Stany Zjednoczone potępiły zajęcie irackiego Mosulu przez islamistów
USA potępiły zajęcie przez islamistycznych rebeliantów miasta Mosul w północnym Iraku, deklarując jednocześnie wsparcie "silnej, skoordynowanej odpowiedzi w celu odparcia tej agresji".
"Stany Zjednoczone są głęboko zaniepokojone wydarzeniami, do których doszło w Mosulu w ciągu ubiegłych 48 godzin, gdzie elementy Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu (ISIL) opanowały znaczne części miasta. Sytuacja pozostaje skrajnie poważna" - głosi oświadczenie rzeczniczki Departamentu Stanu Jen Psaki.
Według niej rezydujący w Waszyngtonie i Bagdadzie wyżsi przedstawiciele władz USA pilnie śledzą wydarzenia, koordynując to z rządem Iraku oraz irackimi przywódcami z różnych kręgów politycznych, w tym także kurdyjskich. Władze USA "wspierają silną, skoordynowaną odpowiedź w celu odparcia tej agresji" - zaznaczyła Psaki, dodając, iż "Stany Zjednoczone zapewnią rządowi Iraku wszelką stosowną pomoc zgodnie z ramowym strategicznym porozumieniem (obu państw), by wysiłki te przyniosły sukces".
Utrata kontroli nad zamieszkanym głównie przez sunnickich Arabów Mosulem jest poważnym ciosem dla zdominowanego przez szyitów irackiego rządu. Na początku bieżącego roku sunniccy rebelianci opanowali miasto Faludża na zachód od Bagdadu oraz części położonego w tej samej prowincji Anbar miasta Ramadi.
Zdobycie pozycji w Mosulu oraz w prowincji Anbar daje ISIL zwiększoną kontrolę nad pustynną granicą z Syrią, gdzie jego bojownicy walczą z siłami reżimu prezydenta Baszara al-Asada, wspieranego przez szyicki Iran.
Według irackich władz do wtorku rano rebelianci zajęli niemal wszystkie placówki wojskowe i policyjne w dwumilionowym Mosulu oraz jego okolicach. Z dwóch opanowanych przez nich więzień zbiegło ponad 1200 osadzonych, w większości członków ISIL lub Al-Kaidy.
Cytowane przez agencję Reuters źródła w irackich władzach bezpieczeństwa oceniają, że w walkach o Mosul zginęło ponad tysiąc żołnierzy wojsk rządowych, a znacznie większa ich liczba zdezerterowała.