Sąsiedzi o Stefanie W., mordercy Pawła Adamowicza: normalny, zamknięty w sobie

Sąsiedzi Stefana W., mordercy prezydenta Gdańska, mówią, że bracia byli normalni. Nie było awantur, nie było wzywania policji. – Coś dłubali na podwórku przy motorach, przy samochodach – wspominają.

Sąsiedzi o Stefanie W., mordercy Pawła Adamowicza: normalny, zamknięty w sobie
Źródło zdjęć: © PAP | Adam Warżawa

Gdańsk Oliwa. Przedwojenna kamienica, z eleganckimi drewnianymi schodami na klatce. Na parterze notariusz i agencja nieruchomości. Obok salon urody. Widać, że starzy mieszkańcy mieszają się tu z nowym biznesem. Ci pierwsi często są z rodzin robotniczych. Sporo młodych ma czapki Lechii. Nie przebierają w słowach. – Ja nawet, kur…, nie wiem, jak ten Stefan wygląda – mówi jeden z sąsiadów.

Pod jednym z numerów, gdzie mieszkał morderca, nikt nie otwiera. Wymontowany jest także dzwonek do drzwi. Jest tabliczka z nazwiskiem i litery K+M+B na drzwiach. Sąsiedzi mówią, że mieszkanie było duże, może 100-metrowe, bo to stara Oliwa. Matka się wyprowadziła, zostało w nim czterech braci. Każdy miał swój pokój. W sumie pani W. wychowała sama, po śmierci męża w wypadku, 8 dzieci: 6 chłopców i 2 dziewczynki. Sąsiedzi mówią, że najstarszy brat miał 33 lata, a Stefan był tym urodzonym w środku.

Ludzie z klatki mówią, że bracia byli normalni. Nie było awantur, nie było wzywania policji. – Coś dłubali na podwórku przy motorach, przy samochodach – wspominają. – Mieli jakieś swoje małe biznesy. Była tylko jedna czarna owca. Ta czarna owca to 27-letni Stefan W. Jeden z sąsiadów wspomina: - Bracia normalnie wstydzili się na niego. Dla mnie to debil. Kto w okularach rabuje banki we własnej dzielnicy? Parę ulic stąd, na ul. Kołobrzeskiej.

Stefan rzekomo miał kłopoty z ukończeniem podstawówki, choć inny z braci skończył liceum i poszedł podobno na studia. Sąsiedzi spekulują: może nie brał ostatnio zapisanych tabletek, a może dostał w kość w więzieniu i tam - zamiast resocjalizacji, jego stan się jeszcze pogorszył?

Inni bracia mieli dziewczyny, normalne życie, próbowali na siebie zarabiać. Prowadzili rzekomo serwer gry na telefon Tibia. A on napadał na SKOK-i i Credit Agricole. - Jedni rodzą się tacy, drudzy tacy – mówi jeden z sąsiadów. – Ten nie pasował do reszty rodziny. Choć w sumie zawsze wydawał się normalny. Ot, może nieco bardziej zamknięty w sobie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (24)