Policjant uderzył 62‑latkę kolbą - trafiła na ostry dyżur
Na Kaukazie toczy się bezpardonowa walka o władzę w Osetii Południowej. Wszystko z powodu wyborów prezydenckich, które (o dziwo) nie były sfałszowane. Wyłoniona w ich toku nowa głowa państwa wywołała rewolucję i ściągnęła na siebie gniew lokalnych elit i Kremla. Wybory unieważniono i 200 policjantów wdarło się do jej domu. Ałła Dżiojewa zamiast na fotelu głowy państwa, znalazła się w szpitalnym łóżku.
- Usłyszałem w słuchawce kobiecy pisk - relacjonuje na antenie Radio Wolna Europa Walerij Kabołow, lider osetyjskiej wspólnoty w Moskwie. Parę sekund wcześniej próbował dodzwonić się do Ałły Dżiojewej, której inauguracja na stanowisko prezydenta separatystycznej Republiki Osetii Południowej miała się odbyć w Cchinwali dzień później - 10 lutego. Dopiero, gdy połączył się z jedną z jej współpracowniczek dowiedział się, że do domu zajmowanego przez opozycyjną polityk wdarli się uzbrojeni po zęby i zamaskowani ludzie w mundurach z oddziału policji specjalnego przeznaczenia - OMON-u. 62-letnia Dżiojewa uderzona kolbą karabinu straciła przytomność i osunęła się na podłogę. W stanie ciężkim trafiła do stołecznego szpitala. Prezydencka inauguracja została odwołana.
Czytaj więcej: Po akcji policji trafiła do szpitala - w stanie ciężkim
Walka o najwyższy urząd w Osetii Południowej, tej niewielkiej i niespokojnej republice uznawanej przez kilka państw na świecie, toczy się od końca zeszłego roku. Przemoc, zdrada, nagłe zwroty akcji - wszystko jak w popularnej powieści "Gra o tron" George’a R. R. Martina. Zaczęło się 27 listopada 2011 roku. Ku zaskoczeniu ustępującego prezydenta Eduarda Kokoitego i typowanego na jego następcę ministra ds. sytuacji nadzwyczajnych Anatolija Bibiłowa, którego popierał Kreml, w drugiej turze wyborów prezydenckich ok. 57 % głosów zdobyła opozycjonistka Ałła Dżiojewa. Nie do końca wiadomo, jak doszło do tego w tym małym, autorytarnym państwie. Najpewniej ani rosyjskim politykom, ani Kokoitemu, który twardą ręką rządził Osetią przez ostatnie 10 lat, nie śniło się, że naród może zagłosować przeciwko władzy. Dlatego nikt nie zatroszczył się sfałszowanie wyborów i tym większym szokiem okazały się ogłoszone wyniki. Trzeba było decyzji Sądu Najwyższego, żeby je unieważnić.
Czytaj więcej: Unieważnili wybory, bo pokonała kandydata Kremla?
W odpowiedzi Dżiojewa, była minister edukacji i dawna współpracowniczka Kokoitego, wyprowadziła na ulice Cchinwali 3 tysiące swoich zwolenników, którzy przed siedzibą rządu rozbili nawet miasteczko namiotowe. "Śnieżną rewolucję" wsparły prominentne figury: gen. Anatolij Barankiewicz, były minister obrony, znany z tego, że dowodził obroną stolicy republiki w czasie wojny z Gruzją w 2008 r. oraz Dżambolat Tedejew, trener reprezentacji Rosji w zapasach. Konflikt pomiędzy władzą i opozycją groził eskalacją. Obydwa obozy polityczne wiedziały, że od poparcia Moskwy będzie zależało kto w tych zmaganiach zwycięży, choć lepszymi układami z Rosjanami cieszyła się klika Kokoitego. Po dziesięciu dniach za pośrednictwem wysłannika Kremla - Siergieja Winokurowa - osiągnięto porozumienie. Dżiojewa zgodziła się na powtórzenie 25 marca 2012 roku wyborów prezydenckich i wezwała swoich stronników koczujących w stolicy do rozejścia się. W zamian prezydent Osetii Południowej miał złożyć urząd - co też zrobił - i odwołać grupę
bliskich mu współpracowników, wraz z którymi wspólnie byli określani mianem "gangu czterech". Gdy to żądanie nie zostało spełnione, osetyjska opozycjonistka ogłosiła, że władze złamały zawarte z nią porozumienie, w związku z czym nie uznaje je za wiążące. Wkrótce potem podała termin swojej inauguracji prezydenckiej, czym ściągnęła na siebie oskarżenia o prowokowanie rozlewu krwi w republice. Tymczasowo pełniący obowiązki prezydenta Osetii Południowej Wadim Browcewa ostrzegł ją, że nie pozwoli nikomu sabotować nadchodzących wyborów i słowa dotrzymał.
