PiS powtarza za Muskiem: "To wy jesteście mediami" [OPINIA]

Zaledwie rok od zmian w Telewizji Polskiej, rząd szuka sposobu, który zabezpieczy kluczowe media prywatne przed wpadnięciem w niepowołane ręce. Sposób, w jaki kraje wrogie lub nieprzychylne zachodowi wykorzystują media oraz kanały społecznościowe do dezinformacji i destabilizacji, jednoznacznie zakończyły epokę naiwnego optymizmu. Nie przyniosły natomiast odpowiedzi na pytanie: co dalej?

Jarosław Kaczyński źle znosi pytania nie od "swoich" dziennikarzy. Odgraża się, że wszystko będzie im zapamiętane
Jarosław Kaczyński źle znosi pytania nie od "swoich" dziennikarzy. Odgraża się, że wszystko będzie im zapamiętane
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Barbara Brodzińska-Mirowska

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Łatwo nie będzie. Presja, kto zdominuje przekazy telewizyjne, radiowe i internetowe pochodzi z dwóch stron. Wschodniej, która - tak jak Rosja - media i kanały społecznościowe podporządkowuje agresywnym planom wobec państw demokratycznych. A także zachodniej, w której - jak w przypadku sojuszu Trumpa z Muskiem - media społecznościowe mają podważać jednoznaczność faktów, na rzecz budowania baniek informacyjnych, w których wyborcy mają otrzymywać tylko te informacje, które służą potwierdzaniu ich wizji świata.

Walka o przekazy medialne i na przekazy medialne toczy się od dawna, a ostatnie lata w Polsce i na świecie pokazały, że propaganda z wykorzystaniem nowych technologii jest dużo groźniejsza i trudniejsza do opanowania niż toporne przekazy kojarzone z propagandą schyłkowego komunizmu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wygrać, by wpływać na przekaz

Chociaż ostatnie lata to czas powszechnego zachwytu nad skutecznością nowych mediów, w praktyce wiele badań prowadzonych przez naukowców - także w Polsce - potwierdza to, co politycy wiedzą od dawna. Media tradycyjne kształtują to, co ludzie myślą o otaczającej ich rzeczywistości. Nic dziwnego, że politycy wkładają tyle wysiłku w to, co i jak do mediów przekazywać. I nie miejmy złudzeń: wszyscy bez wyjątku politycy chcieliby wygrywać wybory, a zatem móc na ten przekaz wpływać.

Różnica polega na tym, że - podczas, gdy próby te miały ograniczony charakter, a ugrupowania, które przesadzały z mediami, zazwyczaj traciły władzę - rządy PiS pokazały, że wpływ na media może mieć strategiczne znaczenie, o ile usuniemy jakiekolwiek granice. Skuteczność tej strategii spowodowała, że ci drudzy mają wielu naśladowców w mediach tradycyjnych, a w przestrzeni online jeszcze większe pole do zabawy w postaci anonimowości kont - botów, farm trolli i także niestety zwykłych użytkowników.

Ostatnie tygodnie pokazują, że PiS będąc już w opozycji, wprawdzie utraciło wpływ na ogólnopolskie media, ale wyciąga wnioski z doświadczeń kampanijnych Donalda Trumpa, aby zmienić swój model współpracy z mediami i dziennikarzami. Ta konsekwentna praktyka dzielenia dziennikarzy na naszych i tamtych znacznie ułatwia budowanie wpływu na wyborców. "Nasi" dziennikarze są wiarygodni, "ich" dziennikarze są niewiarygodni.

Przypadek oskarżeń i insynuacji wobec dziennikarzy - Justyny Dobrosz Oracz, Patryka Michalskiego czy Katarzyny Kolendy-Zaleskiej - pokazuje, że PiS stawia przede wszystkim na dyskredytację tych dziennikarzy, którzy są wobec tego ugrupowania krytyczni. Co więcej, prezes Jarosław Kaczyński odgraża się dziennikarzom w Sejmie, że to wszystko będzie zapamiętane. Mówi poważnie i - jak zwykle w takich sprawach - szczerze.

Należy się spodziewać, że w takim kierunku PiS będzie funkcjonowało w najbliższych wyborczych miesiącach, ale także po nich. Brak wpływu w mediach o dużym zasięgu PiS będzie równoważyć silną aktywnością na platformach społecznościowych. To jedna z ważnych lekcji, które dała kampania Trumpa. Kandydat Republikanów pojawiał się w podcastach u znanych influencerów, budując milionowe zasięgi, i docierał do bardzo ważnych i strategicznych dla niego grup wyborców.

Zapatrzeni w Muska

Prawo i Sprawiedliwość przez lata było bardzo zaangażowane w komunikację. Teraz tę strategię ewidentnie wzmacnia. Wystarczy wspomnieć, że sam Jarosław Kaczyński wszedł do paszczy lwa i założył konto na jednej z platform społecznościowych. PiS realizuje i będzie realizował strategię wyrażoną dobitnie przez wpływowego sprzymierzeńca Donalda Trumpa - Elona Muska, który mówił "teraz wy jesteście mediami". Tak działa ten mechanizm, w którym nie ma miejsca na fakty, a o prawdziwości twierdzenia przesądza liczba polubień, udostępnień oraz kąśliwość czy - mówiąc wprost - brutalność komentarzy.

Dlatego - w obliczu tego, że populiści zaczynają się niezwykle jednoczyć i wspierać - istotne, aby media tradycyjne i internetowe traktować jako platformy o strategicznym znaczeniu. Ale to kropla w morzu potrzeb, jeśli chodzi o rynek medialny, zwłaszcza w Polsce. Trwa dziś realnie wojna na przekazy między autorytarnymi populistami i światem, który jednak w demokracji widzi swoją przyszłość. Media zarówno tradycyjne, jak i internetowe mają w tym procesie kluczową rolę.

Wpisanie mediów na listę przedsiębiorstw o znaczeniu strategicznym to jednak tylko doraźny plaster przyklejony na szeroką ranę. Prawdziwa odpowiedź wymaga jednak odpowiedzi na pytanie o kompleksowe ułożenie ładu mediowego wraz z określeniem sposobu finansowania na poziomie europejskim. Polska prezydencja będzie doskonałą okazją, żeby tę dyskusję zacząć, zanim będzie za późno.

Dr hab. prof. UMK. Barbara Brodzińska-Mirowska, politolożka i medioznawczyni. Wykłada na UMK w Toruniu

Źródło artykułu:WP Wiadomości
donald tuskJarosław Kaczyńskielon musk
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (407)