Prezydent: wiedziałem o przeszłości Handzlika
Lech Kaczyński powiedział, że nie widzi powodu do wyciągania konsekwencji w stosunku do podsekretarz stanu w jego Kancelarii Mariusza Handzlika. W najnowszym katalogu IPN znalazła się informacja, że Handzlik był zarejestrowany przez SB w 1987 r. jako tajny współpracownik ps. "Piotr". Prezydent zaznaczył, że znał wszystkie fakty z przeszłość swojego ministra.
Poprzednik Handzlika na stanowisku ministra w Kancelarii Prezydenta odpowiedzialnego za politykę międzynarodową, Andrzej Krawczyk, odszedł z pracy w kancelarii w lutym 2007 r. po tym, gdy prezydentowi przekazano informację, że w stanie wojennym miał być tajnym współpracownikiem WSW.
W marcu 2007 r. Krawczyka oczyszczono z zarzutu współpracy ze służbami specjalnymi PRL. Nie wrócił jednak do pracy w prezydenckiej kancelarii.
Krawczyk został później kandydatem na ambasadora na Słowacji, ale jego nominacji sprzeciwiał się przez dłuższy czas prezydent. Powodem było - jak mówił sam Lech Kaczyński - to, że Krawczyk nie poinformował go "o istotnych fragmentach życiorysu". Ostatecznie jesienią 2008 r. prezydent zgodził się, by Krawczyk objął placówkę w Bratysławie.
Lech Kaczyński zaznaczył, że w przypadku Mariusza Handzlika było inaczej niż w sprawie Andrzeja Krawczyka. Jak podkreślił prezydent, tym razem o wszystkim wiedział. W jego ocenie, Handzlik postąpił uczciwie.
Prezydent dodał, że Krawczyk chociaż też nie był agentem, to nie poinformował go o pewnych faktach ze swojego życia. - I dlatego wtedy podjąłem decyzję o jego odejściu. W tej chwili nie widzę powodu do takiej decyzji - podkreślił.
Jednocześnie przyznał, że Krawczyk ponosił przez pewien czas "sankcje" z tego powodu, że nie przedstawił mu całej historii. Jednak - jak dodał - w karaniu trzeba być surowym, ale mieć miarę.
Lech Kaczyński zapowiedział, że jeszcze raz przejrzy dokumenty dotyczące Handzlika. Ale - jak zaznaczył - na chwilę obecną nie widzi powodu do wyciągania konsekwencji.
Podkreślił, że na współpracę Handzlika ze służbami nie ma żadnych dowodów. Prezydent tłumaczył, że wedle jego wiedzy jest jeden "papier" podpisany "Piotr", który nie mówi o tym, że podpisany zobowiązuje się do współpracy, a jedynie do zachowania rozmowy w tajemnicy.
Jednocześnie zaznaczył, że są dokumenty podpisane przez oficera służby bezpieczeństwa, czy też służb wojskowych, które mówią, że jego minister stanowczo odmawiał współpracy. - Ja jeszcze raz na te papiery spojrzę - zaznaczył Lech Kaczyński.
Prezydent zauważył, że Handzlik, będąc uczniem technikum w niedużym mieście, wyróżniał się zaangażowaniem w świat Kościoła i zaangażowaniem społecznym. - I to zapewne było przesłanką do zainteresowania się nim przez władzę ludową - powiedział.
Lech Kaczyński dodał, że jeżeli w sprawie swego ministra pozna nowe fakty, to będą wyciągnięte konsekwencje.
Handzlik: nie współpracowałem ze służbami PRL
W wydanym oświadczeniu Handzlik napisał, że nie pracował w organach bezpieczeństwa PRL, nie pełnił w nich służby, ani nie był świadomym i tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa.
Wyjaśniał, że w 1987 r. przy składaniu wniosku paszportowego osoba podająca się za oficera Ludowego Wojska Polskiego zaproponowała mu pracę dla LWP.
Jak napisał, lekkomyślnie zgodził się napisać jednozdaniowe oświadczenie, że jeszcze spotka się z tą osobą, które podpisał swoim imieniem z bierzmowania - Piotr. Osoba ta - tłumaczy Handzlik - skontaktowała się z nim jeszcze raz w 1988 r. ale również wtedy kategorycznie odmówił jakichkolwiek kontaktów.
Handzlik zapewnił, że o swoich kontaktach ze służbami specjalnymi PRL poinformował prezydenta. Zapowiedział też złożenie wyjaśnień w IPN oraz poddanie się autolustracji.