Proces Dariusza P. ws. zabójstwa żony i dzieci. Teść: nie mogę powiedzieć, że nie mam wątpliwości
Przed sądem w Rybniku trwa kolejna rozprawa w procesie Dariusza P. Mężczyzna jest oskarżony o podpalenia domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób pięciorga najbliższych członków rodziny oraz próbę zabójstwa szóstej. W poniedziałek zeznawali jedyny ocalały z tragedii syn mężczyzny oraz jego teść.
07.09.2015 14:59
W poniedziałek najpierw za zamkniętymi drzwiami przesłuchiwany był jedyny ocalały z pożaru najstarszy syn oskarżonego, Wojciech P. Następnie, już w jawnej części procesu, na pytania sądu odpowiada teść Dariusza P.
Mężczyzna z trudem wracał do tragicznych wydarzeń sprzed ponad dwóch lat. Jak wspominał, o tym, że w domu córki stało się coś złego, poinformował go sąsiad. Jak relacjonował Zbigniew Ch., natychmiast podjął próby dodzwonienia się do kogoś z domowników, ale nikt nie odbierał.
Od początku Zbigniew Ch. twierdził, że jego zięć jest niewinny. Jak przyznał w poniedziałek, o wielu rzeczach wcześniej jednak nie wiedział i teraz już nie może być tego pewny. Jak dodał, to co usłyszał w trakcie śledztwa, podważyło jego zaufanie do Dariusza P. - W tej chwili nie mogę powiedzieć (...) że nie mam wątpliwości - zaznaczył.
Z drugiej strony, jak podkreślił, nie może też jednocześnie jednoznacznie ocenić, że to jego zięć odpowiada za tę tragedię.
Według prokuratury w nocy 10 maja 2013 roku Dariusz P. podłożył ogień w sześciu miejscach, a następnie zamknął rolety w oknach i drzwi tak, by jego rodzina nie mogła uciec z płonącego domu. Motywem jego działania miały być pieniądze z polis na życie, które zostały wykupione na kilka tygodni przed tragedią.
W pożarze zginęła żona Dariusza P. oraz czworo ich dzieci. P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 r. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna Wojciecha, który ocalał z pożaru.
Oskarżony Dariusz P. nie przyznaje się do zabójstwa, ale zgadza się z zarzutem kierowania śledztwa na fałszywe tory. Jak powiedział podczas jednej z rozpraw, jest mu z tego powodu wstyd. Chodzi m.in. o wysyłanie sobie samemu sms-ów z pogróżkami, by zasugerować, że ogień podłożyła inna osoba. Jedną z wiadomości P. wysłał sobie tuż przed pogrzebem najbliższych.
Jak wyjaśniał, robił to wszystko dlatego, że krótko po pożarze policjant mówił mu o tym, że przyczyną tragedii było podpalenie, a on sam nie miał alibi.