Siłą na siłę
- Brońcie się, ale pamiętajcie, że w tym momencie wydacie na siebie wyrok i przejdziecie gehennę, tak jak ja - przestrzegał wczoraj w sądzie Dariusz Maciejewski, radny ze Środy Śląskiej. Był on sądzony za zabójstwo i próbę zabicia dwóch innych osób, nie został ukarany. Sąd uznał, że mężczyzna miał prawo strzelać, bo bronił swego życia i mienia. Wyrok oczyścił go z zarzutów. Ale teraz radny coraz bardziej boi się o siebie i swoich bliskich. Rodzina zabitego zapowiadała odwet na Maciejewskim już na sali rozpraw.
Mężczyzna płakał po ogłoszeniu wyroku, mimo że wygrał proces. Bał się wyjść z sali rozpraw. Teraz on i jego rodzina muszą być pod całodobową policyjną ochroną. To konieczne, bo werdykt sądu rozwścieczył bliskich i kolegów mężczyzn, którzy napadli trzy lata temu na posesję Maciejewskiego. - Morderca! Jesteś skończony! Zapłacisz za to! - krzyczeli do radnego. 36-letni radny twierdzi, że groźby pod swoim adresem słyszy od trzech lat.
W 2001 r. oddał trzy strzały z broni myśliwskiej w kierunku grupy napastników, którzy wdarli się na jego posesję. Jeden z nich zmarł, drugi został kaleką. Postępowanie w sprawie tej napaści prokuratura umorzyła. Podobnie jak 12 innych spraw, dotyczących włamań i kradzieży na posesji Maciejewskiego. Na ławę oskarżonych trafił tylko on i to pod zarzutem najcięższej zbrodni.
Sąd zmienił wczoraj kwalifikację zarzucanych mu czynów z zabójstwa i usiłowania zabójstwa na ciężkie uszkodzenie ciała i od tego zarzutu go uniewinnił. W jednym przypadku radny - zdaniem sądu - przekroczył granice obrony koniecznej, ale odstąpiono od wymierzenia kary. Maciejewski zapewnia, że nie chciał zabić. Potwierdził to wczoraj sąd. - Strzelał świadomie, ale strzelał w nogi. Nie po to, by zabić. Miał do tego prawo, wiedząc, że kilkunastu uzbrojonych w pałki i pręty osobników demoluje należącą do niego kawiarenkę - tłumaczył sędzia Wiesław Rodziewcz.
Siłę odeprzeć wolno - trzy projekty
Obrona konieczna stanowi jedną z najstarszych instytucji prawa. Jej rodowód sięga starożytności. Przyjmuje się, że o tym, że “siłę siłą odeprzeć wolno” jako pierwszy mówił Cycero. Polski kodeks karny z 1997 r. uznaje, że “nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem”. Gdy napadnięty stosuje sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia. Ponadto, sąd odstępuje od wymierzenia kary, jeśli napadnięty działał w strachu lub w stanie wzburzenia.
W ostatnich latach powstały dwa projekty poszerzające granice obrony koniecznej. Tzw. prezydencki, w którym proponowano m.in., by przekraczający granice obrony koniecznej w ogóle nie był sądzony. Zmiany w tej kwestii za swojej kadencji sugerowali też politycy AWS. Oba te projekty utknęły w machinie ustawodawczej. Pod koniec lipca br. kolejny projekt zgłosił senator Robert Smoktunowicz (PO). Na razie wstępnie dyskutowała nad nim senacka Komisja Ustawodawstwa i Praworządności.
Bandyta ma się bać
Rozmowa z Robertem Smoktunowiczem, senatorem Platformy Obywatelskiej, prawnikiem, inicjatorem zmiany przepisów o obronie koniecznej.
- Czy polskie przepisy dotyczące prawa do obrony są dobre?
Dobrze, że we Wrocławiu zapadł taki wyrok, ale obecne przepisy nie sprzyjają ofiarom napadów. Niby każdy ma prawo bronić siebie i swojego dobytku, ale tak naprawdę jest w trudnej sytuacji. Jeśli obroni się skutecznie, grożą mu przesłuchania w prokuraturze, aresztowanie, zarzuty o przekroczenie granic obrony koniecznej i proces karny.
- Co, Pana zdaniem, powinno się zmienić?
Przede wszystkim zapis o obronie niewspółmiernej do zagrożenia. To znaczy, w myśl obecnie obowiązujących przepisów, kiedy ktoś napada na mnie z młotkiem w ręku, to ja mogę bronić się młotkiem. Inaczej przekraczam granice obrony. To bzdura! Powinniśmy mieć prawo do obrony tym, co akurat mamy pod ręką. Postępowania, w których obrona była jedynym sposobem na odparcie ataku, prokuratura powinna umarzać. Wobec osób podejrzewanych o przekroczenie granic obrony koniecznej, sądy nie powinny stosować aresztu. Ponadto, sąd powinien mieć obowiązek, a nie prawo, jak to jest teraz, nadzwyczajnego złagodzenia kary w takiej sytuacji lub odstąpienia od jej wymierzenia.
- Zgłosił Pan projekt nowelizacji ustawy, który ma zmienić tę sytuację.
Nie może dochodzić do tak kuriozalnych sytuacji, kiedy sprawcy napaści poranieni przez ofiarę, która się broniła, zgłaszają się na policję i składają doniesienie jako poszkodowani. Nie czuliby się bezkarni, gdyby mieli świadomość, że człowiek zaatakowany we własnym domu, czy firmie może sięgnąć po broń i użyć jej, a w razie czego ma zapewnioną ochronę prawną.
- Czy został Pan kiedyś napadnięty?
Kiedyś w centrum Warszawy ktoś podbiegł, uderzył mnie w głowę i ukradł telefon komórkowy. Jedyne, co mogłem zrobić, to zablokować później telefon. Nawet nie składałem doniesienia.
Izabela Czuban