PolskaPrzed meczem Polska–Polska

Przed meczem Polska–Polska

PiS szykuje nową ofensywę przeciwko PO. Gotowe jest rozwalić Euro 2012, bo wtedy przegrana premiera Donalda Tuska będzie równie pewna jak fiasko polskiej drużyny w obecnych mistrzostwach.

26.06.2008 | aktual.: 26.06.2008 10:56

Na przełomie czerwca i lipca pis opubli-kuje raport o stanie przygotowań Polski do Euro- 2012. A właściwie, należałoby rzec, o stanie nieprzygotowań, opóźnień i zaniechań. Raport powstaje pod wodzą byłej PiS‑owskiej minister sportu Elżbiety Jakubiak. – Robimy go z posłami Libickim, Wassermannem i Religą – wymienia współpracowników natarcia posłanka Jakubiak.

Będzie to zbiór argumentów do publicznej debaty. Debaty na przykład o tym, że rząd stosuje filozofię spychologii przy wyborze centrów pobytowych dla drużyn uczestniczących w mistrzostwach. Minister sportu Mirosław Drzewiecki wysłał do UEFA pakiet blisko stu propozycji do wyboru, zamiast samodzielnie dokonać selekcji wymaganych 16 centrów, które rzeczywiście będą w stanie sprostać wymogom UEFA. Według Elżbiety Jakubiak chodzi o to, że Platforma, nie podejmując sama decyzji, chce uniknąć odpowiedzialności za odrzucenie ofert. Boi się utraty poparcia burmistrzów miast wykluczonych z obsługi Euro 2012. I właśnie na tej frustracji będzie próbowało zagrać PiS – występując w imieniu pokrzywdzonych. Podobnie jak zawalczy o tych, którzy ostatecznie dostaną zielone światło od UEFA. Bo wystarczy udowodnić, że gdyby rząd podjął sam decyzję wcześniej, samorządy miałyby więcej czasu na przygotowania. – Nie będzie żadnej tragedii. Zgłoszone ośrodki będą w stanie zapewnić takie same, a nawet lepsze warunki piłkarzom niż te,
jakie miała polska drużyna na Euro 2008 – zapewnia pytany o zarzuty opozycji minister Drzewiecki.

Zablokować drogi. – Raport Jakubiak to tylko mały pikuś. Tak naprawdę jest listkiem figowym, przykrywką dla sabotowania posunięć Platformy dotyczących Euro 2012 – twierdzi jeden z polityków PiS, zastrzegający anonimowość. Wśród posłów tej partii krąży opowieść o nieformalnej decyzji kierownictwa PiS w sprawie blokowania działań związanych z mistrzostwami w piłce nożnej mającymi rozegrać się w Polsce w 2012 roku. Namiastką tego było ostatnie posiedzenie Sejmu, podczas którego posłowie Jarosława Kaczyńskiego wszczęli awanturę w sprawie prac nad rządowym projektem ustawy o budowie dróg. Próbowali nie tylko zakłócić debatę, ale nawet usunąć ten punkt z porządku obrad.

– Takie działania będą się teraz nasilać – twierdzi nasz informator – bo zarzut zaprzepaszczenia Euro 2012 byłby najlepszym argumentem wysuwanym przez PiS w zbliżających się wyborach: prezydenckich 2010 i parlamentarnych 2011.

Wybudowanie dróg to natomiast klucz do sukcesu Euro 2012, a przy okazji także politycznego sukcesu Platformy. Dając Polakom to, czego nie potrafił zrobić żaden rząd po 1989 roku i na czym wykładali się kolejni ministrowie transportu, PO zapewniłaby sobie murowane zwycięstwo. Analogicznie – brak dróg rozłoży partię Tuska w wyborach na łopatki.

– To prawdopodobny scenariusz działania PiS. Co więcej, partia Jarosława Kaczyńskiego może to czynić pod szyldem świętego prawa opozycji do krytykowania działań rządzących – przyznaje marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

– Brak nam zakładki czasowej, dlatego każde działanie mogące opóźnić przygotowanie Euro 2012 jest groźne – przyznaje minister Drzewiecki. Kubeł zimnej wody. O strategii „rozwalenia Euro 2012” nikt w PiS głośno mówić nie chce. Nic dziwnego – granie z otwartą przyłbicą przeciwko temu przedsięwzięciu naraziłoby partię Jarosława Kaczyńskiego na zarzut działania antypaństwowego.

