jego krasomówcze wystąpienia były naszpikowane licznymi metaforami i epitetami. Kształtował swój wizerunek showmana.

Tym sposobem dotrwał do wyborów prezydenckich, których data została wyznaczona na 17 lipca 1996 roku. Jego najsilniejszym kontrkandydatem była Ellen Johnson-Sirleaf, była minister finansów. Stojąca na czele Partii Jedności Sirleaf przestrzegała Liberyjczyków przez wybraniem na urząd prezydenta człowieka, "którego ręce unurzane są we krwi”. Jednak, jak przyznała w 2009 roku, początkowo udzielała Taylorowi poparcia. - Jeśli za coś powinnam przepraszać rodaków, to właśnie za to, że dałam się omamić Taylorowi. Do dziś mam wyrzuty sumienia - wyznała przed Komisją Prawdy i Pojednania.

Wysiłki przeciwników na nic się zdały. Taylor wygrał wybory, miażdżąc swoich przeciwników już w pierwszej turze - zdobył 75,3% głosów. Jednak w obliczu poczynań kierowanej przezeń NPLF, Liberyjczycy przyznawali, że głównym argumentem przemawiającym za głosowaniem na niego był strach. - Zabił mi ojca, zabił matkę, lepiej oddajmy mu władzę, zanim nas wszystkich pozabija - mówił jeden z rodaków Taylora.

13-latek z karabinem

Wykorzystywanie przez NPFL dzieci do walk nie było niczym zaskakującym. Zarówno Siły Zbrojne Liberii (AFL), jak i grupy zbrojnej opozycji prowadziły rekrutację do sił bojowych już wśród kilkulatków. W warunkach wojny domowej, rozgrywającej się na kilku frontach, każda para rąk, która mogła udźwignąć karabin, była na wagę złota. Dlatego w kraju, w którym w 1997 roku 45% społeczeństwa stanowiły dzieci poniżej 15 roku życia, wiek poborowy został drastycznie obniżony.

- Dawali mi pigułki, po których byłem jak szalony. Zaczynałem więc bić ludzi po głowie i ranić ich, dopóki nie krwawili. Kiedy efekt pigułek mijał, czułem się winny. Gdybym pamiętał osoby, które skrzywdziłem, poszedłbym do nich prosić o wybaczenie. A jeśli one nie przyjęłyby moich przeprosin, czułbym się źle - opowiadał w 1994 roku 13-letni chłopiec w wywiadzie dla Human Rights Watch.

Według różnych źródeł na terenie Liberii w czasie trzynastoletniej wojny domowej służyło 15-21 tysięcy dzieci. "Jedno dziecko na dziesięcioro w Liberii mogło być zaangażowane w działania wojenne. Dzieci liberyjskie doznały wszelkiego rodzaju okrucieństwa, przemocy seksualnej, odsunięcia od szkoły i przymusowego oddalenia”- szacował wysoki Komisarz Praw Człowieka przy ONZ, Bertnard Ramcharan w raporcie z sierpnia 2003 r.

"Po stu metrach już jestem otoczony przez małych chłopców o obrzękłych twarzach i zmąconych oczach, czasem bez ręki albo nogi. Proszą. To byli żołnierze ze Small Boys Units Charlesa Taylora, jego najstraszniejszych oddziałów. Taylor rekrutuje małe dzieci i daje im broń. Daje im także narkotyki i kiedy są pod ich wpływem, pcha tych chłopców do ataku. Oszołomione dzieci zachowują się jak kamikadze, rzucają się w ogień walki, idą wprost na kule, wylatują na minach. Kiedy stają się tak uzależnieni, że zaczynają być mało przydatni, Taylor wyrzuca ich od siebie. Niektórzy docierają do Monrowii i kończą swoje krótkie życie gdzieś w rowach lub na śmietnikach, zżarci przez malarię, cholerę albo szakale” - opisywał Ryszard Kapuściński w książce "Heban”.

