Tu nie dosięgnie "Tarcza Wschód". Mieszkańcy już budują ochrony
Mieszkańcy terenów sąsiadujących z Ukrainą też chcą zabezpieczeń na granicy. Wielu z nich decyduje się na własną rękę na budowę schronu. - To tu zawsze się mówiło, że będzie zapalnik - słyszymy w Ustrzykach Dolnych. Ekspert tonuje nastroje i mówi: główne zagrożenie pochodzi ze strony Rosji i Białorusi.
23.05.2024 | aktual.: 23.05.2024 19:30
W środowy poranek na targu w Ustrzykach Dolnych lokalni mieszkańcy kupują sadzonki kwiatów i warzyw. W tłumie między rozmowami o niekończących się porannych przymrozkach i cenach pomidorów słychać także zaniepokojenie kolejną, ciężką nocą w Ukrainie.
Sterowane przez Rosjan irańskie drony po raz kolejny zaatakowały, zostawiając wiele miast bez dostaw prądu. W nocy rozległy się syreny alarmowe, które słychać było także w Krościenku. To już norma. Chociaż odgłosy te już nie budzą tu strachu, to niepokój przychodzi dziś z innej strony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Codziennie sprawdzam, co tam się wydarzyło w Ukrainie. No, nie są to dobre wieści. Martwimy się - mówi pan Bogdan, który stoi w kolejce po ekologiczne jajka. - Rosjanie robią postępy, a są głosy, że do zimy będzie po wojnie. My jesteśmy następni - dodaje.
- Naprawdę pan tak myśli? - pytam.
- My wszyscy tak myślimy - odpowiada mi sprzedawczyni, a pozostali przytakują.
To emocje mieszkańców przygranicznych miejscowości - od początku inwazji Rosji na Ukrainę obserwują ten konflikt z bliskiej odległości. I od początku martwią się o swój los. Choć od linii frontu dzieli ich ponad 1 tys. kilometrów.
"Jesteśmy na pierwszej linii frontu"
W środę wystąpienie w Sejmie wygłosił szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Przedstawił plany realizacji tzw. Tarczy Wschód. Zakłada ona, że na wschodniej granicy Polski powstanie system umocnień. Mateusz Morawiecki i pozostali politycy prawicy podbijają stawkę, domagając się wypowiedzenia przez nasz kraj traktatu ottawskiego, ograniczającego użycie min przeciwpiechotnych. Na ten moment planowane działania zakładają m.in. zalesienie, budowanie dróg rokadowych wzdłuż pasa granicznego (wykorzystywanych do przegrupowania wojsk), tworzenie naturalnych barier, jak nasypy, bagna czy regulacja rzek.
Jak przekazał nam rzecznik MON Janusz Sejmej, na ten moment zabezpieczenia mają dotyczyć jedynie granicy polsko-białoruskiej. Politycy nie planują żadnych działań na granicy z Ukrainą.
- Mam syna, który jest w wojsku. On mówi, że tu zagrożenie jest. Bardzo liczymy, że powstaną tu jakieś umocnienia - mówi nam mieszkanka Ustrzyk Dolnych.
Podchodzimy do trzech mężczyzn, którzy rozmawiają z rolnikiem sprzedającym warzywa. - Na wypadek ataku, to my jesteśmy na pierwszej linii frontu. A myśli pani, że są tu jakieś schrony? Ktoś o tym myśli? To bzdura. Nie ma nic - mówi jeden z nich.
- Jestem za wzmocnieniem i zabezpieczeniem granicy również z Ukrainą. Istnieje też zagrożenie działań dywersyjnych. Mamy tu przykład z ostatnich dni, te podpalenia. Musimy się przed tym bronić. Trzeba przygotować się na różne zagrożenia - mówi nam sprzedawca, pan Mariusz.
- Trzeba i u nas takich działań. Dlaczego jesteśmy gorsi? Tak samo jesteśmy w niebezpieczeństwie. Jako matka chciałabym nie bać się o swoje dziecko - podkreśla kolejna mieszkanka Ustrzyk.
- Ja już mam swój schron. Przyjechała firma, zamontowali, gotowe i bezpieczne. Sąsiad sam zbudował, jak podpatrzył jak to wygląda. Musimy sami o siebie zadbać, bo nikt o nas nie zadba - dodaje nasz kolejny rozmówca.
Zadzwoniliśmy do jednej z firm, która buduje schrony. Właściciel przyznaje, że zapytań przybywa, a ludzie stale dzwonią i badają rynek. - Dzwonią ludzie z całej Polski, ale najwięcej zapytań jest właśnie z południa - mówi.
Koszt takiej usługi nierzadko przekracza jednak 200 tys. zł. Dlatego niektórzy próbują tworzyć schronienia na własną rękę. Nie jest jednak dziś tak, że każde gospodarstwo już myśli o takiej inwestycji. Lokalni włodarze uspokajają nastroje.
