Wolsztyn: rodzinna awantura zakończyła się podpaleniem bloku
Po kłótni z ojcem pijany mieszkaniec bloku przy ul. Słowackiego w Wolsztynie celowo wywołał pożar. Gdyby nie przybyli na miejsce policjanci, zginęłoby wiele osób.
Do zdarzenia doszło kilka dni temu w Wolsztynie. Tuż przed godz. 2 w nocy dyżurny miejscowej policji otrzymał zgłoszenie o awanturze domowej, do której doszło w jednym z bloków przy ul. Słowackiego. W awanturze mieli uczestniczyć pijany syn, który żądał pieniędzy na alkohol od swojego ojca.
Przybyli na miejsce policjanci zauważyli, że z okna klatki schodowej na ostatnim piętrze wydobywa się dym. Funkcjonariusze rozpoczęli natychmiastową ewakuację, pukając do wszystkich drzwi i nakazując jak najszybsze opuszczenie budynku. W kilku przypadkach konieczne okazało się wyważenie drzwi.
Najtrudniej było dostać się do mieszkań na ostatnim piętrze, gdzie panowało bardzo duże zadymienie i wysoka temperatura. Jeden z policjantów wszedł na piętro, czołgając się i torując sobie drogę gaśnicą samochodową. Udało mu się dotrzeć do czterech z sześciu mieszkań i ostrzec ich mieszkańców o niebezpieczeństwie.
- Drzwi piątego mieszkania znajdującego się najbliżej źródła ognia, odkształciły się w stopniu uniemożliwiającym ich otwarcie - wyjaśnia Wojciech Adamczyk, oficer prasowy wolsztyńskiej policji. - W mieszkaniu, jak się później okazało, znajdowała się trzyosobowa rodzina i mężczyzna, który zgłosił interwencję. Z opresji wybawili ich strażacy, którzy za pomocą wysięgnika koszowego ewakuowali ich przez balkon - dodaje.
Łącznie ewakuowano 33 osoby. Większość z nich po zakończonej akcji gaśniczej mogła wrócić do swoich mieszkań, jednak dziewięciu lokatorów spędziło resztę nocy poza domem.
W trakcie podjętych przez policjantów czynności udało się ustalić przebieg całego zdarzenia, które dzięki sprawnemu działaniu obecnych na miejscu służb nie zakończyło się tragedią dla wielu osób. Jak ustalono, bezpośrednio po awanturze z udziałem ojca i syna, która była powodem zgłoszenia interwencji, 66-letni ojciec agresora wyszedł z mieszkania w poszukiwaniu psa, który wykorzystując niedomknięte drzwi, wybiegł na zewnątrz. Po kilku minutach, kiedy mężczyzna chciał wrócić do mieszkania, okazało się, że syn zamknął je od wewnątrz. Ponieważ prośby o wpuszczenie do środka nie przyniosły efektu, mężczyzna postanowił szukać pomocy, wzywając na miejsce policjantów. To spowodowało, że syn nagle wybiegł na klatkę schodową, a następnie w pośpiechu opuścił budynek, pozostawiając mieszkanie, w którym płonęły już ułożone w stos książki, kurtka i firany. Pożar bardzo szybko rozprzestrzenił na pozostałe pomieszczenia, a niemogący wejść do mieszkania mężczyzna znalazł schronienie w mieszkaniu sąsiadów.
- Dramaturgii całej sytuacji dodawał fakt realnego zagrożenia wynikającego z możliwości wybuchu gazu w instalacji, która w każdej chwili mogła ulec rozszczelnieniu - zwraca uwagę Adamczyk. - Szczęśliwie wezwani na miejsce pracownicy pogotowia gazowego odcięli jego dopływ do zagrożonych mieszkań - dodaje.
Po zakończonej akcji policjanci zabezpieczyli teren, w którym doszło do pożaru. Nadzorując rejon budynku i jego bezpośrednie sąsiedztwo, około godziny piątej nad ranem zauważyli podejrzewanego o podpalenie mężczyznę. Został on zatrzymany i doprowadzony do policyjnego aresztu. Jak ustalono, miał w organizmie około 0,6 promila alkoholu.
W sprawie wszczęte zostało postępowanie prowadzone pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Wolsztynie. 29-letni wolsztynianin usłyszał zarzut spowodowania zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób oraz wymuszenia rozbójniczego. Decyzją sądu wobec mężczyzny zastosowano trzymiesięczny areszt tymczasowy. W przypadku potwierdzenia, że pożar powstał w wyniku celowego podpalenia grozić mu będzie do 10 lat więzienia.