Prokuratura sprawdza, czy atak na Dudę inspirowała konkurencyjna partia
Słowny atak byłego obrońcy krzyża Andrzeja Hadacza na Andrzeja Dudę po majowej debacie w TVP mógł być ustawiony - dowiedziało się Radio ZET. Z materiałów śledztwa prowadzonego przez stołeczną prokuraturę wynika, że do tej akcji namówił Hadacza Robert G., później zatrzymany przez CBA pod zarzutem powoływania się na wpływy. Jak donosi stacja, śledczy badają, czy zlecenie na awanturę w świetle kamer nie przyszło od jednej z partii politycznych.
01.07.2015 | aktual.: 01.07.2015 14:53
Andrzej G. został zatrzymany pod koniec maja przez CBA w jednym ze stołecznych centrów handlowych. Według śledczych powoływał się na wpływy w prokuraturach obiecując umorzenia śledztw. Miał za to wziąć w sumie około 300 tysięcy złotych.
Podczas przeszukania w jego mieszkaniu funkcjonariusze znaleźli dokumenty świadczące o jego współpracy z Andrzejem Hadaczem. Było to między innymi zawiadomienie byłego obrońcy krzyża w sprawie ataków na niego po debacie prezydenckiej na początku maja. Wtedy, tuż po wyjściu z budynku telewizji kandydata PIS na prezydenta, Hadacz zaatakował go i jego świtę krzycząc miedzy innymi: "Jesteś pisowską wścieklizną" i "Kaczyński mnie oszukał".
Z dokumentów znalezionych u Roberta G. wynikało także, że ten obiecywał Hadaczowi załatwienie mieszkania komunalnego w Warszawie. Prokuratura przesłuchała G. po zatrzymaniu i ten miał się przyznać, że rzeczywiście obiecywał popytać w urzędzie o mieszkanie, bo było mu żal Andrzeja Hadacza.
Radio Zet informuje, że ten wątek śledztwa prowadzony jest w tajemnicy, prokuratorzy badają teraz możliwe powiązania Roberta G. z politykami by sprawdzić, czy ktoś wyżej zlecił Hadaczowi przeprowadzenie tej akcji.
Mimo wielu prób, od wtorku Radiu Zet nie udało nam się skontaktować z Andrzejem Hadaczem.