Swoją drogą, jest to pomysł tak horrendalny lub – inaczej mówiąc – szatański, że oskarżone oficjalnie o tego typu działania PiS z łatwością mogłoby się go wyrzec lub go wykpić. Nie należy jednak zapominać, że w polityce zasady zwykle ustępują miejsca skuteczności politycznej, więc byłoby dobrze, gdyby Platforma potraktowała to zagrożenie serio. Wówczas krecia robota PiS mogłaby odnieść pozytywny skutek. Stać się kubłem zimnej wody dla PO, która po przejęciu władzy nie przyśpieszyła zbytnio przygotowań do Euro 2012.

A minister sportu wydaje się z siebie zadowolony. Obiecał Polakom, że gdy tylko zostaną wbite łopaty w miejscach budowy stadionów, to od razu będą tam zamontowane kamery, by rodacy mogli w Internecie oglądać postęp prac. Powołał też na szefa spółki PL 2012 zarządzającej przygotowaniami Polski do mistrzostw mało znanego Marcina Herrę, zapewniając, że to „orzeł, a nie gołąb”. Choć od powołania byłego menedżera firmy Lotos minęło już prawie pięć miesięcy, trzepotu jego skrzydeł jakoś nie słychać. Tylko w teoretycznych założeniach wiadomo, czym zajmuje się kierowany przez Herrę zespół koordynatorów nadzorujących przygotowania do Euro. Ale czy przekładają się one na rzeczywiste działania i decyzje w sprawie budowy stadionów, przygotowania dworców kolejowych, portów lotniczych, dróg, bazy hotelowej i promocji Polski – nikt nie informuje.

Trudno też powiedzieć, dlaczego podczas obecnych mistrzostw w Austrii i Szwajcarii nie widać działań promujących nasz kraj. Minister Drzewiecki broni się, że zakazują tego przepisy UEFA. Ale przecież nie chodzi o banery na stadionach, lecz o obecność w miastach, gdzie odbywają się mecze i zjeżdżają tłumy kibiców z całej Europy.

Gra na własnym podwórku. Ministerstwo Sportu, zamiast głośnio mówić o realnych zagrożeniach, o tym, co może zaprzepaścić sukces Euro 2012, a tym samym wymóc na opozycji szukanie ponadpartyjnego kompromisu w imię interesu narodowego, woli organizować konferencje, na których ogłasza kolejne sukcesy. A to wbijanie pali pod Stadion Narodowy, a to, jak w minionym tygodniu, przekazanie wojewodzie kilkunastu pudeł z dokumentacją na pozwolenie budowy tego stadionu. Problem w tym, że budową jednego stadionu, z którego Platforma czyni ikonę Euro 2012, mistrzostw się nie załatwi.

Na słowa krytyki minister Drzewiecki reaguje bardzo nerwowo. Ostatnio w Pabianicach, gdzie otwierał boisko ze sztuczną murawą (jedno z tych, które każdej gminie obiecał premier Donald Tusk), wygłosił połajankę do dziennikarzy: „Niech żaden pismak nie straszy Polaków tym, że jak zabraknie nam trzystu kilometrów autostrady, to zabiorą nam organizację Euro 2012”.

Czyżby zapomniał, że „pismakom” wolno krytycznie oceniać poczynania rządu, bo gwarantuje to wolność słowa? A ministra zweryfikuje inne osiągnięcie demokracji – wolne wybory. I liczyć się będą wówczas rzeczywiste osiągnięcia, a nie słane do UEFA raporty czy konferencje prasowe.

Na Euro 2012, podobnie jak na występie polskich piłkarzy na tegorocznych mistrzostwach, nie wystarczą dobre chęci trenera (czytaj: ministra) i jeszcze lepszy PR. Euro 2012 to zagrożenie niewybudowanych dróg i stadionów, ale także kopiąca po kostkach opozycja PiS. Platforma Obywatelska ten mecz musi wygrać przede wszystkim na własnym podwórku.

Aleksandra Pawlicka

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)