Teraz Polska
Nasz hydraulik, który tak mocno przyczynił się do klęski traktatu konstytucyjnego we Francji, stał się najlepszą reklamą promocyjną Polski za granicą. Przystojny chłopak z poreferendalnego plakatu zaprasza do odwiedzin naszego kraju. Ale i tak przyjeżdża do nas w tym roku więcej obcojęzycznych turystów niż kiedykolwiek - pisze "Tygodnik Powszechny".
11.07.2005 | aktual.: 11.07.2005 13:50
Na razie za wcześnie na statystyki - to dopiero początek sezonu, który apogeum osiągnie we wrześniu - ale jedno wiadomo już na pewno: w maju liczba zagranicznych turystów, którzy odwiedzili Kraków, najbardziej "eksportowe" miasto Polski, zdublowała niemal ubiegłoroczne wyniki i przekroczyła rekord roku 2000, kiedy to dawna stolica Polski mogła liczyć na międzynarodową reklamę jako jedna z kulturalnych stolic Europy.
Co więcej, do Polski przyjeżdżają dziś turyści z krajów, których obywatele pojawiali się u nas dawniej dosyć rzadko. Dotąd dominowali Amerykanie, Niemcy, Izraelczycy oraz mieszkańcy byłego ZSRR. Powody, dla których odwiedzali Polskę, nie zawsze były jednak turystyczne w klasycznym tego słowa znaczeniu.
Wzrost zainteresowania Polską nie powinien pozostawiać nas w błogim spokoju. O tym zaś, na jakim poziomie ustabilizuje się turystyka przyjazdowa, w dużym stopniu zadecyduje sposób, w jaki będziemy promować nasz kraj za granicą. A z tym bywa bardzo różnie.
Wystarczy przywołać przykład polskiego pawilonu na tegorocznym EXPO w japońskim Aichi. Zaprojektowany przez Krzysztofa Ingardena ekologiczny i delikatny budynek, w którym jako materiał wykorzystano jasną wiklinę, odwołuje się do tych wartości naszego kraju, które stanowią jego rzeczywisty atut turystyczny - zwłaszcza dla Japończyków. Polska jawi się poprzez tę architekturę jako idylliczna “kraina łagodności”, nowoczesna, ale istniejąca jakby poza czasem, w przestrzeni niemal mitycznej. Ale czemu tematem ekspozycji, która znalazła się wewnątrz pawilonu, uczyniono Chopina - o którego popularności w Japonii świadczą kolejne edycje Konkursu Chopinowskiego - oraz Wieliczkę, doskonale wypromowaną dzięki UNESCO? Czy nie lepiej wykorzystać EXPO, by pokazać to, co nieznane? Bałkę i Nowosielskiego, Możdżera i Kilara, Lupę i Warlikowskiego? Czy zamiast Wieliczki nie powinniśmy pokazać np. Bieszczadów albo Pojezierza Augustowskiego?
Wciąż brakuje nam promocyjnej odwagi. Próbujemy odwoływać się do tego, co w nas światowe, a przynajmniej zachodnie. A tymczasem najbardziej atrakcyjne jest w nas to, co prowincjonalne, pograniczne, dziwaczne. Staliśmy się modni właśnie dlatego, że przynależymy do Europy “second hand”. I musimy to wykorzystać.