Świat"Wprost": Bolesne dojrzewanie

"Wprost": Bolesne dojrzewanie

"Wprost": Bolesne dojrzewanie
Źródło zdjęć: © PAP | Rafał Guz
21.12.2015 07:48, aktualizacja: 23.12.2015 11:19

Polska nie jest jedyna. W całej Europie na scenę wkracza nowa generacja liderów. Pokoleniowa zmiana warty następuje jednak bardzo opornie.

W Polsce ostatni rok upłynął na prawdziwym polowaniu na świeże, niesprane w codziennej medialnej naparzance twarze. PiS szturmem zdobył Pałac Prezydencki, a potem większość parlamentarną, wystawiając do walki wyborczej ludzi młodych i energicznych, sugerujących zerwanie z pokoleniem wchodzącym w politykę jeszcze w czasach PRL. Elektorat liberalny, osierocony przez rozpadające się PO, dostał całkiem nowy produkt polityczny w postaci NowoczesnejPL Ryszarda Petru, z liderem nieznanym dotąd szerzej wyborcom.

Swoją pracę wykonały także znajdujące się w stanie samolikwidacji partie postkomunistycznych weteranów z PSL i SLD. Ludowcy na czele masy upadłościowej po partii zmasakrowanej przez wyborców postawili młodego, choć pozbawionego charyzmy byłego ministra pracy Kosiniaka-Kamysza. Z kawiarnianego niebytu wychynął też Adrian Zandberg, pokonując cały wianuszek delfinów Leszka Millera w rywalizacji o to, kogo "Gazeta Wyborcza" ogłosi nową nadzieją polskiej lewicy.

Te przetasowania nie są wyłącznie polską specyfiką. To część szerszego zjawiska pokoleniowej wymiany elit, dokonującego się w całej Europie od Warszawy przez Paryż po Madryt, gdzie po 40 latach dominacji dwupartyjnego systemu politycznego do parlamentu dostały się dwie całkiem nowe partie, prowadzone przez liderów, którzy mają jeszcze całą kadencję do czterdziestki.

Cudowne dzieci

Długowłosego politologa Pablo Iglesiasa okrzyknięto cudownym dzieckiem hiszpańskiej polityki dopiero dwa lata temu. Awans jego Podemos z Facebooka do parlamentu odbył się w podobny sposób, jak w przypadku wielu innych antysystemowych partii, wliczając w to ruch Pawła Kukiza w Polsce: młodzi wyborcy poszli głosować na swoich rówieśników.

Co prawda Kukiz jest człowiekiem w średnim wieku, ale jako muzyk rockowy kojarzony jest jednak z młodymi odbiorcami. Lider hiszpańskiej Podemos Pablo Iglesias jest autentycznie młody: ma 37 lat. Albert Rivera, szef liberałów z Ciudadanos, jest jeszcze młodszy – ma 36 lat. Ci dwaj politycy rzucili wyzwanie hiszpańskiemu systemowi politycznemu, podzielonemu od dziesięcioleci między konserwatystów z Partido Popular i socjalistów z PSOE. Dla pokolenia 30-, 40-latków frankistowska Hiszpania, w której powstały zręby hiszpańskiej demokracji, to zamierzchła historia. Ich problem to bezrobocie, które dotyka połowę młodych Hiszpanów. Lekarstwa na tę plagę nie znaleźli dotąd ani socjaliści, ani konserwatyści, od 40 lat wymieniający się władzą w Hiszpanii. Badania dobrze ilustrują to rozdarcie: na stare, systemowe partie głosowali w większości 50- i 60-letni Hiszpanie. To jeden z powodów, dla których w Hiszpanii, podobnie jak w Polsce, kwestię zmiany systemu odmienia się przez rozmaite przypadki.

I nikogo przy tym nie dziwi, że pisaniem nowej ustawy zasadniczej mógłby się zająć np. 32-letni Íñigo Errejón z partii Podemos, o którym nawet koledzy mówią, że wygląda na ucznia liceum, a nie wiceszefa dużej partii politycznej.

Wzorem dla hiszpańskich beniaminków jest nie tylko grecka antysystemowa partia Syriza, ale także inne cudowne dziecko europejskiej polityki. Jest nim 40-letni włoski socjalista Matteo Renzi, najmłodszy szef włoskiego rządu od zjednoczenia tego kraju w XIX w. Renzi jest typem sympatycznego, wyluzowanego lewicowca, paradującego na oficjalnych spotkaniach w dżinsach i trampkach. To może podobać się pokoleniu mediów społecznościowych. Renzi poza tym, że jest młody, jest też szefem 63. rządu włoskiego w ciągu ostatnich 69 lat i jednym z wielu zapowiadających ostateczne oczyszczenie bagna skorumpowanej biurokracji, niewydolnego systemu sądowniczego i mafijnych powiązań na styku polityki i biznesu.

