Watykański synod o roli kobiet w Kościele. Wszyscy wiedzą, że trzeba, nikt nie mówi: tak

"Nie ma powodów, które uniemożliwiałyby kobietom pełnienie ról przywódczych w Kościele" - oznajmia dokument, którym zakończone zostały obrady Synodu o synodalności. Te słowa nie oznaczają jednak dopuszczenia kobiet do święceń i związanej z nimi władzy - pisze dla WP Tomasz Terlikowski.

Watykański synod o roli kobiet w Kościele. Wszyscy wiedzą, że trzeba, nikt nie mówi: tak
Watykański synod o roli kobiet w Kościele. Wszyscy wiedzą, że trzeba, nikt nie mówi: tak
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Andrew Medichini
Tomasz P. Terlikowski

02.11.2024 15:49

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Kryzys powołaniowy, o którym wielokrotnie pisałem na łamach Wirtualnej Polski, dotyka nie tylko Kościoła katolickiego. Od lat z brakiem nowych kandydatów do posługi pastorów borykają się także wspólnoty protestanckie (różnych nurtów), a jeśli gdzieś sytuacja jest stabilna - jak w przypadku skandynawskich Kościołów luterańskich - to w znacznym stopniu dzięki temu, że wprowadzono ordynację kobiet. To one stanowią obecnie większość studentek teologii, które przygotują się do pracy duszpasterskiej, a w części Kościołów stanowią już większość praktykujących duchownych (nawet jeśli ich obecność nie jest jeszcze tak mocna w wyższych strukturach władzy kościelnej).

Kobiety? Nie dla kapłaństwa!

To jednak, co ratuje sytuację duszpasterską we wspólnotach protestanckich (a dopuszczone już zostało także u starokatolików), jest niemożliwe w Kościele katolickim. Tu obowiązuje potwierdzony przez Jana Pawła II w 1994 roku listem apostolskim "Ordinatio sacerdotalis" zakaz święceń kapłańskich dla kobiet.

"Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne" - napisał wówczas Jan Paweł II. I choć kard. Joseph Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary kilka tygodni po tym orzeczeniu uznał, że nie ma ono charakteru ex cathedra (co oznacza, że nie wyrasta w nieomylności papieskiej uznanej na Soborze Watykańskim I), jednocześnie wskazał, że i tak należy to uznać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Deklaracja ta - choć dyskusja nad jej znaczenie i ostatecznością wciąż w Kościele trwa - skutecznie zamknęła dyskusję nad święceniami prezbiteratu dla kobiet. Choć w Kościele działają grupy kobiet, które się tego domagają i choć nie brakuje ani duchownych, ani biskupów, o teologach nie wspominając, którzy je w tym wspierają, to nic nie wskazuje, by akurat to miało się zmieniać.

Taka zmiana, w dość krótkim jednak czasie, podważyłaby i tak mocno naruszone przez dynamiczne zmiany w kwestii moralności seksualnej, zaufanie do autorytetu papieskiego. Nikt więc nie będzie ich wprowadzał. Inaczej rzecz się ma ze święceniami diakonatu, które - choć są niższymi święceniami duchownymi - to według teologii urzędu nie są święceniami kapłańskim, a zatem… można by je umożliwić kobietom. Wielu liczyło, że to właśnie zrobi Synod o synodalności.

Nierozumiała blokada

Tak się jednak nie stało. Już na początku ostatniej sesji Synodu prefekt Dykasterii Nauki Wiary kard.Victor Manuel Fernández oznajmił, że nie ma zgody magisterium na diakonat kobiet. Zastrzegł, że dyskusja na ten temat może się toczyć, ale jednocześnie zasugerował, że żadnych zmian w tej sprawie nie będzie.

Ta deklaracja wzbudziła ogromne niezadowolenie wśród uczestników synodu, w tym biskupów, co doprowadziło do spotkania prefekta z tymi z uczestników synodu, którzy nie przyjęli jego stanowiska. Ich zarzuty były ostre, jednoznaczne i dobrze uzasadnione. Jeden z pytających chciał się dowiedzieć, dlaczego z dziesięciu grup studyjnych - ustanowionych przez papieża Franciszka w celu rozważenia delikatnych kwestii podniesionych przez synod - grupa zajmująca się posługą kobiet jako jedyna została powierzona właśnie Dykasterii Nauki Wiary. "Czy to rzeczywiście synodalne?" - dopytywał.

Inny z biskupów - nie bez ironii - dopytywał, co oznacza powracające w ustach krytyków diakonatu kobiet twierdzenie, że "sprawa jeszcze nie dojrzała do rozstrzygnięcia". Co oznacza dojrzałość w tej sprawie? - drwił uczestnik.

- W przypadku owoców, "dojrzałość określa się, patrząc na kolor, aromat i teksturę". "A jakie są wskaźniki dojrzałości dla Kościoła?" - pytał i dodawał, że bez jasnych kryteriów "możemy dyskutować na ten temat do końca życia". Ta wypowiedź została zaś nagrodzona gromkimi oklaskami.