Spory odsetek stanowiła też młodzież i dzieci, które z własnej woli zgłaszały się do rebelianckich oddziałów. Beznadziejna sytuacja w kraju i brak perspektyw na przyszłość sprawiały, że w wojnie widzieli jedyne wyjście. Nastoletni rekruci brali udział m.in. w masakrach cywilów w kościele protestanckim w Monrowii i na plantacji Harbel. Niejednokrotnie przerastali swoich mistrzów w okrucieństwie, odłączali się od pierwotnych ugrupowań i tworzyli własne bandy, trudniące się rabunkami i gwałtami. Krwawe diamenty

Określony przez Krzysztofa Trzcińskiego jako "żądny władzy, bogactwa i blichtru zbrodniarz wojenny o zapędach dyktatorskich”, Taylor dbał o zabezpieczenie finansowe swoich interesów. Krążyły pogłoski, jakoby prezydent prowadził cichą kampanię "broń za diamenty”. Szczególną aktywność w poszukiwaniu dowodów przeciwko Taylorowi przejawiały organizacje Global Fitness i Partnership Africa Kanada. W toku śledztwa wykazały, iż Liberia za jego kadencji eksportowała znacznie większą ilość szlachetnych kamieni niż była w stanie wydobyć na własnym terytorium. Dla organizacji było oczywiste, że część z nich pochodzi z grabieży w Sierra Leone.

W lipcu 2000 roku RB ONZ przyjęła rezolucję nr 1306, zakazującą kupowania z Sierra Leone diamentów, które nie posiadają certyfikatu pochodzenia i nie są sprzedawane przez władze kraju. Jednocześnie obarczyła odpowiedzialnością za nielegalną politykę wymiany diamentów na broń rząd Charlesa Taylora. "Krwawe diamenty” miała też otrzymać w 1997 roku modelka Nami Campbell, która zeznaje w procesie Taylora.

Czytaj więcej o "krwawych diamentach"!

Na rezolucji ONZ stracił jeden z największych dostawców broni do Liberii, Wiktor But. Za pośrednictwem linii Air Cess dostarczał do Burkina Faso m.in. śmigłowce Mi-24, broń przeciwpancerną i systemy przeciwlotnicze. Były one następnie transportowane do Monrowii, a finalnie do hrabstwa Lofa, w którym odbierali je rebelianci z RUF. W zamian płacono diamentami, które Butt sprzedawał za granicą, przede wszystkim w Belgii.

Równolegle rząd Liberii utrzymywał kontakty handlowe z Dalekim Wschodem. Dzięki podpisanemu z Taylorem kontraktowi opiewającemu na kilka milionów dolarów, firma Oriental Timber z Hongkongu eksploatowała lasy, znajdujące się na chronionym terenie w Parku Narodowym Sapo. Gdy sprawą zainteresowało się ONZ okazało się, że statki transportujące drewno na Daleki Wschód wracają załadowane bronią. Po zmniejszeniu aktywności Wiktora Butta w Liberii, tj. po 2000 roku, Oriental Timber była głównym zaopatrzeniowcem kraju w broń.

Okrucieństwo na wyścigi

Olbrzymia większość z 200-300 tysięcy ofiar (według różnych szacunków), które przyniosła wojna w Liberii, została zamordowana w bestialski sposób. W barbarzyństwie przodowali żołnierze armii rządowej, jednak grupy rebelianckie dbały o to, by nie pozostawać w tyle. Z kolei w Sierra Leone największym okrucieństwem wykazali się członkowie utworzonego przez Taylora RUF. Pustosząc i paląc napotkane miejscowości, dopuszczali się gwałtów i mordów na ludności cywilnej.

"Rebelianci sierraleońscy wsławili się ucinaniem swoim ofiarom dłoni, stóp bądź uszu, zaś przed odrąbaniem całych rąk lub nóg bawili się pytaniem: Krótkie czy długie rękawy? Masowym amputacjom niejednokrotnie towarzyszyło ćwiartowanie i obdzieranie ofiar żywcem ze skóry. Rebelianci popisywali się również między sobą sprawnościami rzeźniczymi, tnąc w wymyślny sposób żywe ofiary lub krojąc maczetami ich pośladki” - pisze Krzysztof Trzciński.

Członkowie obu ugrupowań, które wspierał prezydent (RUF i NPFL), stosowali odmienne metody tortur wobec ludności cywilnej i wobec wrogów. W przypadku tych drugich często praktykowali przypiekanie na ogniu i kanibalizm. Ci, którzy przeżyli, są wielotysięcznym, okaleczonym fizycznie i psychicznie, świadectwem ich zbrodni.

