Dziennikarz opowiadał o manipulacjach i języku, stosowanych w poważnych instytucjach finansowych, które mają na celu tylko jedno - podnieść sprzedaż.
- Udało mi się dotrzeć do dokumentów wewnętrznych: maili, materiałów szkoleniowych. (...) Wielokrotnie sprzedawcy nie byli świadomi, że kantują swoich klientów, bo na szkoleniu nikt im tego wprost nie powiedział. To jest specyficzny język - wszystko jest "dla dobra klienta". Śmiałem się, czytając te dokumenty - mówił Reszka.
Przyznał, że praca nad książką nauczyła go szczególnej ostrożności w kontaktach z pracownikami instytucji finansowych.
- Jak będę szedł do banku, agenta ubezpieczeniowego, doradcy finansowego, to będę się zachowywał jak w komisie samochodowym. Zero zaufania. Wiem, że mogę trafić na uczciwego sprzedawcę, ale wiem, że mogą mi sprzedać samochód po powodzi, złom jako nówkę sztukę, co to Niemiec płakał jak sprzedawał, a jeździła nim jego teściowa - podkreślił dziennikarz.