Operacja Lawina
Jeszcze przed wynegocjowaniem porozumienia z Rosji napływały niepokojące doniesienia dla Dżiojewej. Jej zwolenników w Osetii Północnej dręczyły służby, uniemożliwiano przeprowadzenie akcji poparcia, zamykano internetowe media. Na nic zdawały się próby zyskania przychylności prezydenta Dmitrija Miedwiediewa i premiera Władimira Putina. Barankiewiczowi nieznani sprawcy podpalili samochód, a on sam nagle znalazł się w rosyjskim Wołgogradzie, gdzie zwrócił się przeciwko opozycjonistce. W udzielonym wywiadzie stwierdził, że jej zachowanie grozi erupcją przemocy w republice. Także Dżambolat Tedejew parokrotnie próbował zniechęcić Dżiojewą do pomysłu inauguracji i w końcu poprosił, żeby opuściła dom jego brata, który zajmowała wraz ze sztabem wyborczym. Ona również nie miała złudzeń. Przed planowaną ceremonią oznajmiła współpracownikom, iż spodziewa się aresztowania. W tym samym czasie zamknięto Transkam - jedyną drogę łączącą Osetię Południową z Rosją. Oficjalnym powodem było zagrożenie lawinowe (trasa została
otwarta po 48 godzinach), choć władze podobno bardziej niż śniegu obawiały się przyjazdu dziennikarzy i zwolenników Dżiojewej.
W zatrzymaniu kobiety wzięło udział około 200 omonowców. Akcja na taką skalę, o poważnych konsekwencjach politycznych, nie mogła się odbyć bez poparcia Kremla. Rosjanie nie chcieli dopuścić do objęcia steru rządów przez niezależnego (nawet jeśli prorosyjskiego) polityka Na szali stanęły wielkie pieniądze płynące z Moskwy na odbudowę Osetii Południowej, których lwia część jest przywłaszczana przez Kokoitego i rosyjskich urzędników. Czy była minister stanowiła zagrożenie dla pomysłu przyłączenia republiki do Rosji? O tej idei wspominał Putin latem zeszłego roku, a Bibiłow zawarł w programie politycznym.
A może wydźwięk tego wydarzenia jest szerszy? Przed nadchodzącymi wyborami w Osetii i Rosji pokazać ludziom, gdzie jest ich miejsce i co się stanie, gdy o tym zapomną. Dżiojewa leży w szpitalu. Tedejew oficjalnie z przyczyn zdrowotnych stracił posadę trenera i nie pojedzie na Olimpiadę w Londynie. Współpracownicy opozycjonistki zostali pobici, niektórym wytoczono sprawy karne, w tym o próbę uduszenia wiceministra MSW! Szepcze się, że spośród 19 kandydatów startujących w wyborach 25 marca, tylko jeden ma szansę na zwycięstwo, a reszta to figuranci (Bibiłow się wycofał).
Dmitrij Miedojew, ambasador Osetii Południowej w Rosji w dyplomatycznym tonie powiedział reporterowi Radia Wolna Europa, że życzy Dżiojewej powrotu do zdrowia, bo "jest ona potrzebna naszemu narodowi i państwu". Kokoity po pierwszej turze wyborów też wyraził się o niej z uznaniem. Chwilę potem dodał: - Kaukaz jest Kaukazem - co znaczyło, że w osetyjskiej polityce rządzą silniejsi. Nie ci, którzy leżą w szpitalu, ale ci co do niego wysyłają.
Jarosław Marczuk, Wirtualna Polska