Dwie wersje prawdy

W obliczu docierających z Afryki Zachodniej doniesień o zbrodniach, które rzekomo popełniano za cichym przyzwoleniem Taylora, 11 sierpnia 2003 roku do Liberii przyleciał prezydent Nigerii Olusẹgun Ọbasanjọ. Udało mu się namówić prezydenta do dymisji. W swym ostatnim przemówieniu, w charakterystyczny dla siebie sposób przestrzegał pozostałe państwa w Afryce Zachodniej. Twierdził, że jest pierwszym, ale nie ostatnim przywódcą, który został usunięty podstępem. Zbiegł do Nigerii, gdzie żył do 2006 roku. Azyl, którego mu udzielono, pod wpływem nacisków USA został cofnięty. Udało mu się uciec, ale 29 marca 2006 został zatrzymany w Gamboru-Ngala. Obecnie toczy się jego proces.

Taylor twierdzi, że linia oskarżenia jest zbudowana na kłamstwie. Konsekwentnie odpiera wszystkie zarzuty. A ma co odpierać - postawiono mu 11 zarzutów w związku ze zbrodniami wojennymi w Sierra Leone, w tym o: morderstwa, tortury, gwałty, zniewolenie seksualne i wykorzystywanie dzieci jako żołnierzy. Prokuratura zarzuca mu również wspierania rebelii w Sierra Leone celem przejęcia kontroli nad krajem i grabieży jego bogactw naturalnych.

- Dezinformacja, kłamstwa i plotki - ocenia stawiane mu zarzuty. Twierdzi, że jest niewinny. Jego adwokat, Courtenay Griffiths, zapewnia, że prezydent jedynie podejmował "usilne starania, by zaprowadzić pokój w Sierra Leone” i był zbyt zaangażowany w obronę demokracji, by skupiać się na działaniach w skali mikro, które prowadzili rebelianci.

Na świadków wezwano 91 osób, m.in. byłego wiceprezydenta Mosesa Blaha, modelkę Nami Campbell i aktorkę Mię Farrow. W procesie zeznawała już. okaleczona Liberyjka, której ręce zostały odcięte przez oddziały rebelianckie. Wyznała, że była zmuszona do noszenia worka pełnego ludzkich głów, także swoich dzieci. Inny świadek, jeden z byłych współpracowników Taylora zeznał, że widział na własne oczy, jak prezydent zjadał ludzką wątrobę.

- Każdy, kto był świadkiem tego groteskowego pochodu okaleczonych istot ludzkich, byłby poruszony. Jednak musimy zachować trzeźwość umysłu, gdy ogłaszam, że ten człowiek nie dopuścił się zbrodni, o które jest oskarżany - twierdzi obrońca Taylora.

Były przywódca Liberii zaprzeczył również okaleczaniu i przeprowadzaniu amputacji na cywilach przez podległe mu oddziały. Według Taylora "w Liberii nie prowadzi się ewidencji amputacji”. Do odpowiedzialności za tysiące gwałtów popełnionych przez jego podwładnych także się nie przyznaje. - Byłem zaskoczony oskarżeniem o gwałty, gdyż wszyscy członkowie NPFL, którzy się ich dopuszczali, zostali straceni - zapewnia.

Kontrowersje wzbudza też kwestia wykorzystania dzieci i młodzieży. - Zaangażowanie dzieci-żołnierzy nie było pomysłem Charlesa Taylora - twierdzi jego obrońca. - To kompletna bzdura. Każde osierocone dziecko, które napotkałem, umieszczałem w specjalnym ośrodku - dodaje Taylor. Były prezydent neguje również zarzuty, jakoby wiedział o tym, że niektórzy z komandorów NPFL mieli jako swoich osobistych ochroniarzy dzieci.

Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska

Źródła: "Wojny w Liberii i Sierra Leone” K. Trzciński; "Dzieci-żołnierze. Kalami idzie na wojnę” G. Carrisi; "Heban” R. Kapuściński; "Liberia: The Heart of The Darness” G.I.H. Williams; "Trudne pojednanie po zbrodniach w Liberii”, W. Jagielski, Gazeta Wyborcza, 13.07.2009; childsoldierrelief.org; guardian.co.uk; charlestaylortrial.org

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)