"Nie widzę potrzeby"
- Przez wiele lat współpracowałem ze służbami granicznymi. Jeżeli premier zdecydował, że nie trzeba budować zabezpieczeń na pozostałej niż przewidziana części granicy, to znaczy, że tak wynika z analizy służb, które czuwają nad naszym bezpieczeństwem - mówi Wirtualnej Polsce burmistrz Ustrzyk Dolnych Michał Wnuk.
- Mieszkam tu z rodziną, czwórką dzieci i czuję się tu bezpiecznie. Nie czuję potrzeby budowania tu murów, okopów. Jeżeli konflikt w Ukrainie w nieprzewidziany sposób przerodzi się w pełnoskalowy i obejmie całe jej terytorium, to i tak nie zdążymy szybko ufortyfikować tej granicy. W naszej gminie to trudny odcinek - górski. W momencie konfliktu żona i dzieci, mam nadzieję, że zostali by ewakuowani, a my próbowalibyśmy bronić naszego kraju. Póki co nad tym czuwają nasze służby. Nie mamy znaczących sygnałów od góry, które nakazywałyby podejmować jakieś radykalne decyzje. (...) Ufam naszym służbom granicznym i decyzjom podejmowanym przez rząd - podsumowuje samorządowiec.
Michał Wnuk przyznaje w rozmowie z nami, że liczba schronów w Polsce nie jest wystarczająca. - Są pewne budynki wytypowane przez służby. Nie będziemy się oszukiwać, że wystarczą dla wszystkich. Ten element naszej infrastruktury przez lata został zaniedbany. Należy w pierwszej kolejności wypracować procedury, które pozwolą naszym mieszkańcom odpowiednio reagować w momencie zagrożenia - zakańcza.
"Spadek rezerwacji"
W czasie środowego wystąpienia w Sejmie Władysław Kosiniak-Kamysz wspomniał o ludziach, którzy przez wiele lat "żyli z granicy".
- Teraz nie będą żyć z granicy, ale będą żyć z budowania bezpieczeństwa. Zatrudnimy polskie firmy. To też jest kwestia bezpieczeństwa i odpowiedzialności. Miejsce do wsparcia i ochrony ojczyzny jest dla wszystkich Polaków - zadeklarował wicepremier, odnosząc się do mieszkańców Podlasia.
Pominięci czują się jednak właściciele obiektów turystycznych z pogranicza polsko-ukraińskiego. Twierdzą, że Polacy, którzy zasugerują się nazwą "Tarcza wschód" i pomyślą, że obejmie ona całą granicę. Ich zdaniem to może być kolejny impuls, by omijać te tereny.
Pierwszym była oczywiście wojna tocząca się niedaleko.
Zapytaliśmy właścicieli pensjonatów i agroturystów w Brzegach Dolnych o obłożenie na najbliższe dni i sezon wakacyjny. - Jest masakra - mówi nam pani Alicja, właścicielka noclegów. - Są pustki. Na wakacje mam pojedyncze dni zarezerwowane. Trzy, cztery lata temu był już komplet - dodaje.
Pani Alicja nie ma wątpliwości, z czego wynika brak gości. - Ludzie boją się tu przyjeżdżać. Mamy niepewne czasy. Jak wybuchła wojna, to moi goście dzwonili i zapraszali mnie do Wrocławia, bo bali się o nasze bezpieczeństwo. Jak więc mają przyjeżdżać i odpoczywać, skoro mają obawy? - dodaje.
Podobne relacje słyszymy także w pozostałych miejscach. - Czyli co? Mam się przebranżowić na budowlańca? Bo pan wicepremier tak chce? A mój cały dorobek, kredyty, to wszystko, co włożyłem w to miejsce, to on ma gdzieś. Nie ma turystów i nie będzie - dodaje pan Jakub, który także w Brzegu oferuje noclegi.
Generał o "Tarczy Wschód"
Generał Mirosław Różański, pytany, czy powinno się wzmocnić granicę polsko-ukraińską, zwraca uwagę na kilka aspektów takiego wyboru. Po pierwsze, uspokaja nastroje. Po drugie, wyjaśnia samą decyzję.
- Nie da się wszystkiego zrobić w jednym czasie. Główne zagrożenie obecnie występuje ze strony Rosji i Białorusi. Na tym powinniśmy się skupić. Myślenie o Ukrainie powinno na ten moment obejmować kwestie bezpośredniego jej wsparcia, by udało się wygrać tę wojnę - mówi Wirtualnej Polsce generał Różański.
- Gdybym to ja był doradcą, to byłbym zwolennikiem wsparcia Ukrainy i przełożenia środków finansowych w tym celu, by pomóc jej wygrać wojnę - podsumowuje.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski