Roman Giertych: skład RN PKN Orlen ustawili: Kulczyk, Miller i prezydent
(RadioZet)
Gościem Radia Zet jest Roman Giertych, lider LPR – u i wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Czy J&S założyły tajne służby? Mam wrażenie, że tajne służby przekazały informację do „Gazety Wyborczej” z wczorajszego posiedzenia komisji. Widzę tutaj takie szczegóły, że nawet gdyby któryś z członków komisji chciał jakieś informacje wynieść, to nie byłby w stanie zapamiętać tych wszystkich rzeczy, nazw firm...To jest niemożliwe. Ale śledztwo dziennikarskie jest ważną pracą w zawodzie dziennikarza. Mamy do czynienia ze świadomym przeciekiem ze strony służb do „Gazety Wyborczej”. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Co to oznacza? Oznacza, że komuś zależało, żeby ujawnić informacje o zainteresowaniu J&S przez polskie służby. To zainteresowanie sprowadzało się do tego, że gdy Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo, znaczy nie wszczęła śledztwa w sprawie J&S na wniosek pana Siemiątkowskiego – ta słynna sprawa, którą badamy – ta
sprawa zakończyła się śledztwem, badaniem sprawdzającym, które zostało w którymś momencie zakończone w ten sposób, że odmówiono śledztwa. Odmowa wszczęcia śledztwa była też za czasów płk Nowka. To prawda. Tą sprawę też powinniśmy zbadać. W 2002 roku, bodajże 21 marca, natomiast prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, przesłała postanowienie w tej sprawie do UOP, który nie zrobił nic, a miał prawo przejrzeć akta i zażalić. Najważniejsze w tej historii jest to, że J&S wedle anonimowego oficera UOP panowie ci współpracowali z GRU i KGB. Jeżeli mieli taką informację, to dlaczego dopuścili do podpisania w grudniu 2002 roku kontraktu między Orlenem i J&S i dlaczego dopuścili do kontraktu między Rafinerią Gdańską a J&S? Ale Zbigniew Siemiątkowski słał notatki, mówił o niebezpieczeństwie. Nie mówię, że tak nie było, ale gdy miał okazję złożyć zażalenie na postanowienie o odmowie wszczęcia, to tego nie zrobił. Odpowiedzialność spada również na niego, tak samo jak na prokuraturę, że nie doprowadziła tej sprawy do
końca, mimo że UOP, przyznaję, dostarczył w tej sprawie dokumenty, które wystarczały do wszczęcia śledztwa. W trakcie badań komisji wykryliśmy fałszerstwo, tzn. w ramach tego śledztwa prokuratura dopuściła się rzeczy nadzwyczajnej: prokuratura apelacyjna została wprowadzona w błąd przez prokuraturę okręgową. Poinformowano ją mianowicie, że prokuratura okręgowa nie otrzymała pisma UOP wskazującego na świadków i wydarzenia, które należy wyjaśnić, gdy tymczasem dzień wcześniej prokuratura takie pismo otrzymała. Prezydent Aleksander Kwaśniewski ujawnia w najnowszej „Polityce”, że panowie z J&S, Jankielewicz i Smołokowski byli przyjmowani w Pałacu Prezydenckim przez prof. Orłowskiego. Rozmowa odbyła się w szerszym gronie. Skarżyli się na dyskryminację w Polsce. Tego wątku szukaliśmy. Nie wiemy, kiedy zostali przyjęci, ale sądzimy, że ujawnienie tej informacji ma związek z pismem od prezydium komisji do pana prezydenta z prośbą o dostarczenie dalszej części księgi wejść i wyjść. Początkowo otrzymaliśmy tylko od
połowy 2001 roku do końca 2002 roku. Tydzień temu poprosiliśmy o księgę wejść i wyjść za rok 2003. Ta informacja wypuszczona z Pałacu Prezydenckiego ma uprzedzić... Wypuszczona z ust prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Oczywiście. Myślę, że ta informacja i tak zostałaby komisji dostarczona za moment jak księga do nas trafi. Co to znaczy, że zostali przyjęci w Pałacu? To znaczy, że mieli tam jakieś wsparcie. Zwyczajny biznesmen do Pałacu wpuszczany nie jest. To musiała być jakaś próba porozumienia się. Tę sprawę będziemy na pewno wyjaśniać. Dlaczego pan wnioskuje o przesłuchanie Mariana Zacharskiego? Pan Zacharski może mieć bardzo dużo informacji na temat związków pana Ałganowa ze środowiskiem SLD. Wiemy, że prowadził rozmowy z Ałganowem. To jest w tzw. białej księdze. To wszyscy wiedzą, nawet małe dziecko wie... Chcemy dowiedzieć się od niego jakie były relacje między Ałganowem a środowiskiem SLD, panem Oleksym, prezydentem, może innymi osobami, tak byśmy mieli spotkanie Kulczyka z Ałganowem w pewnym
kontekście. Chcemy w ten sposób uprawdopodobnić tezę, którą przekazał oficer polskiego wywiadu, że pan Kulczyk powoływał się w rozmowie na pana prezydenta. Jest to rzecz, którą musimy zweryfikować. No właśnie. Jan Kulczyk kontratakuje. Wydał oświadczenie, w którym twierdzi, że notatka oficera wywiadu jest fałszywa. Nie sądzę, żeby oficer wywiadu miał jakikolwiek interes, żeby fałszować swoje notatki do władz na temat spotkań pana Kulczyka. Jedyną osobą, której nie należy raczej podejrzewać o jakieś matactwa polityczne jest właśnie oficer wywiadu, bo nie ma żadnego interesu. Jest to osoba, można powiedzieć, bezstronna. I pan Kulczyk i pan Siemiątkowski natomiast to osoby, które są w tej sprawie mocno zaangażowane. Jan Kulczyk twierdzi, że Zbigniew Siemiątkowski naciągnął to co on mówił. Dzisiaj postawiłbym takie pytanie panu Siemiątkowskiemu: dlaczego nie zapytał o rzecz najważniejszą? Dowiedział się, jak sam pisze, że pan Kulczyk chce robić nowe uzgodnienia w sprawie Rafinerii Gdańskiej, w sprawie PKN Orlen.
Ta rozmowa jest jakby w tym zakresie zawieszona, jakby miał w tej sprawie inną wiedzę, która jest dopełniona tą informacją Kulczyka. Proszę zwrócić uwagę, szef AW dowiaduje się, że pan Kulczyk chce sprzedać Rosjanom polskie przedsiębiorstwo i co? I nie pyta się dalej, dlaczego, czy to dojdzie do skutku? Nie ma kontynuacji w tym zakresie. Mamy słowo Jana Kulczyka przeciwko słowu Zbigniewa Siemiątkowskiego. Zbigniew Siemiątkowski ma notatki. Nie do końca. Słowa pana Siemiątkowskiego w tym zakresie są akurat potwierdzone informacjami wywiadu. Ale te notatki różnią się trochę. Trochę się różnią. W tym zakresie, to znaczy, że były prowadzone rozmowy w sprawie sprzedaży Rafinerii Gdańskiej - to wiemy. Różnią się one w ciekawym punkcie. Pan Siemiątkowski pisze w swojej notatce, że wartość akcji pana Kulczyka to 300 mln dolarów, a oficer wywiadu mówi o jakichś rozmowach z Dochnalem, który miałby doprowadzić do sprzedaży tych akcji za 30 mln dolarów. Kulczyk twierdzi w oświadczeniu, że to absurd. Ma rację, bo to
oczywiście jest niemożliwe. Pytanie jest natomiast: na co miały pójść te 30 mln dolarów, co to była za kwota? Pan Dochnal występuje tutaj jako potencjalny pośrednik. Kim miał być pan Dochnal? Na co miała być przeznaczona ta kwota? Nie dziwi pana rozbieżność w datach? Kulczyk mówi o 17 lipca, u ministra Siemiątkowskiego jest 18 lipca, a oficer wywiadu też się myli i mówi o 18 lipca. To może być prozaiczna pomyłka. Może nie należy do tego przywiązywać tak wielkiej wagi. Może to mieć znaczenie, ale na razie trudno powiedzieć. To nie jest najistotniejsze. Najistotniejsza jest merytoryczna treść tych rozmów oraz to czy pan Kulczyk miał rzeczywiście poparcie władz państwowych dla wyprzedania polskiego sektora energetycznego. To jest istota rzeczy. Tą kwestie powoli weryfikujemy. Wstępna teoria jest, że miał poparcie władz państwowych. To wynika ze wszystkich naszych dokumentów, również tych, których nie udało się ujawnić, że generalnie takie poparcie dla tej idei było. Pytanie: za co? Czyje poparcie? Władz
państwowych. Ale czyje? Tych, którzy byli współdecydentami Rady Nadzorczej PKN Orlen. Czyli czyje? RN ustanowiło właściwie trzech panów, czyli pan Kulczyk, pan Miller i prezydent Kwaśniewski. Te osoby ustawiły skład RN PKN Orlen, co dało Kulczykowi szansę występowania w roli organizatora czy praktycznie kontrolującego Orlen.