Ten lekceważony początkowo młodzieniaszek, którego największym osiągnięciem na stanowisku burmistrza Florencji było wyrzucenie ruchu samochodowego z zabytkowego centrum miasta, dokonał istotnego wyłomu we włoskiej polityce. Udało mu się zmienić ordynację wyborczą, będącą przekleństwem tamtejszego parlamentaryzmu tworzonego przez kruche koalicje rządzące padające pod byle podmuchem. Renzi przeprowadził także inną systemową zmianę, ograniczając znaczenie senatu, uważanego za głównego hamulcowego włoskich reform. Mimo oporu części opozycji zmiany przeprowadzono gładko, przedstawiając je jako konieczną korektę przestarzałych regulacji prawnych z lat 40. ubiegłego wieku.

Metoda na wnuczkę

Pokoleniowa wymiana kadr politycznych nie ogranicza się wyłącznie do lewicy. Tyle że na prawicy, zgodnie zresztą z założeniami konserwatywnej doktryny, zamiast rewolucji mamy ewolucyjne zmiany. Stare wygi doskonale czują, że z racji wieku tracą kontakt z młodszym elektoratem, więc sięgają po młode twarze.

PiS nie jest jedyną partią, która stosuje tę strategię.

W Hiszpanii lider rządzących konserwatystów Mariano Rajoy skutecznie ograniczył rozmiary strat wyborczych, wystawiając do boju z 30-latkami z Podemos i Ciudadanos ich rówieśników. Twarzą Partido Popular w kampanii zakończonej niedzielnymi wyborami był 34-letni Pablo Casado, a szefową sztabu programowego konserwatystów jeszcze młodsza od niego, bo mająca 31 lat, Adrea Levy.

W niedawnych wyborach regionalnych we Francji gwiazdą Frontu Narodowego stała się nie szefowa partii Marine Le Pen, lecz jej siostrzenica. Marion Maréchal-Le Pen dostała się do parlamentu już trzy lata temu, wydzierając tytuł najmłodszej parlamentarzystki w dziejach Francji samemu Antoine’owi de Saint-Just, jakobinowi, który w wieku 24 lat został w 1791 r. członkiem Konwentu Narodowego. Straszące Frontem Narodowym media z trudem opierały się urokowi 25-letniej Marion Le Pen, która jeszcze niedawno wybuchała płaczem, gdy dziennikarze zadawali jej zbyt trudne pytania. Dziś, niezależnie od porażki, jaką poniosła w drugiej turze wyborów regionalnych, jest ona kreowana na nową Joannę d’Arc – wielką nadzieję tradycyjnej, ale jednak młodej Francji. To skuteczna strategia, maskująca fakt, że Marion programowo tkwi głęboko w latach 80., gdy jej ukochany dziadek Jean-Marie Le Pen poruszał się na marginesie życia politycznego, wietrząc żydowskie spiski i czcząc pamięć francuskich kolaborantów z Vichy.

Dzieci Underwooda

W ramach pokoleniowej wymiany elit politycznych nowym generacjom zostały już przypisane określone role. Młodzi politycy lewicowi zawsze są przedstawiani jako nieskalani idealiści, wnoszący do skostniałych układów świeżość i szlachetną tradycję alterglobalistycznych zrywów sprzed dekady. Stąd bierze się popularność Pablo Iglesiasa czy zainteresowanie Adrianem Zandbergiem w Polsce. Młodej prawicy zarezerwowano za to patronat skutecznych, choć pozbawionych skrupułów cyników, od których roi się w serialu „House of Cards”.

