Śmigłowiec nie doleciał. Znów zabrakło lądowiska...
Kolejne nieporozumienie w sprawie transportu pacjenta przez Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Znów zabrakło odpowiedniego lądowiska. Helikopter który miał przetransportować ciężko rannego mężczyznę do szpitala w Siemianowicach Śląskich nie wylądował w Brzegu, ale oddalonej o 20 km Oławie - podaje Polskie Radio. Powód? Był to transport między szpitalami, a wówczas obowiązują inne procedury niż w nagłych przypadkach.
Wszystko działo się w czwartek wieczorem. Pogotowie z Namysłowa przywiozło do szpitala w Brzegu ciężko rannego 37-latka. Miał poparzone drogi oddechowe, był zaintubowany i podłączony do respiratora. W szpitalu zapadła decyzja, by wezwać śmigłowiec i chorego przetransportować do Siemianowic Śląskich.
Ale w przypadku transportu pacjenta między jednym a drugim szpitalem Lotnicze Pogotowie Ratunkowe obowiązują inne procedury, niż w przypadku nagłych wypadków. Justyna Sochacka, rzeczniczka LPR- u tłumaczy, ze śmigłowiec mógł wylądować jedynie na lotnisku wyznaczonym w instrukcjach pogotowia, a takiego w Brzegu nie ma. Najbliższym lądowiskiem było lądowisko w Oławie i tam wylądował śmigłowiec.
Dyrektor Centrum Medycznego w Brzegu Mariusz Grochowski jest oburzony sytuacją. - To jest decyzja Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niejednokrotnie do Brzegu przylatywał śmigłowiec. Jest miejsce w straży pożarnej, jest lądowisko. Strażacy potrafią naprowadzać helikopter do lądowania - mówi. Przypomina, że opolscy strażacy w ramach ćwiczeń uczyli się naprowadzać na ziemię śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Justyna Sochacka, rzeczniczka LPR-u podtrzymuje jednak stanowisko, że inne procedury obowiązują w nagłych przypadkach, a inne w transporcie między szpitalnym. - W ciągu dnia, kiedy nasze śmigłowce latają do wypadków i nagłych zachorowań lądują jak najbliżej miejsca zdarzenia, bo wówczas priorytetem jest dostarczenie pomocy medycznej jak najszybciej do poszkodowanego. Natomiast realizując transporty między szpitalne możemy lądować tylko i wyłącznie na lądowiskach udokumentowanych.
W minioną sobotę doszło do podobnej sytuacji w szpitalu w Gostyniu. Ranny w wypadku 5-letni chłopiec miał trafić do Instytutu Pediatrii w Poznaniu. Szpital w Gostyniu nie ma odpowiedniego lądowiska. Jak tłumaczył dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski, proponowane miejsce lądowania, stadion w Gostyniu, nie jest lądowiskiem, ale tzw. miejscem gminnym przeznaczonym do wykonywania lotów ratunkowych w nocy.
Jak dodał, w przypadku lotu do wypadku załoga często nie zna miejsca lądowania, tymczasem w transporcie między szpitalami - według przepisów - lądowanie powinno odbyć się w miejscu spełniającym określone wymagania. - Innymi słowy, przepis mówi tyle: jeżeli pacjent jest pod opieką lekarzy, nam nie wolno ponosić podwyższonego ryzyka - wyjaśnił.
Podkreślił też, że za lot wbrew przepisom pilotowi grozi odpowiedzialność karna. Jak wyjaśnił, może to również skutkować zatrzymaniem certyfikatu operatorowi, czyli w tym przypadku LPR.
Ostatecznie chłopiec trafił do poznańskiego szpitala po czterech godzinach od wypadku, przewieziony z Gostynia specjalistyczną karetką. Obecnie przebywa on w Szpitalu Klinicznym w Poznaniu. Chłopiec jest w stanie ciężkim, stabilnym.