RPO: sprawa syna Prokuratura Krajowego to wierzchołek góry lodowej
Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek zaprzecza, by jego syn dostał się na studia prawnicze dzięki jego pozycji. Innego zdania jest Rzecznik Praw Obywatelskich. Jego zdaniem sprawa syna Prokuratura Krajowego to tylko wierzchołek góry lodowej.
28.08.2006 17:20
Z informacji uzyskanych przez Rzecznika Praw Obywatelskich wynika, że w ciągu ostatnich trzech lat na wydział prawa i administracji Uniwersytetu Gdańskiego dostały się osoby, które w normalnym trybie nie przeszłyby postępowania rekrutacyjnego.
Według doktora Andrzeja Malanowskiego z biura Rzecznika Praw Obywatelskich, stało się tak, bo w ich przypadku to nie wiedza decydowała o sukcesie na egzaminach wstępnych. Doktor Malanowski powiedział, że przyjmowano ludzi, którym brakowało nawet kilkudzisięciu punktów. To był przypadek dzieci sędziów, prokuratorów, czy adwokatów. Równocześnie odrzucano odwołania kandydatów, którym brakowało jednego czy dwóch punktów.
Rzecznik Praw Obywatelskim potwierdził, że trzy lata temu studia prawnicze na Uniwersytecie Gdańskim rozpoczął syn Prokuratora Krajowego. Dostał się dopiero w trybie odwoławczym, bo na egzaminie wstępnym nie zdobył wymaganej liczby punktów. Janusz Kaczmarek, który był wówczas szefem Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, zgodził się, by syn w odwołaniu powołał się na to, jaką funkcję pełni jego ojciec.
Zdaniem Andrzeja Malanowskiego nie można tego inaczej określić niż "nadużycie".
Sprawę ujawniła "Gazeta Wyborcza". Sam Janusz Kaczmarek twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo - jak podkreśla - "problem leży w sposobie rozłożenia punktu ciężkości i akcentów, a nie w ocenie faktów". Powiedział, że jego synowi brakowało zaledwie kilku punktów. Dodał, że zgodził się, by syn zawarł informacje o tym, że w rodzinie są prokuratorzy, sędziowie i radcy prawni, bo były to informacje prawdziwe.
Zdaniem Kaczmarka w przypadku jego syna nie ma mowy o protekcji, znajomościach i układach. Prokurator przypomniał, że to kierowana przez niego prokuratora stawiała dziekanowi wydziału prawa Uniwersytetu Gdańskiego zarzuty popełnienia przestępstwa.
Andrzej Malanowski uważa jednak, że w sprawie jest i tak dużo niejasności i podejrzeń o celowe działanie. Podkreśla, że władze uczelni czyniły wszystko, żeby opinia publiczna nie dowiedziała się, kto i z jakimi wynikami został przyjęty, mimo, że wyniki postępowania rekrutacyjnego powinny być jawne. Według prawnika z biura Rzecznika Praw Obywatelskich tego rodzaju praktyka może służyć jedynie ukrywaniu nepotyzmu i korupcji.
Listę osób, które dostały się na studia w roku 2004 w trybie odwoławczym władze Uniwersytetu Gdańskiego ujawniły dopiero kilkanaście dni temu - po tym jak nakazał to Naczelny Sąd Administracyjny.