Wszyscy ludzie Eureko
W gąszczu o nazwie „prywatyzacja PZU" kluczowe nitki dzierży w garści Eureko i jej partner BIG Bank Gdański. Wspólnie zdołały opleść siecią menedżerów PZU, urzędników resortu skarbu, polityków lewicy i prawicy.
Takiej sprawy jeszcze nie było. Od prawie sześciu lat odsłanianie kulis prywatyzacji PZU elektryzuje rodzimą scenę polityczną. Sprawę starały się wyświetlić różne instytucje: sejmowa komisja skarbu, odpowiedzialności konstytucyjnej, Najwyższa Izba Kontroli, ostatnio nawet komisja do spraw służb specjalnych. Teraz zajmie się nimi nowo utworzona komisja śledcza. Czy skończy prace przed końcem kadencji? „Daj Boże" - odparł na to pytanie jej świeżo upieczony przewodniczący Janusz Dobrosz z LPR. Mało czasu, a wątków przybywa.
Wszystko zaczęło się w listopadzie 1999 roku, gdy konsorcjum BIG Banku Gdańskiego i Eureko kupiło 30 procent akcji największego polskiego ubezpieczyciela - PZU - płacąc ponad 3 miliardy złotych. Z miejsca wybuchły kontrowersje. Eureko wówczas było dość luźnym konglomeratem spółek o mało przejrzystej strukturze, trudnym do wycenienia majątku i niewielkim doświadczeniu w branży ubezpieczeniowej. Dało za to najlepszą cenę, ale nie cena tu powinna być najważniejsza.
Spinacze z banków
Gdy dopinano sprzedaż PZU, obecny premier Marek Belka zasiadał w radzie nadzorczej BIG-u. Wybór konsorcjum Eureko i BIG-u Ministerstwu Skarbu rekomendował w 1999 r. specjalnie wybrany doradca prywatyzacyjny - bank ABN AMRO. W tym czasie Marek Belka pracował także dla tego banku. Był członkiem międzynarodowej rady nadzorczej ABN AMRO. Słowem, Belka był powiązany zarówno ze sprzedającym, jak i kupującym, a przecież jeden chciał jak najlepiej sprzedać, a drugi jak najopłacalniej kupić. To całkowicie rozbieżne interesy.
Jak premier Belka sam tłumaczy, ABN AMRO nie angażowało go w prywatyzację PZU. Nie musiało, był w nią zaangażowany i tak. Były prezes Eureko Joao Talone ujawnił, że Belka udzielał mu porad w sprawie PZU. Wiele wskazuje na to, że ABN AMRO szczególnie zależało na zdobyciu statusu doradcy ministra skarbu. Bank ten był silnie związany z grupą Achmea - największym wówczas udziałowcem Eureko. ABN AMRO organizowało Achmei finansowanie, na przykład przyznając kredyty.
Poza wspólnymi interesami obie firmy łączą też kariery menedżerów. Dla przykładu - we władzach PZU Życie zasiadał Fred Hoogerbrug, były pracownik ABN AMRO.
Spinacze z PZU
Gdy w ogniu krytyki minister skarbu Emil Wąsacz ustąpił ze stanowiska w sierpniu 2000 roku, zastąpił go Andrzej Chronowski. Nowy minister trzy miesiące po objęciu posady postanowił unieważnić umowę z Eureko. Zarzucił Eureko, że wprowadziło w błąd ministerstwo, i podważył wiarygodność finansową holenderskiej firmy. Swoją akcję Chronowski przypłacił stanowiskiem ministra. Kilka dni temu okazało się, co w rzeczywistości nim kierowało. W minionym tygodniu były minister ujawnił, że Eureko, dążąc do przejęcia kontroli nad PZU, chciało dokupić kolejne 21 procent akcji PZU za pieniądze wyprowadzone z kasy PZU.
Mechanizm miał wyglądać tak: jesienią 2000 roku PZU zainwestowało około 2,1 miliarda złotych w fundusz Skarbiec Kasa 2, a stamtąd pieniądze miały trafić do BIG-u i Eureko. W końcu Eureko miało kupić 21 procent akcji PZU wartych według raportu NIK z 2003 roku około 2,8 miliarda złotych. Zdaniem Wiesława Kaczmarka, jeśli Andrzej Chronowski ma rację, to oznacza, że delegowani do PZU przedstawiciele ministerstwa działali wbrew interesom Skarbu Państwa.
Decyzję o inwestycji w Skarbiec podjął zarząd kierowany przez Jerzego Zdrzałkę. Po odejściu z PZU Zdrzałka znalazł zatrudnienie w portugalskim Banco Comercial Portugues powiązanym z Eureko. Potem został członkiem zarządu Banku Millennium (dawniej BIG BG). Inny prezes Zygmunt Kostkiewicz także po odejściu z PZU znalazł zatrudnienie w Eureko. Jesienią 2000 roku we władzach PZU obok przedstawicieli Eureko zasiadał również Rafał Mania - były dyrektor departamentu nadzoru i prywatyzacji Ministerstwa Skarbu. Po odejściu z PZU też znalazł pracę w Eureko. Skarbiec Kasa 2 to fundusz zarządzany przez TFI Skarbiec, którego prezesem jest Jarosław Bauc, były minister finansów. Za jego czasów resort finansów nie dopatrzył się nieprawidłowości w procesie prywatyzacji PZU.
