Trzy koty bestialsko zabite. Horror w Konstantynowie
W Konstantynowie doszło do przerażającej tragedii. Nieznany sprawca wielokrotnie ugodził nożem trzy koty. Martwe zwierzęta znalazła kobieta, które przyszła, by je nakarmić. Wszczęto dochodzenie z ustawy o ochronie zwierząt.
Nieznany sprawca w okrutny sposób pozbawił życia trzy bezpańskie koty, które pomieszkiwały w specjalnie dla nich postawionych domkach w Konstantynowie. Sprawą zajmuje się policja w Pabianicach. Jeśli winny zostanie znaleziony, a sekcja zwłok potwierdzi przyczynę śmierci zwierząt, sprawcy grozić będzie kara do trzech lat pozbawienia wolności.
Ludziom nie podobało się dokarmianie
Jak informuje "Express Ilustrowany", martwe zwierzęta znalazła tamtejsza karmicielka, która regularnie odwiedzała gromadkę dzikich kotów w Konstantynowie. Pod jej opieką znajdowało się wiele czworonogów, między innymi te, którym postawiono specjalne domki przy ulicy Klonowej. To właśnie tam znalazła trzy martwe, brutalnie zamordowane koty. I choć zwykle w tym miejscu przebywała cała gromadka czworonogów, tym razem żadnego innego nie było. Wystraszyły się tego, co stało się ich kocim towarzyszom.
- W domku od strony pól znalazłam pierwszego kota, który miał krew w uszach. Pomyślałam, że musiał już nie żyć od doby lub dwóch, bo jego ciało było sztywne. Wtedy uznałam, że musiał go potrącić jeden z motocyklistów, którzy tędy lubią jeździć (...) Przy wejściu (do drewnianego domku - przyp. red.) leżał biały kot, a w środku pomieszczenia kolejny. Miał ranę kłutą tak dużą, że wyszły mu jelita. Gdy to zobaczyłam nie mogłam przestać płakać... - przedstawia relację karmicielki "Express Ilustrowany".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Masowe egzekucje w Iranie i kontrowersyjne słowa premiera. Sprawdzamy, czy Polska powróci do kary śmierci
Pozostałe koty zaczęły wracać na swój teren dopiero po tygodniu.
Kobieta dokarmiająca zwierzęta powiedziała też o częstych skargach otrzymywanych od pobliskich mieszkańców, którym nie podobało się towarzystwo kotów. Raz nawet karmicielka zgłaszała taką sytuację gminie. Ostatnio natomiast ktoś wysłał jej anonimową wiadomość SMS, w której grożono jej śmiercią.
Sprawą zajęła się policja
Kobieta razem z koleżanką natychmiast poinformowała o całym zajściu policję. Według jej relacji kazano im czekać na przyjazd technika ok. 4-5 godzin, a do tego zgłaszająca miała zostać obciążona zapłatą za ewentualną sekcję zwłok czworonogów. Panie na własną rękę przewiozły ciała zwierząt do kliniki weterynaryjnej, by tam zabezpieczyć je w lodówce. Po kilku dniach pojechały na posterunek w Pabianicach, by tam oficjalnie złożyć zeznania.
"Express Ilustrowany" poprosił tamtejszą policję o ustosunkowanie się do informacji podanych przez karmicielki kotów. Funkcjonariusze zaprzeczają temu, że nie chcieli zająć się sprawą i kazali płacić za sekcję zwłok. "Zawiadomienie w sprawie padłych kotów zostało złożone na policji 27 grudnia. Wszczęto postępowanie z ustawy o ochronie zwierząt. W ramach prowadzonego postępowania zostanie zlecona sekcja zwłok kotów - mają rany kłute. Policja już ustaliła, która klinika ją wykona" - cytuje "Express Ilustrowany" słowa kom. Ilony Sidorko, oficera prasowego Komendy Powiatowej Policji w Pabianicach.