Tysiące osób wyszły na ulice w miastach Francji
Ponad 100 tysięcy ludzi zgromadziło się na manifestacjach w miastach Francji po zamachu na satyryczny tygodnik "Charlie Hebdo", w którym zginęło 12 osób, a 11 zostało rannych - podaje agencja AFP.
Według policji w Paryżu 35 tys. ludzi demonstrowało na placu Republiki, niedaleko redakcji tygodnika i w miejscu stolicy, w którym zazwyczaj organizowane są protesty. Wiele osób trzymało czarne naklejki lub transparenty z napisem "Je suis Charlie" (franc. Jestem Charlie), co w ostatnich godzinach stało się hasłem solidarności z 12 ofiarami ataku w Paryżu.
BBC relacjonuje z kolei, że zgromadzeni na placu Republiki ludzie trzymali podniesione do góry ołówki i długopisy na znak solidarności z zabitymi rysownikami "Charlie Hebdo". Z najnowszych danych policji wynika, że na ulice Lyonu wyszło 10-15 tys. ludzi, podczas gdy w Tuluzie demonstrantów było ok. 10 tys.
Co najmniej 13 tys. ludzi manifestowało w Rennes w Bretanii, około 7 tys. w Marsylii. Demonstracje odbyły się również m.in. w Nicei i Nantes. W tym ostatnim mieście były premier Francji Jean-Marc Ayrault powiedział dziennikarzom, że ludzie wychodzą na ulice, by "powiedzieć 'nie' nienawiści, podłości, terroryzmowi, a powiedzieć 'tak' wolności".
62-letni William Ouzilou, który na demonstrację w Lyonie przyszedł z żoną, powiedział agencji AFP, że czytał satyryczny tygodnik, gdy był młody. Zabity w zamachu Georges "Wolinski to rysownik mojej młodości" - dodał. "Nie możemy pozwolić, by wolność prasy, wolność wypowiedzi została zamordowana w tak tchórzliwy sposób. Niczego nie da się zbudować na barbarzyństwie" - oświadczył Ouzilou.
Z kolei 58-letnia Evelyne Serre mówiła, że ma wrażenie "iż jesteśmy na wojnie". - Boję się o młodych ludzi na całym świecie - dodała wierna czytelniczka "Charlie Hebdo".
Sprawców ataku na redakcję tygodnika, którzy rozstrzelali rysowników zgromadzonych na kolegium redakcyjnym, do tej pory nie zatrzymano.