Jeszcze inny z uczestników sesji pytań do kardynała wskazywał, że przychylne diakonatowi kobiet raport Międzynarodowej Komisji Teologicznej z 1997 roku nigdy nie został opublikowany i wiele wskazuje na to, że podobnie jest z tymi elementami oceny, które teraz są mu przychylne. Odpowiedzi kardynała, który wciąż przekonywał, że akurat jego nie ma co podejrzewać o skrajny konserwatyzm, nie były szczególnie przekonujące. W efekcie - choć na początku synodu przekonywano, że magisterium Kościoła blokuje możliwość diakonatu - już w podsumowującym synod dokumencie tak twardego stwierdzenia nie ma.

"Otwarta pozostaje także kwestia dostępu kobiet do posługi diakonatu. W tym względzie należy kontynuować rozeznanie" - napisano w dokumencie synodalnym. I to jest ostateczna wersja. Co to oznacza w praktyce? W największym skrócie tyle, że prawdopodobnie za kilka, może kilkanaście lat kobiety będą mogły być oficjalnie wyświęcane na diakonów. Już teraz - o czym często się zapomina - jeśli mają odpowiednią zgodę biskupa, mogą robić dokładnie to samo, co diakoni. I udzielanie Komunii świętej, i sprawowanie pogrzebów czy ślubów, i głoszenie kazań są już umożliwiane kobietom. Problemem jest tylko ryt święceń.

Więcej władzy w ręce kobiet

Ciekawe, że synodalny dokument - wstrzymując decyzję o święceniach diakonatu - mocno zapewnia także o konieczności przyznania większej władzy kobietom.

"Kobiety stanowią większość osób chodzących do kościoła i często są pierwszymi świadkami wiary w rodzinach. Są aktywne w życiu małych wspólnot chrześcijańskich i parafii; zarządzają szkołami, szpitalami i ośrodkami recepcyjnymi; prowadzą inicjatywy na rzecz pojednania oraz promocji godności ludzkiej i sprawiedliwości społecznej. Kobiety biorą udział w badaniach teologicznych i pełnią odpowiedzialne funkcje w instytucjach związanych z Kościołem, w kuriach diecezjalnych i w Kurii Rzymskiej.

Są kobiety, które są przywódczyniami społeczności kościelnych. Synod wzywa do pełnego wdrożenia wszystkich możliwości przewidzianych już przez obowiązujące prawo w odniesieniu do roli kobiet, szczególnie tam, gdzie pozostają one niezrealizowane. Nie ma powodów, które uniemożliwiałyby kobietom pełnienie ról przywódczych w Kościele" - czytamy w dokumencie.

Znowu - w tłumaczeniu z języka kościelnego na prostszy - oznacza to, że biskupi mają świadomość, że w wielu miejscach Kościół działa dlatego, że już na poziomie parafii zaangażowane są w niego kobiety. To one w Niemczech, ale też w Amazonii jako asystentki pastoralne, zarządzają parafiami, głoszą kazania, ale też wpływają na decyzje.

One bywają sekretarzami Konferencji Episkopatu (tak jest w Niemczech), a także we Francji - pełnią rolę delegatek diecezjalnych, to znaczy: wchodzą w zakres najbliższych współpracowników biskupa, pełniąc rolę analogiczną do tej, jaką ma wikariusz biskupi. Tej ostatniej roli same pełnić nie mogą, bo zakazuje tego prawo kanoniczne, ale ostatecznie nie ma powodów, by i do tej administracyjnej roli ich nie dopuścić.

Znajdziemy kobiety - nieliczne, ale jednak - także na stanowiskach w Watykanie. To wszystko prawda. Kłopot polega tylko na tym, że istnieje wiele przestrzeni, w których kobiety mogłoby także uczestniczyć i to bez konieczności zmieniania podejścia do święceń. Ale wciąż tego nie robią.

Przykład? Kardynałowie, którzy wybierają papieży. Ostatecznie tytuł ten nie jest związany ze święceniami, a to oznacza, że do kolegium kardynalskiego można dopuścić kobiety (zarówno siostry zakonne jak i świeckie) i - jak bywało w przeszłości - świeckich mężczyzn. To - w największym skrócie - oznaczałoby, że dopuszczono realni przedstawicieli innych stanów Kościoła do najważniejszego z perspektywy przyszłości instytucji wyboru papieża.

O tym jednak wciąż się milczy i to mimo że wiele się mówi o dopuszczeniu do władzy świeckich mężczyzn i kobiet.

To niestety pokazuje, że poza licznymi słowami - i wymuszonymi rzeczywistością i brakiem duchowych - nową rolą kobiet w pracy Kościoła w myśleniu przywódców wciąż niewiele się zmienia.

Dla WP Tomasz Terlikowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kościółkobietywatykan
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (580)