PiS powtarza za Muskiem: "To wy jesteście mediami" [OPINIA]
Zaledwie rok od zmian w Telewizji Polskiej, rząd szuka sposobu, który zabezpieczy kluczowe media prywatne przed wpadnięciem w niepowołane ręce. Sposób, w jaki kraje wrogie lub nieprzychylne zachodowi wykorzystują media oraz kanały społecznościowe do dezinformacji i destabilizacji, jednoznacznie zakończyły epokę naiwnego optymizmu. Nie przyniosły natomiast odpowiedzi na pytanie: co dalej?
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Łatwo nie będzie. Presja, kto zdominuje przekazy telewizyjne, radiowe i internetowe pochodzi z dwóch stron. Wschodniej, która - tak jak Rosja - media i kanały społecznościowe podporządkowuje agresywnym planom wobec państw demokratycznych. A także zachodniej, w której - jak w przypadku sojuszu Trumpa z Muskiem - media społecznościowe mają podważać jednoznaczność faktów, na rzecz budowania baniek informacyjnych, w których wyborcy mają otrzymywać tylko te informacje, które służą potwierdzaniu ich wizji świata.
Walka o przekazy medialne i na przekazy medialne toczy się od dawna, a ostatnie lata w Polsce i na świecie pokazały, że propaganda z wykorzystaniem nowych technologii jest dużo groźniejsza i trudniejsza do opanowania niż toporne przekazy kojarzone z propagandą schyłkowego komunizmu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wygrać, by wpływać na przekaz
Chociaż ostatnie lata to czas powszechnego zachwytu nad skutecznością nowych mediów, w praktyce wiele badań prowadzonych przez naukowców - także w Polsce - potwierdza to, co politycy wiedzą od dawna. Media tradycyjne kształtują to, co ludzie myślą o otaczającej ich rzeczywistości. Nic dziwnego, że politycy wkładają tyle wysiłku w to, co i jak do mediów przekazywać. I nie miejmy złudzeń: wszyscy bez wyjątku politycy chcieliby wygrywać wybory, a zatem móc na ten przekaz wpływać.
Różnica polega na tym, że - podczas, gdy próby te miały ograniczony charakter, a ugrupowania, które przesadzały z mediami, zazwyczaj traciły władzę - rządy PiS pokazały, że wpływ na media może mieć strategiczne znaczenie, o ile usuniemy jakiekolwiek granice. Skuteczność tej strategii spowodowała, że ci drudzy mają wielu naśladowców w mediach tradycyjnych, a w przestrzeni online jeszcze większe pole do zabawy w postaci anonimowości kont - botów, farm trolli i także niestety zwykłych użytkowników.
Ostatnie tygodnie pokazują, że PiS będąc już w opozycji, wprawdzie utraciło wpływ na ogólnopolskie media, ale wyciąga wnioski z doświadczeń kampanijnych Donalda Trumpa, aby zmienić swój model współpracy z mediami i dziennikarzami. Ta konsekwentna praktyka dzielenia dziennikarzy na naszych i tamtych znacznie ułatwia budowanie wpływu na wyborców. "Nasi" dziennikarze są wiarygodni, "ich" dziennikarze są niewiarygodni.
Przypadek oskarżeń i insynuacji wobec dziennikarzy - Justyny Dobrosz Oracz, Patryka Michalskiego czy Katarzyny Kolendy-Zaleskiej - pokazuje, że PiS stawia przede wszystkim na dyskredytację tych dziennikarzy, którzy są wobec tego ugrupowania krytyczni. Co więcej, prezes Jarosław Kaczyński odgraża się dziennikarzom w Sejmie, że to wszystko będzie zapamiętane. Mówi poważnie i - jak zwykle w takich sprawach - szczerze.
Należy się spodziewać, że w takim kierunku PiS będzie funkcjonowało w najbliższych wyborczych miesiącach, ale także po nich. Brak wpływu w mediach o dużym zasięgu PiS będzie równoważyć silną aktywnością na platformach społecznościowych. To jedna z ważnych lekcji, które dała kampania Trumpa. Kandydat Republikanów pojawiał się w podcastach u znanych influencerów, budując milionowe zasięgi, i docierał do bardzo ważnych i strategicznych dla niego grup wyborców.
Zapatrzeni w Muska
Prawo i Sprawiedliwość przez lata było bardzo zaangażowane w komunikację. Teraz tę strategię ewidentnie wzmacnia. Wystarczy wspomnieć, że sam Jarosław Kaczyński wszedł do paszczy lwa i założył konto na jednej z platform społecznościowych. PiS realizuje i będzie realizował strategię wyrażoną dobitnie przez wpływowego sprzymierzeńca Donalda Trumpa - Elona Muska, który mówił "teraz wy jesteście mediami". Tak działa ten mechanizm, w którym nie ma miejsca na fakty, a o prawdziwości twierdzenia przesądza liczba polubień, udostępnień oraz kąśliwość czy - mówiąc wprost - brutalność komentarzy.
Dlatego - w obliczu tego, że populiści zaczynają się niezwykle jednoczyć i wspierać - istotne, aby media tradycyjne i internetowe traktować jako platformy o strategicznym znaczeniu. Ale to kropla w morzu potrzeb, jeśli chodzi o rynek medialny, zwłaszcza w Polsce. Trwa dziś realnie wojna na przekazy między autorytarnymi populistami i światem, który jednak w demokracji widzi swoją przyszłość. Media zarówno tradycyjne, jak i internetowe mają w tym procesie kluczową rolę.
Wpisanie mediów na listę przedsiębiorstw o znaczeniu strategicznym to jednak tylko doraźny plaster przyklejony na szeroką ranę. Prawdziwa odpowiedź wymaga jednak odpowiedzi na pytanie o kompleksowe ułożenie ładu mediowego wraz z określeniem sposobu finansowania na poziomie europejskim. Polska prezydencja będzie doskonałą okazją, żeby tę dyskusję zacząć, zanim będzie za późno.
Dr hab. prof. UMK. Barbara Brodzińska-Mirowska, politolożka i medioznawczyni. Wykłada na UMK w Toruniu