Polska"W grudniu '70 Gomułka osobiście rozkazał użyć broni"

"W grudniu '70 Gomułka osobiście rozkazał użyć broni"

B. wiceminister spraw wewnętrznych
Ryszard Matejewski, który zeznawał jako świadek w
procesie Grudnia '70, powiedział że ówczesny I sekretarz PZPR
Władysław Gomułka osobiście napisał rozkaz użycia broni na Wybrzeżu.

20.03.2006 | aktual.: 20.03.2006 15:15

O takim rozkazie Matejewski dowiedział się telefonicznie od b. szefa MSW, a wtedy sekretarza KC PZPR, Mieczysława Moczara. Matejewski, który teraz ma 82 lata, w czasie wydarzeń Grudnia '70 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. W sztabie kryzysowym, który powstał w MSW, był zastępcą szefa - gen. Tadeusza Pietrzaka.

Świadek zeznał, że 14 grudnia 1970 r. Moczar podał mu telefonicznie informację o rozkazie użycia broni wydanym przez Gomułkę oraz zasady jej użycia - najpierw ostrzeżenie głosem, potem strzał w powietrze, następnie w ziemię przed ludźmi, dopiero potem w nogi, a nigdy na wprost - w samych ludzi. Chodziło o maksymalne ograniczenie użycia broni i ograniczenie ewentualnych ofiar - tłumaczył przed sądem Matejewski. Ten rozkaz przekazał na Wybrzeże telefonicznie wiceministrowi SW Henrykowi Słabczykowi.

Swoją decyzję Gomułka wydał wobec innych członków Biura Politycznego KC PZPR. Byli tam Moczar, premier Józef Cyrankiewicz i inni członkowie biura politycznego Ryszard Strzelecki, Bolesław Jaszczuk, mógł być zaproszony szef ministerstwa obrony gen. Wojciech Jaruzelski, może gen. Pietrzak- mówił świadek. Pytany czy nikt z tych ówczesnych członków biura politycznego nie sprzeciwił się takiej decyzji, odpowiedział: chciałbym móc powiedzieć: tak, ale niestety nie, nikt się nie sprzeciwił.

B. wiceminister spraw wewnętrznych powiedział, że wie z relacji Moczara, iż to osobiście Gomułka napisał rozkaz, a Moczar i być może Jaruzelski dodali do niego część, która miała zminimalizować skutki użycia broni - żeby używać jej tylko w sytuacjach ekstremalnych i - w ostateczności - w nogi. Wyjaśnił, że ekstremalne warunki było to bezpośrednie zagrożenie życia żołnierzy lub milicjantów, nie dotyczyło to sytuacji zagrożenia samych gmachów publicznych - wtedy nie było zgody na użycie broni. Dlatego spłonęły budynki partii i milicji na Wybrzeżu - mówił.

Pytany czy Jaruzelski, wówczas szef Ministerstwa Obrony, wydał rozkaz o użyciu broni w czasie wydarzeń Grudnia '70, Matejewski powiedział, że nie wydał takiego rozkazu, bo nie musiał - wydał go już wcześniej Gomułka. Podał, że podczas zajść w Szczecinie po rozmowie z ówczesnym I sekretarzem komitetu wojewódzkiego partii Antonim Walaszkiem, Jaruzelski zakazał używania broni. Wcześniej - po pierwszych dwu ofiarach w Szczecinie wiceminister obrony gen. Tadeusz Tuczapski nakazał odebranie ostrej amunicji żołnierzom - podał świadek.

Według Matejewskiego, Gomułka wydał taki rozkaz, bo był dezinformowany przez osoby, które osobiście wysłał na Wybrzeże, albo bezpośrednio z nim się kontaktowały. W ocenie Gomułki, jak zeznał Matejewski, to co działo się na Wybrzeżu, to była kontrrewolucja antyradziecka.

Nie było najmniejszych podstaw, by takie wnioski wyprowadzić - mówił b. wiceminister spraw wewnętrznych. Powiedział, że nawet radzieccy przywódcy oceniali sytuację jako napięcia społeczne, które należy załagodzić drogą polityczną, partyjną i ekonomiczną, a nie siłowo.

Informacje, na podstawie których wyrobił sobie taki pogląd, Gomułka miał od sekretarza KC PZPR i członka biura politycznego Zenona Kliszki, członka KC i biura politycznego Ignacego Logi-Sowińskiego, wiceministra obrony gen. Grzegorza Korczyńskiego, którzy kontaktowali się z premierem Cyrankiewiczem i Gomułką bez pośredników.

Korczyński pomijał też drogę służbową - ministerstwo obrony, którego szefem był Jaruzelski - tłumaczył świadek. Kliszko swoje informacje otrzymywał od Hugona Majewskiego - ówczesnego sekretarza PZPR w Gdańsku. To były informacje pozyskiwane z partii, nie weryfikowane w naszych źródłach MSW - mówił świadek.

Oni prowadzili destabilizację, bo każdą plotkę przekazywali Gomułce. Na przykład wyprowadzono budowane w stoczni statki ze stoczni, by je ochronić, a oni przekazywali, że to działanie stoczniowców i że to groźba zniszczenia statków- mówił. W jego ocenie działania przeciw robotnikom w Gdyni nie były częścią żadnego spisku. Gdyby był spisek, to ja musiałbym o tym wiedzieć. Spisku nie było, był bałagan i brak wyobraźni - ocenił świadek.

Matejewski powiedział, że wysłanie Kliszki na Wybrzeże to było wielkie nieszczęście. Wszyscy prosili, żeby go stamtąd zabrać - zeznał. Gdyby w Gdańsku by sam wicepremier Stanisław Kociołek, który znał tamte realia i cieszył się w tym środowisku dużym szacunkiem, nie doszłoby do tego tragicznego przebiegu wydarzeń i nie doszłoby do strzelania do robotników 17 grudnia 1970 r. w Gdyni - powiedział.

Zeznał, że Kociołek wnioski o zaprzestanie używania broni zgłaszał w obecności Kliszki, Korczyńskiego i Logi-Sowińskiego, jednak nie wysłuchano go. Korczyński przedzwonił do Cyrankiewicza, który potwierdził aktualność rozkazu użycia broni - zeznał. W jego ocenie to nie wicepremier Kociołek, pomimo najwyższego stanowiska w grupie, która wtedy pojechała z Warszawy do Gdańska, a Kliszko, a nawet Korczyński faktycznie mieli więcej do powiedzenia przy podejmowaniu decyzji.

Oskarżonymi w procesie są gen. Wojciech Jaruzelski, jego ówczesny zastępca w ministerstwie obrony gen. Tuczapski, Kociołek oraz czterej dowódcy jednostek wojska tłumiących protest. Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W czasach PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.

Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od 1990 r. Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku prowadziła śledztwo, a w 1995 r. skierowała do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku akt oskarżenia przeciwko 12 osobom. Wszystkim zarzucono "sprawstwo kierownicze" masakry, zagrożone karą dożywocia. Żaden z oskarżonych nie zgadza się z zarzutami.

We środę kolejna rozprawa i zeznania następnych świadków.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)