Siatkarze zagrają dla Julii i Natalii. Mieszkanki Rumi zostały brutalnie pobite młotkiem przez ojca
• "To, co stało się dziewczynkom jest niewyobrażalną tragedią"
• 12- i 17-latka zostały zaatakowana przez ojca młotkiem
• Ojciec popełnił samobójstwo
- Akcję organizujemy na prośbę zaprzyjaźnionego stowarzyszenia. Zajmuje się działalnością pozarządową od 21 lat i mam w tym doświadczenie. Poza tym sam pochodzę z Rumi. To, co stało się Julii i Natalii jest niewyobrażalną tragedią. W najbliższą sobotę będziemy zbierać pieniądze na ich rehabilitację - mówi Wirtualnej Polsce Jacek Sojecki, prezes Stowarzyszania "Pomóż i ty".
W najbliższą sobotę na siatkarskie boiska Hali Sportowo-Widowiskowej MOSiR w Rumi wyjdzie osiem drużyn, które rozegrają charytatywny turniej na rzecz poszkodowanych dziewczyn. Przez cały czas trwać będzie zbiórka do puszek oraz sprzedaż domowych wypieków i baloników. Uzyskane w ten sposób pieniądze trafią na konto 12- i 17-latki.
- Poza zbiórką do puszek przewidujemy również licytację fantów. Mamy już kilkanaście unikatowych pozycji. W sobotę nowego właściciela znajdzie, m.in. koszulka Mistrza Polski w siatkówce Piotra Nowakowskiego, czy Mistrzyni Polski Patrycji Kulawińskiej. Naszą akcję wsparło stowarzyszenie "Tęcza", które przekazało na aukcję swoje wyroby rękodzielnicze - dodaje Sojecki.
Przypomnijmy fakty. Do dramatycznego zdarzenia doszło pod koniec stycznia w Rumi. Matka 12-letniej Julii i 17-letniej Natalii wyszła z domu, zostawiające je z ojcem. 44-letnim Ireneuszem K. Po chwili młodsza z nastolatek, cała we krwi wybiegła z mieszkania. Wykrzyczała, że wraz z siostrą zostały pobite przez ojca. Wezwano karetkę i policję. Dziewczynka wróciła wraz z ciotką do domu. Jednak 44-letni sprawca zniknął. Ireneusza K. odnalazł w ogrodowej altance jego brat. Chciał się powiesić. Mimo prowadzonej reanimacji mężczyzna zmarł.
- Obrażenia dziewczynek wskazują, że ciosy zadawane były ciężkim, tępym narzędziem, którego jednak na miejscu nie znaleźliśmy. Z zeznań świadków wynika, że jedna z rannych mówiła o młotku - mówiła wówczas prok. Lidia Jeske, szefowa Prokuratury Rejonowej w Wejherowie.
Dziewczynki z licznymi obrażeniami i złamaniami kości trafiły do szpitala. Ich stan jest poważny, ale życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .