Mężczyzna, który po ciężkim wypadku motocyklowym żyje tylko dzięki respiratorowi, miesiąc temu zdecydował się napisać do Sądu Rejonowego w Jastrzębiu, gdzie mieszka, prośbę o śmierć.
Wiceprezes jastrzębskiego sądu sędzia Bożena Nowalska twierdzi, że Wydział Rodzinny, do którego trafił wniosek Świtaja, przeanalizował go dokładnie. Sprawa dotyczy prawa cywilnego niematerialnego. A w rozstrzyganiu takich spraw, zgodnie z ustawą, właściwy jest sąd okręgowy - wyjaśnia. I sprawę odesłano do Gliwic.
Zaprzyjaźnieni adwokaci przewidują, że za trzy tygodnie z Gliwic sprawa wróci do Jastrzębia. A wtedy Sąd Rejonowy, a właściwie jego sędziowie, nie uciekną przed wydaniem decyzji - twierdzi Świtaj. Przyjaciele podpowiedzieli mi jednak, żeby nie czekać na decyzję sądu i zebrać podpisy w sprawie referendum i zmian w ustawie o służbie zdrowia - dodaje.
Przykuty od 14 lat do łóżka człowiek chce, m.in. za pomocą Internetu, zebrać w ciągu dwóch miesięcy wymagane 100 tys. podpisów. Segregacją i liczeniem formularzy mają zająć się wolontariusze. Występuję w imieniu podobnych do mnie osób. One też mają nie tylko prawo decydować o swoim odejściu, ale jeśli tak zdecydują, żyć w godnych warunkach do swojej naturalnej śmierci pod właściwą opieką zapewnioną przez państwo. Podpisy w sprawie zmian ustawowych zostaną zawiezione do ministra zdrowia Zbigniewa Religi, aby z urzędu nadał bieg sprawie - zapowiada Świtaj.
O tym, że prośba o eutanazję nie oznacza, że człowiek nie chce już żyć, ale że to krzyk rozpaczy kogoś zostawionego samemu sobie, mówi na łamach "Dziennika" siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia". (PAP)