PSL - główny hamulcowy koalicji? [OPINIA]
Z walki o ustawę o związkach partnerskich wynika jedynie tyle, że elektorat się demobilizuje i coraz trudniej utrzymać argument, że prezydent Duda coś zablokuje, skoro rząd nie jest nawet w stanie przesłać mu ustaw. Wygląda to źle – pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski politolożka dr hab. Barbara Brodzińska-Mirowska.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Rok przed wyborami prezydenckimi PSL zaciągnął hamulec ręczny rządu Donalda Tuska, starając się odnaleźć zagubioną tożsamość i elektorat. Dziś ludowcy myślą bardziej o wyborcach Zjednoczonej Prawicy, niż są w stanie wskazać swoich. Mniejsze partie w koalicji muszą pilnować swojej odrębności z tak silnym politycznie partnerem, jak KO. PSL chyba się jednak pogubiło i dziś pilnie powinno znaleźć odpowiedź na pytania, kogo reprezentuje i o jakie tematy rzeczywiście musi i powinno się bić, aby utrzymać tożsamość i poparcie.
Wrócił temat ustawy o związkach partnerskich. To przykład projektu, który teoretycznie nie jest skomplikowany do przeprowadzenia, ponieważ nie wiąże się z zawirowaniami instytucjonalnymi tak, jak choćby próby zmiany KRS czy Trybunału. Boleśnie ukazuje jednak równie skomplikowane emocje i napięcia koalicyjne. PSL zatem ponownie zgłasza sprzeciw. Pytanie tylko po co? I dla kogo?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Minister w ostrych słowach. "PSL chce pozbawić ludzi prawa do godności"
Ludowcy idą w zaparte, krytykują projekt i zapowiadają własny. Z tej walki wynika jedynie tyle, że elektorat się demobilizuje i coraz trudniej utrzymać argument, że prezydent Duda coś zablokuje, skoro rząd nie jest nawet w stanie przesłać mu ustaw. Wygląda to źle. Wzmacnia to wizerunek rządu chaotycznego, kłótliwego i bez planu. To jednak nie pierwszy raz, kiedy PSL trzyma w szachu pozostałych koalicjantów. To poważne wyzwanie dla Donalda Tuska, ponieważ rezerwuar konserwatywnego wyborcy wciąż jest w Polsce znaczący. Szef rządu musi się z PSL liczyć, aby jego wyborcy nie odpłynęli w niebezpieczne rewiry. Innymi słowy, bez ludowców niewiele wskóra, ale z nimi, jak widać, też nie.
Demobilizacja młodych
Póki co premier nie wtrąca się zbyt natrętnie w sprawy konfliktów między progresywną i bardziej konserwatywną stroną rządu. Zapewne jednak ma świadomość, że wrażenie bałaganu nie wzmacnia wizerunku "Koalicji 15 października" i nie pomoże w mobilizacji elektoratu przed wyborami prezydenckimi. Z badań wiadomo już, że demobilizują się młodzi ludzie, którzy mieli swój udział w historycznej, październikowej frekwencji. Liderzy PSL zapewne zdają sobie sprawę z opisanego mechanizmu, ale nie wpływa to na zmianę ich polityki. Ludowcy często powołują się na elektorat, ale pytanie, czy naprawdę gruntownie go znają?
Badania prowadzone w ostatnim czasie pokazują, że otwartość na formalizację związku ludzi żyjących ze sobą w długiej relacji jest znacząca i wyraźna wśród wyborców Trzeciej Drogi, Konfederacji, a nawet PiS. Projekt dotyczy zarówno par jednopłciowych, jak i mieszanych. Zatem może warto zadać sobie pytanie, kim dziś jest wyborca konserwatywny? A w drugiej kolejności, kogo dziś realnie reprezentuje PSL?
To pytania fundamentalne, ponieważ jest sporo grup społecznych, które mogą wymagać politycznego zaopiekowania: niższa klasa średnia, która pracuje na etatach i z której aspiracji niewiele dziś zostało, bo wprawdzie zarabia nieco powyżej minimalnej, ale na znaczniej mniej może sobie pozwolić. A przecież nie tak miało być. Pracownicy budżetówki, rolnicy, przedsiębiorcy - często młodzi i w średnim wieku, mieszkańcy mniejszych miast, którzy wycofali poparcie dla PiS, wreszcie młodzi i młodzi dorośli, to są grupy, które dziś muszą czuć, że ktoś ich reprezentuje. Czy czują? Nie mam pewności.
Grunt pod nowe rządy?
Wreszcie, aby być skutecznym w budowaniu przekazów do wyborców, trzeba poukładać sprawy wewnętrzne. Działania PSL i jego liderów interpretuję także jako przejaw tarć pomiędzy frakcją, którą reprezentuje np. Marek Sawicki, a politykami skupionymi wokół prezesa PSL. Ostatnie miesiące każą stawiać pytanie, czy przynajmniej część z ludowców nie przygotowuje gruntu pod rządy, ale zdaje się nie te, w których obecnie partycypuje. Scenariusz jakiegokolwiek porozumienia z PiS jest oficjalnie odrzucany przez PSL. Pytanie tylko, czy ci, którzy zaprzeczają, mają jeszcze większość w tej partii?
W każdym razie ludowcy mają sporo wyzwań do przepracowania, bo politycznie osłabią siebie i resztę koalicji. Do wyborów prezydenckich zostało kilka miesięcy i grunt pod te wybory musi być przygotowany solidnie. Póki co PSL jest dla Tuska dużym politycznym wyzwaniem, ponieważ opcja wchłonięcia konserwatystów, podobnie jak docelowo pewnie lewicy, jest możliwa tylko przy pęknięciu w PSL. Ale taka rewolucja u konserwatystów byłaby politycznie dla Donalda Tuska bardziej ryzykowna niż zamieszanie w Lewicy. Ot uroki koalicji. Pytanie tylko, czy te kalkulacje polityczne nie skończą się powrotem do władzy PiS lub jego pochodnej za niespełna trzy lata.
Dr hab. Barbara Brodzińska-Mirowska dla Wirtualnej Polski
Autorka to politolożka i medioznawczyni, wykłada w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa UMK w Toruniu.