Członkowie nowo powołanej komisji śledczej już zapowiadają, że najpierw będą sprawdzać wersję Chronowskiego. Zaprzeczają jej zarówno przedstawiciele Eureko, jak i BIG-u, twierdząc, że nigdy nie planowali wyprowadzania gotówki z PZU. Podpierają się argumentem, że PZU na tym zarobiło, a audytor firma Arthur Andersen, która kontrolowała tę inwestycję, uznała, że odbyła się ona zgodnie z prawem.
Formalnie prawo nie zostało złamane, ale wątpliwości co do celów inwestycji w fundusz Skarbiec pozostają. Fakt inwestycji i przepływy gotówki z PZU do BIG-u potwierdzają oficerowie służb specjalnych, z którymi rozmawialiśmy. Potwierdził to również szef ABW Andrzej Barcikowski. - Oczywiście przepływ z PZU do BIG-u w tak dużej skali mógł rodzić znaki zapytania i można go różnie interpretować - mówił Barcikowski.
Bez względu na to, jaka interpretacja jest właściwa, to inwestycja PZU w fundusz Skarbiec rodzi wiele pytań. Po pierwsze, dlaczego zainwestowano w zewnętrzną instytucję finansową, pozwalając jej zarobić, skoro PZU miało swoją firmę zarządzającą funduszami - PZU TFI SA. Po drugie, gdy Grzegorz Wieczerzak jako szef PZU Życie wsadził 225 milionów, czyli kwotę 10 razy mniejszą, w fundusz TDA, to prokuratura do dziś bada celowość tej inwestycji. O inwestycję w Skarbiec żaden prokurator nie pyta.
Spinacz w arbitrażu
W lutym 2001 roku Chronowskiego na stanowisku ministra zastępuje Aldona Kamela-Sowińska. Dogaduje się z Eureko, obiecując Holendrom, że będą mogli kupić kolejne 21 procent akcji PZU. Z tego jednak nie zamierza się wywiązać rząd Leszka Millera. Eureko we wrześniu 2004 roku wnosi sprawę do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego. W tym czasie premierem jest już Marek Belka. Z ramienia Polski arbitrem w sporze zostaje profesor Jerzy Rajski, który pracował w kancelarii świadczącej usługi dla menedżerów Eureko i banku ABN AMRO.
Rząd kierowany przez Marka Belkę nie przystąpił do wojny w arbitrażu, dążąc za wszelką cenę do zwycięstwa, lecz wynegocjował z Eureko ugodę, argumentując, że jeśli przegramy arbitraż, Eureko może w najgorszym wypadku zdobyć nawet 66 procent akcji PZU.
Wszystko to sprawia wrażenie, jakby Skarb Państwa stał na przegranej pozycji w sporze o PZU i jedynym ratunkiem była ugoda. Według niej Eureko ma mieć 40 procent, a Skarb Państwa ponad 25 (dziś Skarb Państwa kontroluje PZU). Tak więc z ugodą czy bez niej to Eureko będzie największym akcjonariuszem firmy, zdobywając nad nią kontrolę. Rząd straszy przegraną przed arbitrażem, chcąc doprowadzić wszelkimi metodami do ugody. Choć coraz częściej w ustach polityków pojawiają się spekulacje, że Eureko nie miało pieniędzy na zakup akcji PZU. Tak stwierdził były szef UOP Zbigniew Siemiątkowski. Polskie prawo zabrania zaciągania na ten cel kredytów. Gdy rozpętała się burza, już następnego dnia Siemiątkowski zaczął się wycofywać ze swoich stwierdzeń. Czy dlatego, że w parciu do ugody z Eureko wsparł Marka Belkę w zeszłym tygodniu sam prezydent Aleksander Kwaśniewski, który stwierdził, że Eureko przedstawiło mocne dowody, że pieniądze miało?
Kondycja finansowa Eureko mimo wszystko budzi wątpliwości, szczególnie w kontekście zeznań Ernsta Jansena, wiceprezesa Eureko. „W pełni zgadzam się z tym, że w 1999 Eureko było znacznie mniejszą i słabszą spółką niż obecnie (...). Tak więc mogę stwierdzić, że w 1999 roku Eureko było znacznie słabszą i mniejszą firmą niż obecnie, zarówno pod względem finansowym, jak i pod względem kontroli operacyjnej nad swoimi spółkami zależnymi" - czytamy w zeznaniach Jansena.
Prawnicy reprezentujący przed arbitrażem Polskę próbowali dowiedzieć się od Jansena, skąd Eureko chciało wziąć blisko 500 milionów euro na zakup spornych 21 procent akcji PZU, skoro według sprawozdania finansowego firmy z grudnia 2000 roku płynne aktywa Eureko wynosiły zaledwie milion euro.
”Milion euro to oczywiście mniej niż 500 milionów euro. Ale muszę zaznaczyć, że nie jest normalna sytuacja, w której mamy 500 milionów w gotówce i czekamy, aż Skarb Państwa zechce nam sprzedać akcje. Jesteśmy świadomi, że zakup tych akcji musimy sfinansować ze środków własnych. Wielokrotnie zapewnialiśmy Ministerstwo Skarbu i Ministerstwo Finansów, a rząd holenderski zapewniał o tym rząd polski, że nie będzie z tym problemu" - odparł Jansen. Problemu może i nie będzie. Pytanie tylko dla kogo, bo na pewno z problemem PZU przez kilka kolejnych miesięcy będą się mierzyć posłowie z komisji śledczej.
Grzegorz Indulski