PolskaPiS Palace

PiS Palace


Prezydent Lech Kaczyński nie kryje swych politycznych sympatii. A jego siedziba powoli zamienia się w fortecę Prawa i Sprawiedliwości

26.11.2007 | aktual.: 26.11.2007 10:59

Po przegranych wyborach zleciliśmy analizy materiałów prasowych z czasów rządu Jerzego Buzka, bo był to jedyny okres po wejściu w życie konstytucji z 1997 roku, gdy prezydent i premier reprezentowali opozycyjne partie. Na podstawie tych analiz będziemy domagać się, by obecny prezydent Lech Kaczyński był traktowany przez rząd Donalda Tuska co najmniej tak samo, jak prezydent Kwaśniewski był traktowany przez premiera Buzka – zapowiada Michał Kamiński, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta.

Oznacza to, że prezydencka ekipa z góry założyła złą wolę przyszłego rządu i zwiera siły na wypadek spodziewanego ataku PO na Lecha Kaczyńskiego. A także na jego brata Jarosława oraz Prawo i Sprawiedliwość.

– Lech Kaczyński nie pozostanie obojętny na ataki nowej władzy nie tylko na urząd prezydencki, ale także na pisowską opozycję – uważa jeden z czołowych posłów PiS. Jego zdaniem z dwóch braci Kaczyńskich gorzej klęskę wyborczą przeżył Lech i właśnie ta zła kondycja psychiczna spowodowała długie milczenie głowy państwa w stosunku do Donalda Tuska.

„Bezpartyjny” prezydent

Teoretycznie Lech Kaczyński jest bezpartyjny. Z członkostwa w PiS zrezygnował 3 czerwca 2006 roku podczas II Kongresu Prawa i Sprawiedliwości. Ogłosił wówczas, że „jako prezydent Rzeczypospolitej musi odrzucić wszelki partykularyzm”. Nie jest to jednak takie proste. Choćby z czysto ludzkiego powodu, czyli bardzo silnego związku emocjonalnego między braćmi bliźniakami. W PiS mówi się, że Lech i Jarosław kontaktują się ze sobą telefonicznie przynajmniej raz na godzinę. Nie bez znaczenia jest też zgodność ideowa. Prezydent, odchodząc z partii, oświadczył: „Rezygnuję z członkostwa, ale nie z idei Prawa i Sprawiedliwości”. I wreszcie pozostają zobowiązania finansowe. Lech Kaczyński podczas kampanii prezydenckiej w 2005 roku był jedynym kandydatem, któremu w całości kampanię sfinansowała partia. Kosztowała ona 13 493 238 złotych i 67 groszy. W sprawozdaniu finansowym Lecha Kaczyńskiego widnieje tylko jedna wpłata – 13,5 miliona złotych – dokonana przez Fundusz Wyborczy „Prawo i Sprawiedliwość”. W rubrykach wpłaty
od osób fizycznych, prawnych, anonimowych ofiarodawców i zbiórek publicznych nie ma ani grosza. W przeciwieństwie do sprawozdań finansowych konkurentów do fotela prezydenta, których fundusze wyborcze pochodziły także z innych niż partyjne źródła.

Dopóki rząd pozostawał w rękach PiS, sprawa kontaktów między dużym a małym pałacem, czyli siedzibami prezydenta i premiera, nie stanowiła żadnego problemu. Nawet w początkowej fazie, gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz. Prezydent zwołał wprawdzie Radę Gabinetową, czyli spotkanie z wszystkimi ministrami, ale była to kurtuazyjna demonstracja dobrej współpracy, a nie narada w kryzysowym momencie. Za rządów premiera Kaczyńskiego takie pokazówki nie były już potrzebne.

Obecnie idea Rady Gabinetowej, na której zwoływanie zezwala prezydentowi konstytucja, powraca. Wzorcem mają być jednak Rady Gabinetowe Aleksandra Kwaśniewskiego z okresu premiera Buzka, które zwoływano, gdy dochodziło do napięć między prezydentem a rządem. – W kluczowych momentach organizowane były także spotkania w cztery oczy – wspomina Teresa Kamińska, szefowa doradców premiera Buzka. Odbywały się rzadko, przy okazji forsowania przez AWS istotnych reform czy ataku terrorystycznego na USA 11 września. Kamińska, podobnie jak szefowa kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego Jolanta Szymanek-Deresz, określa te spotkania jako „pozbawione miłości, ale rzeczowe”.

Nikt nie pamięta jednak, by w czasach Kwaśniewskiego istniał zwyczaj cotygodniowych audiencji premiera u prezydenta i raportowania przez niego stanu prac rządu, a taką ideę rozważa się w Kancelarii prezydenta Kaczyńskiego. Przeszkodą mogą być jednak przepełnione kalendarze obu polityków.

Jakość współpracy Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem będzie więc w dużej mierze zależała od sprawnego przepływu informacji między kancelariami. Szefem prezydenckiej ma wkrótce zostać była szefowa MSZ Anna Fotyga, którą wspomagać ma Michał Kamiński. Oboje to wierni żołnierze PiS.

Ich odpowiednikami w kancelarii premiera mają zostać dziennikarz Tomasz Arabski (na stanowisku szefa kancelarii) oraz zaufany współpracownik szefa PO Sławomir Nowak w roli dyrektora gabinetu politycznego. Środowisko braci Kaczyńskich nie podejrzewa ich, a zwłaszcza Nowaka, o skłonności do kompromisu. Rzeczywista współpraca obu gabinetów może więc być trudna.

Unia łączy, tarcza dzieli

Polityka zagraniczna i obronna to dwie dziedziny, na które zgodnie z konstytucją prezydent będzie chciał mieć wpływ – zapowiada minister Kamiński. Co do polityki europejskiej premier z prezydentem już się wstępnie umówili. Podczas spotkania poprzedzającego zaprzysiężenie rządu ustalili, że na szczyt Unii Europejskiej w Lizbonie 13 grudnia polecą obaj.

Zwyczajowo Polskę na szczytach unijnych reprezentował premier. Zmienił to dopiero prezydent Kaczyński, który postanowił bywać na unijnych spotkaniach zamiast brata. Teraz – jak wynika z nieoficjalnych zapewnień kancelarii głowy państwa – prezydent zachowa ten przywilej tylko w przypadku najważniejszych wydarzeń w UE. Co więcej, w Lizbonie traktat europejski podpisywać ma sam premier. W zamian za to, że rząd PO–PSL nie przyjmie Karty Praw Podstawowych. A to dlatego, że według ekspertyz Pałacu Prezydenckiego dokument ten otwiera- drogę do legalizacji małżeństw homoseksualnych.

Problemem w relacjach między pałacami może być za to sprawa tarczy antyrakietowej. Pałac Prezydencki chce twardo kontynuować linię pisowskiego rządu. A Donald Tusk raczej nie zamierza w negocjacjach z Amerykanami iść śladem poprzedników. Świadczy o tym determinacja, z jaką powołuje na szefa MSZ Radka Sikorskiego, osobę, która nie jest mile widziana w Pałacu Prezydenckim i ma własną strategię negocjowania tarczy. (O polskiej polityce wobec USA czytaj na stronie 48).

Zaplecze Lecha Kaczyńskiego nie wyklucza więc wzmocnienia podległego prezydentowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Ma stać się miejscem, gdzie znajdą pracę ci, którzy popierają politykę zagraniczną PiS, a których Platforma Obywatelska pozbawi stanowisk.

Aleksandra Pawlicka

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)