Skandaliczne zachowanie Lempart. Policja wszczęła postępowanie
Wtorkowe wystąpienie Marty Lempart przed Sejmem będzie sprawdzone przez policję. Chodzi o wulgaryzmy, jakie padły ze sceny. Liderka Strajku Kobiet pomyliła m.in. dziennikarza z wicepremierem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. - Wypier***! - zaczęła krzyczeć w jego stronę.
24.07.2024 | aktual.: 24.07.2024 20:45
"W związku z wczorajszym zgromadzeniem przed Sejmem i wystąpieniem publicznym jednej z liderek demonstracji, policjanci z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I jeszcze tego samego dnia wszczęli czynności wyjaśniające w sprawie o wykroczenie z artykułu 141. Trwa analiza materiałów" - poinformowała warszawska policja.
Art. 141 mówi, że "kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1,5 tys. złotych albo karze nagany".
Skandaliczne zachowanie Marty Lempart
We wtorek pod Sejmem protestowali zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego. Była to reakcja na odrzucenie przez posłów ustawy dekryminalizującej przerywanie ciąży. Mieli ze sobą m.in. transparenty z hasłem: "PSL – przestańcie szkodzić ludziom".
Ogólnopolski Strajk Kobiet powrócił pod siedzibę Sejmu z hasłami, które zwolenniczki liberalizacji prawa aborcyjnego skandowały na manifestacjach organizowanych w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości, kiedy ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego dążyło do zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najmocniejsze z haseł OSK: "Wyp...", które aktywistki wykrzykiwały w przeszłości do polityków PiS, we wtorek skierowane było najczęściej pod adresem dwóch polityków koalicji 15 października: szefa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza i posła Koalicji Obywatelskiej Romana Giertycha.
Pierwszy podczas głosowania nad dekryminalizacją aborcji 12 lipca zagłosował przeciwko (podobnie jak większość posłów PSL), drugi nie wziął udziału w głosowaniu, za co został zawieszony przez premiera Donalda Tuska w prawach posła klubu KO.
Rozpoczęta chwilę po godz. 18 demonstracja zgromadziła kilkaset osób – kobiet i mężczyzn, młodych i w dojrzałym wieku (były m.in. działaczki zgromadzone w inicjatywie Polskie Babcie). W tłumie powiewały flagi biało-czerwone, unijne i tęczowe. Protestujący mieli kartonowe transparenty z odręcznie wypisanymi hasłami, m.in: "Piekło kobiet", "Nie chcę umierać na ciążę", "Dość czekania. Czas wywiązać się z obietnic".
Pomyliła wicepremiera z dziennikarzem
Marta Lempart z OSK przypomniała ze sceny, że wyborcy koalicji 15 października w dniu wyborów do rana stali przed komisjami wyborczymi, by oddać głos. - Dostaliście te stołki dzięki nam. Oddajcie je, skoro się wam nie podoba elektorat - powiedziała.
Ze sceny padło także wiele wulgaryzmów. - Wy jesteście ch***, a nie demokraci. Wyp********. To jest je**** PiS, je**** Konfederacja i je**** PSL. To jest k**** ta nowa demokratyczna koalicja. My jesteśmy naprawdę wk*******, ja jestem na maksa wk*******, dziękuje - krzyczała ze sceny Marta Lempart.
Marta Lemapart pomyliła także Władysława Kosiniaka-Kamysza z dziennikarzem Newsweeka. - Podobno tutaj idzie pan Kosiniak-Kamysz gdzieś - mówiła Lempart. Po chwili wskazała palcem na jednego z mężczyzn. - Tam idzie! Wypier***, wypier***, do PiS-u i Konfederacji, ty pier*** kłamco, demokrato od siedmiu boleści. Wypier*** - zaczęła krzyczeć Lempart.
Okazało się, że nie był to wicepremier, tylko dziennikarz, Jacek Gądek z "Newsweeka".
"Zbyt zabawne, ale prawdziwe: jak zostałem Kosiniakiem, a Pani Lempart nalegała, bym 'wypierd...' Wczoraj wieczorem byłem przed Sejmem. Spieszyłem się na spotkanie. Była tam też demonstracja Strajku Kobiet. Na scenie Pani Marta wznosiła tradycyjne hasła. Osób na demonstracji nie było wiele, ale i tak musiałem się przebijać. Przeszedłem dość blisko sceny. A potem przez cały tłum Marynarka, koszula - na rzeczone spotkanie musiałem wyglądać w miarę godnie, choć nie było gwarancji, że zakończy się ono w sposób licujący z taką elegancją. Przez pośpiech nie bardzo wsłuchiwałem się w to, co płynie ze sceny. Gdy tylko jednak wszedłem w tłum, to uderzył mnie krzyk. (...) Zaczyna do mnie docierać, że Pani Marta podpaliła się do przeganiania Kosiniaka, bo... pomyliła mnie z wicepremierem. Ktoś jej sekundy wcześniej (błędnie) powiedział, że idzie wicepremier z PSL" - napisał Gądek.
"Nie mogłem się oprzeć pokusie, by potem kilku osobom tę dykretyjkę opowiedzieć. Ale potem chciałem się upewnić, czy nie błądzę. Zapytałem Panią Martę następnego dnia (czyli dziś), gdzie widziała Kosiniaka na tej demonstracji. Stwierdziła, że no był przecież, podobno był i prowokował, bo przez cały tłum przechodził, ale go... na własne oczy jednak nie widziała. Dziwne, bo na demonstracji pokazywała palcem i mówiła 'tam idzie!'. Zapytałem też w MON. Dyskretnie, nieoficjalnie. Okazuje się, że wicepremiera o godz. 19 z minutami tam nie było. Był w Polsacie - tuż przed wywiadem. No nie ma chłop daru bilokacji" - komentuje dziennikarz.