ŚwiatWybuchowe skarby

Wybuchowe skarby

Trzy wojny domowe, terroryści Al-Kaidy, ludobójstwo i zawłaszczenie łowisk. Jeden porwany statek i mnóstwo zamieszania.

Wybuchowe skarby
Źródło zdjęć: © AFP

27.10.2008 | aktual.: 27.10.2008 14:19

W Zatoce Adeńskiej łupem piratów pada średnio siedem statków miesięcznie. Zazwyczaj bandyci zgarniają liczony w milionach dolarów okup i znikają w otchłaniach pogrążonego w anarchii somalijskiego interioru. Porwaniem z końcem września ukraińskiej jednostki MV „Faina” pływającej pod banderą Belize wywołali jednak bezwiednie międzynarodową awanturę. Wyjaśniamy i pokazujemy, o co w tej awanturze chodzi.

O Al-Kaidę...

Gdy okazało się, że ładunek uprowadzonego statku to 33 czołgi T-72, wyrzutnie granatów i tysiące sztuk amunicji, najszybciej zareagowały Stany Zjednoczone. Amerykanie bez zwłoki wysłali do Zatoki Adeńskiej kilka jednostek marynarki wojennej, których załogi bez przerwy obserwują porwany statek. Potem w kierunku wybrzeża Somalii ruszyły okręty rosyjskie, a na samym końcu o pomysłach stworzenia antypirackiej floty zaczęto dumać w Unii Europejskiej.

Wojna, bezprawie, miliony uchodźców, gwałty, głód, katastrofa humanitarna – somalijski bigos bulgocze na ogniu już od dwóch dziesięcioleci, ale od 2006 roku wzbudza szczególne zainteresowanie USA. Za broń chwyciły tam wtedy rozliczne grupy islamistów. Pieniądze na broń zapewnia im Al-Kaida. Siły rządowe próbują opanować powstanie przy wsparciu armii sąsiedniej Etiopii. A ta wkroczyła do Somalii z błogosławieństwem Amerykanów.

– Nawet gdyby piraci zdecydowali się na współpracę z siłami powstańczymi, to nie ma logistycznej możliwości rozładunku czołgów w tym rejonie – mówi nam Alex Vines, dyrektor sekcji afrykańskiej w londyńskim Chatham House. – Ale cała masa lżejszej broni i tony amunicji byłyby dla powstańców nie lada kąskiem. USA zareagowały więc ekspresowo, żeby broń z „Fainy” nie trafiła w ręce muzułmańskich bojówek sponsorowanych przez największego wroga Ameryki.

O podział Sudanu...

BBC dotarło do papierów przewozowych „Fainy”, z których wynika, że faktycznym odbiorcą wyeksportowanej z Ukrainy broni nie jest Kenia, jak wcześniej sądzono, ale nieformalny Rząd Sudanu Południowego (GOSS). Kenijczycy odgrywali w tej transakcji jedynie rolę pośrednika, jako że GOSS, nie będąc formalnie rządem państwa, nie ma prawa kupować broni.

Wojna między zamieszkaną przez ludność pochodzenia arabskiego Północą a etnicznie afrykańskim Południem trwała w Sudanie od 1983 do 2005 roku i była jedną z najkrwawszych i najdłuższych w drugiej połowie XX wieku – kosztowała życie dwóch milionów ludzi. Trzy lata temu dzięki międzynarodowej mediacji podpisano porozumienie pokojowe. Przyznaje ono Południu autonomię i zakłada, że w 2011 roku odbędzie się referendum, które zdecyduje o tym, czy nastąpi podział kraju. Inny punkt układu mówi o tym, że strony powstrzymają się od dozbrajania swoich armii.

Na pierwszy rzut oka Kenia, umożliwiając Południu zakup ukraińskich czołgów, działa wbrew porozumieniu, które sama wynegocjowała, i naraża się na poważne dyplomatyczne konsekwencje. Alex Vines uważa jednak, że twierdzenia, iż rząd w Nairobi działa na własną rękę lub jedynie w porozumieniu z Kijowem, są naiwne.
– Sądzę raczej, że broń trafia do Sudanu Południowego za przyzwoleniem możnych tego świata – mówi.

