Wrocław pije na potęgę
Nocleg kosztuje tu 250 złotych – tyle samo co w drogim hotelu. Ale na brak klientów izba wytrzeźwień nie narzeka. Aż piętnaście tysięcy osób co roku trafia do wrocławskiej izby wytrzeźwień. To prawie dwa razy więcej niż w Krakowie i pięć razy więcej niż w Szczecinie. W ogólnopolskich statystykach wyprzedza nas tylko Warszawa. Tak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli.
19.03.2007 08:15
Pijemy alkohol bez umiaru czy to nasi stróże porządku są nadgorliwi i odwożą do izby wszystkich napotkanych na swej drodze podchmielonych mieszkańców? – Oczywiście, że nie. To, że ktoś jest pod wpływem alkoholu, nie oznacza, że natychmiast zostanie tam przewieziony – zapewnia Wojciech Wybraniec z dolnośląskiej policji. – Do izby trafiają ludzie, którzy są tak nietrzeźwi, że zagraża to ich zdrowiu lub życiu. Zawozimy tam także osoby agresywne, niebezpieczne dla innych – tłumaczy.
Piętnastu tysięcy gości rocznie mógłby pozazdrościć wrocławskiej izbie niejeden hotel. No i zysków. Za obowiązkowy nocleg przy Sokolniczej trzeba zapłacić aż 250 złotych. Tylko samo kosztuje doba spędzona w czterogwiazdkowym hotelu w centrum miasta. Tyle że w hotelu możemy liczyć na elegancki, jednoosobowy pokój z klimatyzacją i telewizorem, bezpłatny basen i dostęp do internetu. W izbie czeka niewygodne łóżko w wieloosobowej sali i bezpłatna kawa. Nic dziwnego, że większość gości nie chce płacić rachunków za pobyt. Wrocławska izba wytrzeźwień ma 81 miejsc. Zajętych jest zazwyczaj połowa. Tyle samo pijanych wrocławian trafia tu w dni powszednie i w weekendy.
Niektórzy goście są nietypowi. Przywożono tutaj lekarzy i pielęgniarki, przyjmujących pacjentów po pijanemu, nietrzeźwych policjantów, a nawet prokuratora. Dwa lata temu wylądował tu Andrzej R., kierownik nocnej zmiany... izby wytrzeźwień. Do 1998 roku izby musiały działać w każdym mieście powyżej 50 tysięcy mieszkańców. Dziś samorządy same decydują, czy chcą prowadzić takie przybytki. Jeszcze siedem lat temu w całym kraju było 55 izb, dziś zostało 47. W Łodzi i Lublinie opiekę nad nietrzeźwymi przejęły specjalistyczne przychodnie. Z prowadzenia takiej placówki rezygnują też władze Krakowa. Chcą, by została sprywatyzowana. Wrocławska będzie istniała nadal.
– To optymalne rozwiązanie – przekonuje Anna Szarycz, dyrektor Wydziału Zdrowia w magistracie. Wrocławska izba kosztuje rocznie prawie 1,4 miliona złotych. Prawie całą tę sumę zarabia sama. – W ubiegłym roku dopłaciliśmy do niej z miejskiej kasy 64 tysiące złotych – podkreśla Szarycz. Władze Warszawy do swojej izby musiały dołożyć 7 milionów, Gdańska – 1,4 mln, a Poznania – ponad 600 tysięcy. Sławomir Cybulski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka nie ma wątpliwości: izby wytrzeźwień są niepotrzebne. – Jeśli ktoś jest tak pijany, że zagraża to jego zdrowiu, powinien trafić do szpitala. Gdy jest agresywny, niech zajmie się nim policja. Resztę można po prostu odwieźć do domów. Tak dzieje się w większości europejskich państw – przekonuje.
Cybulski podkreśla, że często w izbach zamyka się ludzi, którzy wcale nie są pijani. Ich stan określa się na oko. Tak było w przypadku Witolda L., mieszkańca Krakowa. W 1994 roku wybrał się na pocztę. Urzędnicy twierdzili, że był agresywny. Wezwali policję. A funkcjonariusze uznali, że jest pijany i odwieźli go do izby wytrzeźwień. Pan Witold uważał, że bezprawnie pozbawiono go wolności i domagał się odszkodowania. Polski sąd oddalił jego pozew. Ale trybunał w Strasburgu zawyrokował, że sędziowie nie mają racji. Polska musiała zapłacić 8 tysięcy złotych zadośćuczynienia za krzywdę moralną i 15 tysięcy jako zwrot kosztów związanych z procesem. Zdaniem trybunału, zamiast zamykać mężczyznę w izbie, policja powinna odwieźć go do domu.
NIK w opublikowanym ostatnio raporcie twierdzi, że w wielu polskich izbach wytrzeźwień łamane jest konstytucyjne prawo do nietykalności i wolności osobistej.
Bruksela nie zabrania
Polska jest jednym z niewielu krajów, w których działają izby wytrzeźwień. Ich istnienia nie przewidują przepisy Unii Europejskiej. Ale państwom, które chcą je prowadzić, Bruksela tego nie zabrania. Podobne instytucje funkcjonują jeszcze m.in. w Czechach i Finlandii. Były też w Rosji, ale tam władze postanowiły, że będą zamykane. W Polsce izby wytrzeźwień istnieją od 1956 roku. Nie byliśmy pierwsi. Pomysł tworzenia noclegowni dla pijanych zrodził się w 1910 roku na I Wszechrosyjskim Zjeździe Walki z Pijaństwem.
Michał Gigołła