Szpeci miasto za tysiąc złotych
Właściciel smażalni, tablicy reklamowej i straganu z majtkami na placu Wiosny Ludów w Poznaniu miesięcznie zarabia 1,1 tys. zł. Miasto czeka aż zbankrutuje.
06.12.2004 | aktual.: 06.12.2004 08:33
Plac Wiosny Ludów staje się atrakcyjnym rejonem miasta. Ziejące od wojny pustką przestrzenie wypełniają się nowoczesną architekturą. Trwają przygotowania do kolejnych inwestycji. Rozstrzygnięto konkurs na zagospodarowanie części placu, gdzie rozciąga się prowizoryczny parking i trawnik. Jest jednak szpecący to miejsce wyjątek - wcięcie w narożniku Kupca Poznańskiego.
Bezradny samorząd
Władze Poznania od wielu lat próbują namówić właściciela skrawka gruntu do opuszczenia tego miejsca albo rozpoczęcia sensownej inwestycji, która zlikwidowałaby dziurę w nowoczesnej architekturze. Oferowały mu pomoc w przygotowaniach do rozpoczęcia inwestycji. Wszystko to na nic. Właściciel działki prowadzi z samorządem wojnę. Póki co - władze miasta ponoszą same porażki. Na placu Wiosny Ludów, zamiast nowoczesności, mamy stragan z bielizną, smażalnię kurczaków, baner reklamowy. Samorząd właśnie przegrał kolejną potyczkę. Wydał decyzję o rozbiórce obiektów na placu Wiosny Ludów. Nałożył też grzywnę w celu przymuszenia do tego działania. Właściciel straganu i smażalni zaskarżył decyzję miasta do wojewody. Ten utrzymał ją w mocy. Wówczas biznesmen zaskarżył to utrzymanie w mocy do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Sąd litościwy
W tym momencie samorząd stracił kontrolę nad sprawą. Samorząd, do którego należy panowanie nad miejską przestrzenią, może być tylko obserwatorem. Rozgrywka toczy się między wojewodą a WSA. Sąd wstrzymał utrzymanie w mocy decyzji. Nie określił jednak - na jak długo. Można więc wnioskować, że bezterminowo, a więc stragany mogą pozostać na placu Wiosny Ludów na zawsze.
Jak dowiaduje się „Gazeta Poznańska”, prawdopodobnie sędziowie kierowali się przesłankami społecznymi. Z dokumentów przedstawionych przez biznesmena wynika bowiem, że wszystkie trzy obiekty, które samorząd nakazuje usunąć, przynoszą mu miesięczny dochód w wysokości 1,1 tys. zł, a ma on na utrzymaniu rodzinę.
W tej sytuacji kolejny ruch należy do prawników wojewody, bo tylko on może zaskarżyć wyrok WSA. Sprawą zająłby się wtedy Naczelny Sąd Administracyjny.
Moim zdaniem
Gdy urzędnicy spierają się z obywatelem, prowadzącym działalność gospodarczą, a elementem gry jest poszanowanie własności prywatnej, najlepiej zastosować rozwiązanie polubowne. Samorząd zrekompensowałby biznesmenowi zarobek płacąc mu 1,1 tys. zł miesięcznie. Ten opuściłby narożnik Kupca Poznańskiego zadowolony z faktu, że zarabia bez potrzeby handlowania. Mieszkańcy Poznania przestaliby się wstydzić za kawałek Azji w sercu miasta.
Józef Djaczenko