Niekwestionowanym bohaterem tego środowiska jest brytyjski premier David Cameron. Jest to polityk już niemłody, bo 50-letni, ale ciągle zachowujący świeżość enfant terrible europejskiej polityki, głęboko przywiązany do młodzieńczych ekscesów z czasów niesławnego Bullingdon Club. To oksfordzkie bractwo rozrabiaków wciąż wywiera przemożny wpływ na brytyjską politykę pomysłami takimi jak np. rozpisanie referendum na temat wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, przez co europejskiemu establishmentowi jeży się włos na głowie. To, co w Brukseli, Berlinie i Paryżu jest cyniczną grą Camerona, na Wyspach przyciąga całe rzesze młodych działaczy. Co ciekawe, reakcje są bardzo podobne do tych, jakie w Polsce wywołało powołanie 20-latka na doradcę ministra obrony. „Parlament pełen jest doradców wyglądających na 13 lat, którzy nigdy nie pracowali poza partią, i biorących za to psie pieniądze, bo mamusia z tatusiem są szczęśliwi, mogąc wspomagać polityczne ambicje swoich pociech” – pisze na łamach „New Statesman” konserwatywny
publicysta Willard Foxton.

Efektem ubocznym otwarcia torysów na młodzież są też niestety gimnazjalne problemy, niestety o poważnych politycznych konsekwencjach.

Całkiem niedawno do dymisji musiał się podać Grant Shapps, minister w rządzie Camerona i jedna z kluczowych postaci sztabu wyborczego brytyjskiej partii konserwatywnej.

Shapps zapłacił głową za wybryki swojego protegowanego Marka Clarke’a, który tak nękał młodego wolontariusza o nazwisku Elliott Johnson, że ten z rozpaczy popełnił samobójstwo. Przy okazji wyszło na jaw, że Clarke szantażował też jednego z wiceministrów skarbu, grożąc, że ujawni jego romans z partyjną aktywistką, oskarżając ją dodatkowo o antysemityzm.

Emablowanie matrony

Pokoleniowa zmiana nie przebiega łatwo i bezboleśnie. I nie dotyczy to tylko Polski, gdzie młoda Barbara Nowacka, mając za plecami weterana Leszka Millera, skutecznie wyprowadziła lewicę z parlamentu. Spójrzmy choćby na 41-letniego greckiego premiera Aleksisa Tsiprasa. Jego Syriza była pierwszą z antysystemowych partii europejskich, która weszła przebojem do greckiej i europejskiej polityki. Unikający noszenia krawata Tsipras odwoływał się do skrajnie lewicowych, by nie powiedzieć rewolucyjnych tradycji. Władzę zdobył, obiecując wypowiedzenie posłuszeństwa bezdusznym technokratom w krawatach i uwolnieniem Greków z przykrego obowiązku spłacania zaciągniętych długów. Młodzieńczy entuzjazm i wiecowe zacięcie działacza komunistycznej młodzieżówki okazały się niewystarczającymi instrumentami do prowadzenia wojny z Niemcami, trzymającymi rękę na pieniądzach Europy. Premier i jego Syriza ugrzęźli w zgniłych kompromisach z unijną biurokracją. Poturbowany w starciach z Berlinem i rozczarowanymi rodakami Tsipras
stracił świeżość młodego buntownika, dryfując powoli w stronę kolejnego lidera partyjnego establishmentu. Dziś Tsipras nie unika już krawata, tłumacząc zrezygnowanym rodakom, że terapie oszczędnościowe nałożone przez Niemców nie są wcale takie złe, jak się wydawało.

To nauka, którą szybko i często na własnych błędach przyswajają sobie młodzi antysystemowcy w całej Europie. Pewnie także ci w Hiszpanii będą musieli oddzielić świetnie sprawdzające się na wiecach teorie od praktyki rządzenia. A wtedy warto będzie przyjrzeć się Matteo Renziemu, który chyba najszybciej nauczył się lawirowania między polotem młodości a doświadczeniem weteranów. To dlatego do współpracy przy zmianie systemu politycznego we Włoszech wciągnął znienawidzonych powszechnie przez tamtejszą lewicą stronników byłego premiera Silvio Berlusconiego. Nie bał się także umizgów wobec kanclerz Angeli Merkel – bez wątpienia osoby z kompletnie innego pokolenia – żeby przekonać ją, że Włochy, mimo problemów z długiem publicznym i bezrobociem, to jednak nie Grecja. Starszy wiekiem polityk miałby pewnie problem z przyjęciem takiej strategii, ale Renzi bez wahania emabluje stateczną niemiecką matronę. W rodzinnej Florencji zmiękczał jej serce, każąc jej podziwiać„Narodziny Wenus” Botticellego, by potem urządzić
wspólną konferencję prasową we florenckiej Akademii Sztuk Pięknych, tuż obok słynnego nagiego posągu Dawida, wyrzeźbionego przez Michała Anioła.

Źródło artykułu:Wprost
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (501)
Zobacz także