Nasz rozmówca przypomina, że Stany Zjednoczone niejednokrotnie udzielały Sudanowi Południowemu różnorakiego wsparcia. Według niego Waszyngton chce powiększać arsenał Południa, bo to zniechęca Północ do wojny i jest jedyną szansą na pokojowy podział Sudanu. * O ropę...*

Abyei to miasto, a zarazem bogaty w złoża ropy region w środkowej części kraju. To właśnie ten obszar – dużo bardziej niż skomplikowane kwestie etniczne i religijne – jest dziś kością niezgody między Południem a Północą. Już po podpisaniu porozumienia w 2005 roku regularnie dochodziło tu do potyczek między armią rządową i siłami autonomii. Ciągle nie ma jasności, czy tutejsze prowincje wezmą udział w referendum za trzy lata. To głównie z powodu ropy Północ nie chce zgodzić się na secesję Południa. Jeśli broń z „Fainy” trafi ostatecznie do Sudanu, to ewentualna wojna, w której zostanie wykorzystana, będzie wojną o ropę.

O głowę Al-Baszira...

W lipcu prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego postawił prezydentowi Sudanu zarzut sterowania ludobójstwem w Darfurze, zbuntowanej prowincji na zachodzie kraju. Materiał dowodowy trafił do sędziów trybunału, którzy zdecydują, czy postawić Al‑Baszira w stan oskarżenia i rozesłać za nim listy gończe. Jeśli tak by się stało, byłby on pierwszą urzędującą głową państwa sądzoną przed trybunałem. Anonimowy przedstawiciel GOSS komentował dla BBC: „Chartum nie podnosi krzyku w sprawie ukraińskiej broni dla Południa, bo Al-Baszirowi zależy na międzynarodowym milczeniu w sprawach Sudanu”.

O ryby...

Tak z kolei uważa Sugule Ali, kapitan piratów, który chętnie rozmawia z mediami przez telefon satelitarny, stojąc na mostku porwanego przez siebie statku. – Byliśmy rybakami – opowiada. – Ale obce kutry przetrzebiły nasze łowiska, zniszczyły sieci, zatruły wodę. Jeśli świat przestanie nas krzywdzić i okradać, my przestaniemy porywać statki i wrócimy do naszej pracy – zapewnia.

Jednak przebranżowienie z rybołówstwa na piractwo nastąpiło w tym rejonie na dobre i trudno sobie wyobrazić, by obietnica Alego mogła się ziścić. Według danych Międzynarodowego Biura Morskiego od początku roku u wybrzeży Somalii piraci zaatakowali 63 statki, z których 27 uprowadzili. W ich rękach nadal pozostaje 12 jednostek i 279 marynarzy. W roku 2007 zyski z piractwa w Puntland osiągnęły 30 milionów dolarów.

Nadmorskie miasteczko Eyl żyje z piractwa. W ataku na przepływające przez zatokę statki bierze udział nie więcej niż 10 uzbrojonych po zęby mężczyzn, którzy nadpływają znienacka na superszybkich łodziach motorowych. Ale przy pilnowaniu i karmieniu załóg pracują setki osób. Gangi mają też swoich prawników i księgowych. Eyl rozkwita – buduje się nowe domy i kupuje luksusowe samochody. Piraci są bezkarni, mają swoich ludzi w administracji regionu, większość pochodzi z tego samego klanu co prezydent przejściowego rządu Somalii Abdullahi Yusuf. * Co dalej?*

Na pytanie, czy nie boi się konfrontacji z marynarką wojenną USA, kapitan Sugule Ali odpowiada bez wahania: „Umiera się tylko raz”. Alex Vines twierdzi jednak, że piraci dogadają się w końcu z ukraińskim nadawcą co do okupu.
– Gdy statek zostanie odzyskany, powinien popłynąć z powrotem na Ukrainę, gdzie śledztwo ustaliłoby faktycznego odbiorcę broni – mówi. – Wątpię jednak, że tak się stanie. Kenia przyjmie czołgi i gdy sprawa ucichnie, wyśle je do Sudanu Południowego.

Tillmann Kratz, konsultant do spraw morza z największego na świecie towarzystwa reasekuracji Munich Re Group, uważa, że po kryzysie z „Fainą” nastąpi zacieśnienie międzynarodowej współpracy w Zatoce Adeńskiej.

–Niemcy, Francja czy Stany Zjednoczone mają tam swoje patrole – mówi „Przekrojowi” – ale ich działania nie były do tej pory skoordynowane. Spodziewam się, że teraz to się zmieni. Przykład cieśniny Malakka, gdzie współpraca państw regionu zlikwidowała piractwo, jest budujący. Zatoka Adeńska jest jednak geograficznie i politycznie trudniejsza do opanowania i przepływa tędy aż 16 tysięcy jednostek rocznie – kończy.

Na razie piraci dalej robią swoje – 10 października, niezrażeni bliskością amerykańskich i rosyjskich okrętów, porwali grecki tankowiec chemiczny z 20 członkami załogi na pokładzie.

Maciej Jarkowiec

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)