Władimir Putin walczy o frekwencję w wyborach prezydenckich w Rosji. To jest niebezpieczny okres
Putin rozkazał zestrzelić samolot. Przetestował nową rakietę. Zabił zdrajcę. Jego dziadek gotował dla Stalina. Brakuje tylko szarży kawalerii na niedźwiedziach, bo półnagie modelki już są. Czy można nie zagłosować na Putina? Niedługo wszystko będzie jasne.
Co kilka dni Rosja bombarduje świat kolejnymi rewelacjami. Najnowszą jest przyznanie przez prezydenta Władimira Putina, że zgodził się na zestrzelenie rzekomo porwanego samolotu pasażerskiego lecącego z Ukrainy do Turcji w dniu rozpoczęcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi w 2014 r. Na szczęście informacja o porwaniu maszyny ze 110 ludźmi na pokładzie okazała się nieprawdziwa i nikt nie zginął.
W tym samym filmie prezydent Rosji wspomniał o swoim dziadku, Spiridonie Putinie, który gotował dla Stalina i Lenina. Podkreślił też, że nie ma, i nigdy nie będzie okoliczności, które doprowadziłyby do oddania Krymu Ukrainie. Kilka dni wcześniej rosyjska armia pokazała film z testu nowego pocisku manewrującego Kindżał po tym, jak Putin ogłosił także istnienie nowego pocisku balistycznego i torpedy zdolnej razić głowicą jądrową dowolne cele na ziemi.
Do tego "zasłużoną karę", zdaniem wielu Rosjan, poniósł szpieg, który zdradził kraj na rzecz Wielkiej Brytanii, w której spokojnie żył od kilku lat. Brytyjczycy zbierają teraz dowody ataku z użyciem broni chemicznej, którego ofiarą padł Siergiej Skripal w sennym miasteczku Salisbury na południu Anglii.
Putin walczy o frekwencję
Seria "sukcesów" Rosji i powiązanie ich z osobą prezydenta Putina nie jest przypadkowe. Już w niedzielę 18 marca Rosjanie będą wybierać prezydenta. Formalnie kandydatów jest kilku, ale liczy się tylko obecny gospodarz Kremla, który musi jednak zabiegać o poparcie. Sam procent głosów poparcia nie wystarczy. Ważna jest frekwencja i legitymacja, którą ona daje.
Obecna kampania propagandowa dokładnie temu służy, ma przekonać Rosjan, aby raz jeszcze poszli i zagłosowali na polityka gwarantującego potęgę ich państwa. Nikt nawet szczególnie nie sili się na wrażenie obiektywizmu. Ostatni wywiad z Władimirem Putinem przeprowadził Andrei Kondraszow, znany komentator telewizji publicznej, a równocześnie sekretarz prasowy prezydenta.
Nie ma przy tym znaczenia, czy zamach na Skripala podważy relacje z Londynem, a nowe systemy uzbrojenia nie wyjdą poza poziom prototypu. Ważne, aby przez najbliższy tydzień jak największa liczba Rosjan czuła dumę ze swojego kraju i prezydenta. Natłok „dobrych” wiadomości skutecznie przykrywa problemy, takie jak kłopotliwa i coraz bardziej krwawa interwencja w Syrii.
Według sondaży poparcie dla Putina waha się w granicach 65–70 proc., więc jego władzy nic nie zagraża. Mnożą się też bardziej lub mniej zaskakujące wyrazy miłości takie, jak pół twarzy prezydenta ułożone z samochodów na rosyjskim dalekim wschodzie. Do wzięcia udziału wyborach zachęcają nawet półnagie, młode Rosjanki które publikują swoje zdjęcia w internecie. Nadal nie wiadomo jednak, czy prezydentowi uda się na tyle zmobilizować wyborców, aby frekwencja przekroczyła wymarzone 50 proc. Tu robi się niebezpiecznie, bo pojawia się pytanie, co jeszcze Władimir Putin gotów jest zrobić w najbliższych dniach, aby przyciągnąć obywateli do urn?